Magdalena Walkowiak, Sklep z marzeniami domowej roboty [Kinderkulka]
Mieć więcej. I więcej. Mieć szybciej. Natychmiast. Jedną rzecz, kolejną i kolejną. Większą, lepszą, nowszą. Też macie wrażenie, że nie do końca świadomie zapętlamy się w tym wyścigu po kolejne "trofea"? A widzicie, że wciągamy w to również nasze dzieci? Już nie tylko urodziny i gwiazdka, ale zajączek, mikołajki, imieniny, Dzień Dziecka, Dzień Chłopaka/Kobiet, a nawet zwykła rodzinna wizyta to kolejny pretekst by podarować im... rzeczy. Chcemy dobrze, lecz niestety często postępując w ten sposób, nieświadomie działamy na ich szkodę. Przyzwyczajamy do spełniania zachcianek i po trosze odzieramy z marzeń. I ta refleksja jest punktem wyjścia do książki Magdaleny Walkowiak pt. Sklep z marzeniami domowej roboty.
Akcja książki dzieje się w Rzeczowie, gdzie wszyscy chcą mieć wszystko i mają wszystko. Nawet miasto miało wszystko, co miasto mieć powinno, a najważniejsza była w nim fabryka, która produkowała wszystkie potrzebne mieszkańcom rzeczy. W mieście nie brakowało sklepów, w których kupić można było wszystko i w których mieszkańcy wydawali swoje pieniądze. A potem brali rzeczy do domu i... oddawali się ich podziwianiu.
W jednym z takich domów mieszkał Tomasz Mamwszystko. Zarówno rodzice Tomasza, jak i sam chłopiec mieli w domu wszystko, co mieć powinni, a jeśli nie mieli, to zaraz udawali się to kupić. Właśnie zaczęły się wakacje, ale w Rzeczowie nie spotkacie dzieci bawiących się w parkach i na podwórkach. O nie. Dzieci (tak jak i Tomasz) spędzają czas w domu na... podziwianiu rzeczy. Tylko że pewnego dnia Tomasz zaczyna odczuwać dziwny niepokój. Czegoś mu brakuje, ale sam nie wie czego. Tata, wychodząc do pracy, zostawia mu pieniądze, żeby mógł kupić sobie cokolwiek, co wypełni tę pustkę, ale chłopiec brnie przez pełne sklepów miasto i do niczego go nie cięgnie. Aż zupełnie przypadkiem odkrywa mały, zapomniany sklepik z wypisaną na szyldzie nazwą: "Sklep z marzeniami domowej roboty".
A prowadzi nas bardzo umiejętnie. Przede wszystkim autorka zadbała o ciekawą fabułę, która zaczyna się od ekspozycji świata przedstawionego. Poznajemy też głównego bohatera, którego nazwisko jest równie znaczące jak nazwa miasta. W ogóle docenić trzeba wykorzystanie przez autorkę nazw własnych jako sygnałów podejmowanej tematyki - wyraźnych, ale też pomysłowych. Pozwalają one dziecku lepiej zrozumieć przesłanie książki i zwracają uwagę na istotne problemy. Jest w tej książce trochę tajemnicy, trochę niepokoju, ale przede wszystkim mnóstwo radości i myślę, że już starsze przedszkolaki będą miały frajdę z lektury.
Bardzo cenię sobie książki, które mają walor rozrywkowy, a jednocześnie otwierają rodzicom czy wychowawcom możliwości do dyskusji z dziećmi. I Sklep z marzeniami... do takich książek należy. Podczas lektury wizualizowałam sobie w głowie kilka scenariuszy zajęć, jakie można by poprowadzić, traktując książkę jako wprowadzenie w temat. Natomiast sama lektura daje też możliwość rozmawiania z naszymi dziećmi o tym, czym różni się chęć posiadania od marzeń, o samych marzeniach i sile wyobraźni. O nudzie, przyjaźni i rodzinie. A wszystko to dzięki tej jednej historii.
Książkę zilustrowała Hanna Kosz. To dzięki jej rysunkom widzimy sympatyczne twarze bohaterów, możemy przyjrzeć się mapie Rzeczowa, ale też marzeniom Tomasza i innych dzieci. Możemy też zaobserwować, jakie zmiany zaszły w mieście dzięki dzieciom i podyskutować sobie o nich z młodymi czytelnikami.
Sklep z marzeniami domowej roboty to bardzo ciekawa pozycja, która mierzy się z wszechobecną ideą konsumpcjonizmu. Jest interesującą, wciągającą lekturą, która prowadzi nas do jasno określonego przesłania, skłaniając jednocześnie czytelnika do refleksji - nad swoimi oczekiwaniami i nad tym konsumpcjonizmem w najbliższym otoczeniu. Ładnie wydana i zilustrowana, świetnie nadaje się do samodzielnego, jak i wspólnego czytania. Pozwala podjąć z dzieckiem rozmowę na temat pragnienia posiadania różnych rzeczy, ale też marzeń i tego, czym te dwie sprawy różnią się od siebie. Myślę, że warto zwrócić na nią uwagę.
Komentarze
Prześlij komentarz