Jacek Galiński, Kółko się pani urwało

książka, okładka, komedia kryminalna

Na wstępie chciałabym zastrzec, że ja i komedie (książkowe) to nie jest dobrany duet. Raczej ich unikam, odkąd zorientowałam się, że raz za razem podczas czytania mam poczucie, jakbym oglądała sitcom, w którym nagrane wybuchy śmiechu sugerują mi, kiedy i ja mam się śmiać. A ja bardzo nie lubię, kiedy mi się mówi, co jest śmieszne. Dlatego, żeby się nie męczyć i nie marnować czasu, po komedie raczej nie sięgam. A już komedie kryminalne... nie, od czasu Chmielewskiej nie śmiałam się przy żadnej. A jednak o komedii kryminalnej wam opowiem. 

Do sięgnięcia po debiutancką powieść Jacka Galińskiego z dumnie krzyczącym z okładki napisem "komedia kryminalna" sięgnęłam zachęcona entuzjazmem znanych mi recenzentek, a także obietnicą autora, który zarzekał się, że jeśli przy tej książce się nie zaśmieję, zamieści w internecie film, na którym wylewa na siebie wiadro zimnej wody. Takie wyzwania to ja lubię!

A teraz przejdźmy do książki i zobaczmy, czy już możecie szukać rzeczonego nagrania z wodą :-D

Komu zdarzyło się spotkać w tramwaju zgryźliwą staruszkę? Taką, co to komentuje "młodych" pod nosem, a jednak dostatecznie głośno, by wszyscy w najbliższym otoczeniu to słyszeli? Taką, która ledwo idzie ze swoim wózeczkiem, ale rzuca się w otwarte drzwi autobusu w polowaniu na miejsce siedzące? Taką, która marudzi w kolejce, w windzie i ogólnie wszędzie? A teraz wyobraźcie sobie, że taka babcia zostaje główną bohaterką książki, którą czytacie... 

I wyobraźcie sobie, że możecie ją polubić.

Zofia Wilkońska jest - obiektywnie rzecz ujmując - koszmarną staruszką. Zrzędzącą, marudną i zgryźliwą. I pewnego dnia spotyka ją pewna... nieprzyjemność. Po powrocie z (nieudanych) zakupów odkrywa, że ktoś włamał się do jej mieszkania, ukradł pieniądze, biżuterię, a do tego sprofanował najcenniejszą pamiątkę po mężu - galowy mundur. Policjant, który przybywa na wezwanie, nie okazuje się zbyt pomocny i staruszka wie, że nie będzie z niego pożytku. Musi wziąć sprawę we własne ręce. Kiedy tropy prowadzą ją do jednonogiego sąsiada, pani Zofia nie chce pozostać mu dłużna i również włamuje się do mieszkania. Tyle że nie w celu kradzieży, a w poszukiwaniu swoich rzeczy. To jednak dopiero początek jej kłopotów, bo zostaje wplątana w znacznie... grubszą aferę.

Przystępując do lektury starałam się nie mieć za dużych oczekiwań, ale też nie dyskredytować fabuły na wstępie. Czytanie z otwartą głową się opłaciło, bo... to całkiem udany debiut. Napisana lekko, z autentycznym humorem i ciekawym pomysłem na intrygę.

Starsza pani wprawiła mnie w stan rozbawienia już na początku i - nawet trochę wbrew sobie - bardzo ją polubiłam. Pani Zofia to taka zabawna jadowita żmijka, jednoosobowa loża krytyków, rzucająca sarkazmem na lewo i prawo. Po prostu nie sposób jej nie pokochać. (A do tego to nazwisko! Ono bardzo dobrze mi się kojarzy - z Zygmuntem Wilkońskim, który związany był z powstaniem pięknego parku i uzdrowiska w moim rodzinnym mieście i jest patronem ulicy, przy której mieszka moja... babcia).

To, co spotyka panią Zofię, można określić jako "seria niefortunnych zdarzeń". Ale tak naprawdę to całkiem spora afera kryminalna. Staruszka jednak nie przyjmuje do wiadomości, że nie powinna się w to bardziej mieszać i rozgrywki z bandytami pozostawić policji. O nie. Ona idzie jak burza nawet wtedy, gdy robi się niebezpiecznie.

Przebieg fabuły - nieprzesadnie skomplikowanej, ale bardzo atrakcyjnej dla czytelnika - w połączeniu z poczynaniami i komentarzami naszej bohaterki pochłonął mnie bez reszty i wprawił w bardzo przyjemny stan na granicy chichotu. Finał intrygi i zakończenie książki było nawet pewnym zaskoczeniem, co jest kolejnym plusem książki. Podobnie jak niewymuszony sposób prowadzenia narracji, sarkastyczno-ironiczne monologi pani Zofii i pojawiający się raz po raz bohaterowie drugoplanowi (z pewnym łotrem na czele!).

Może nie śmiałam się do rozpuku i bez przerwy, ale kilka razy zaśmiałam się głośno, a i parsknięć nad lekturą było niemało. Autorowi udało się wprowadzić mnie w naprawdę dobry nastrój, w długo utrzymujące się rozbawienie. I nawet teraz, pisząc recenzję w kilka dni po lekturze, uśmiecham się na wspomnienie tej książki. Niech to będzie najlepszą rekomendacją.

Powieść do pewnego stopnia swoim klimatem przypomina mi starą (z 1992 roku) komedię z Sylwestrem Stallone pt. Stój, bo mamuśka strzela! Tam również mieliśmy starszą panią i kryminalną intrygę. I podobnie obie kryminalne komedie - ta filmowa, i ta książkowa - mnie rozbawiły.

Jackowi Galińskiemu udało się stworzyć lekką, zabawną i wciągającą komedię kryminalną. Taką, w której ani "komedia", ani "kryminał" nie jest określeniem na wyrost. Autor ze swadą czerpie z obu gatunków, proponując nam doskonałą czytelniczą rozrywkę. Taką, przy której można się zrelaksować, która poprawi nastrój po ciężkim dniu, którą można wziąć ze sobą na urlop czy na kanapę po pracy. Jeśli tak wygląda debiut, to ja niecierpliwie czekam, co Galiński wymyśli dalej! 

Książkę polecam, choć naprawdę kusiło mnie, żeby sprawdzić, czy autor faktycznie nagrałby ten filmik. Ale nie mogłabym z czystym sumieniem napisać o tej książce złego słowa.

Autor: Jacek Galiński

Tytuł: Kółko się pani urwało

Wydawca: Wydawnictwo W.A.B.



Komentarze

Popularne posty