Kamil Baleja, Tato, no weź [Agora]

 

Kamil Baleja Tato, no weź, Agora

Rodzicielstwo to nie bajka. Niezależnie od tego, czy jesteś matką, czy ojcem, niezależnie od tego, jak bardzo kochasz swoje dzieci. To nie bajka. To wzloty i upadki, radość i trud. To całe spektrum emocji. Możemy je filtrować, udawać, że widzimy tylko pastelowe barwy, możemy skupić się na mroku. Ale najzdrowiej wyjdziemy na tym, gdy przyjmiemy wszystko na klatę i okrasimy pewną dawką humoru. Choćby tak, jak robi to Kamil Baleja w swojej książce Tato, no weź.

Kamil Baleja to popularny dziennikarz radiowy. Mógłby zapewne sporo powiedzieć nam o muzyce czy pracy w radiu, ale zabrał się do pisania książki... parentingowej. No, z tym że "parentingowej" nie w popularnym rozumieniu tego terminu w odniesieniu do gatunku książek. To nie poradnik o tym, jak być lub nie być rodzicem. To opowieść o osobistych doświadczeniach rodzicielstwa, w których można przejrzeć się jak w lustrze.

28 rozdziałów książki jest jak 28 scenek rodzajowych z różnych etapów życia rodzinnego autora. Zaczyna się oczywiście z wysokiego C, od przezabawnej z perspektywy fotela, ale wcale nie tak śmiesznej z perspektywy uczestnika sceny z... kupą. Tak, tak, pewnie większość z rodziców przerabiała "konieczność wypróżnienia" w najmniej odpowiednich okolicznościach. I dlatego, choć czytając opis przygotowany przez autora skręcamy się ze śmiechu, czujemy też dramaturgię tej sytuacji.

Od poczęcia do przedszkola, tak można streścić tę książkę. Tak, tak, od poczęcia. A nawet sprzed poczęcia, jeśli wziąć pod uwagę opisy wygibasów wspierających owo poczęcie. Potem wszyscy wiemy, co się dzieje - dwie kreski, wicie gniazda, poród, oswajanie noworodka... Banał, prawda? Okazuje się, że nie do końca, kiedy ten banał opisuje Kamil Baleja.

Esencją Tato, no weź jest humor. Cała masa humoru. Znane wielu z nas scenki rodzajowe opisane są w sposób naprawdę zabawny, ze swadą i polotem. Z lekkością i czasem bardzo, bardzo plastycznie. Owszem, wiele z opisów jest przerysowanych, ale w sposób, który nie przeczy ich prawdziwości, lecz wydobywa komizm sytuacyjny i pozwala z luzem podejść do kwestii, które często traktowane są z patosem.

Z tej książki nie nauczycie się, jak być ojcem czy matką, jak wychować dzieci czy też jakich błędów unikać. Za to pierwszorzędnie ubawicie się, patrząc na potknięcia świeżo upieczonego ojca i pamięcią wrócicie do podobnych sytuacji z waszego życia. Nie wiem, jak odbierają tę książkę aspirujący do rodzicielstwa lub bezdzietni, ale dla mnie lektura okazała się jednocześnie świetną, szaloną zabawą i okazją do odbycia sentymentalnej podróży do początków własnej przygody z rodzicielstwem. Bawiłam się razem z Kamilem Baleją, a także przypomniałam sobie masę zabawnych sytuacji z życia. Poczucie humoru autora pomaga złapać dystans do tego, co kiedyś wydawało się trudne, wydobywa z historii rodzicielstwa tony, które nieczęsto wybrzmiewają. Nie "różową"  spokojną radość, a salwy śmiechu, ogniste, pełne ognia, i jak ogień oczyszczające. 

To idealna lektura wakacyjna dla rodziców "ze stażem", by pośmiali się z tego, co sami przeżyli, przejrzeli się jak w lustrze w doświadczeniach autora, powspominali własne początki. Będzie dobra dla rodziców początkujących, by nie czuli się w swych zmaganiach osamotnieni, nabrali dystansu do pewnych spraw i odnaleźli humor w sytuacjach, które mogą ich stresować. Ale będzie też dobra dla wszystkich, którzy po prostu lubią lekki, cięty język i humor sytuacyjny, którzy chcą się przy lekturze nie tylko odprężyć, ale też po prostu świetnie bawić. Ja skończyłam z zakwasami w policzkach i bólem przepony. A to mnie zaskoczyło.

Autor: Kamil Baleja
Tytuł: Tato, no weź
Wydawca: wydawnictwo Agora

Egzemplarz recenzencki.

Komentarze

Popularne posty