[Recenzja Przedpremierowa] Maja Lunde, Lisa Aisato, Strażniczka słońca [Wydawnictwo Literackie]
Niezależnie od tego, jak wiele książek dla dzieci przeczytam, wciąż jestem głodna kolejnych. Niezależnie od tego, ile z nich mnie zachwyci, wiem, że wciąż znajdę kolejne powody do zachwytu. Czasem szukam po omacku, czasem z góry wiem, że lektura będzie fantastyczna. Po wspaniałej, poruszającej i przepięknie zilustrowanej Śnieżnej siostrze Mai Lunde i Lisy Aisato z utęsknieniem czekałam na kolejne książkowe dziecko tego duetu autorek. I jak tylko pojawiła się okazja, żeby przeczytać Strażniczkę słońca, zgodziłam się bez wahania.
Bohaterką opowieści jest Lilia, dziewczynka, która w niemowlęctwie została osierocona przez niemal całą rodzinę. Został jej tylko dziadek, który się nią opiekuje i się o nią martwi, jednak nie potrafi z nią rozmawiać czy okazać czułości. Co gorsza, Lilia żyje w świecie wiecznego deszczu. Świecie, który dawno już opuściło słońce. Pamiętają o nim jedynie dorośli mieszkańcy miasteczka, natomiast dla dzieci przenikliwy, wkradający się pod ubrania deszcz jest codziennością. W tym świecie wszystko jest bure i mokre, a ludzie coraz bardziej smutni. Tym, co ich przytłacza, to niedobór żywności w tej rozmokłej krainie. Wszyscy są tu wychudzeni i poszarzali, zwłaszcza dzieci, a rodzice zmartwieni.
Od głodu ratuje wszystkich szklarnia dziadka Lilii, z której co trzy dni dostarcza na targ kosz warzyw i owoców. Nikt nie wie, jak mu się to udaje, ponieważ szklarnia jest zamknięta i nikt, nawet wnuczka, nie ma do niej wstępu. Dziewczynka nigdy nie kwestionowała tego zakazu, ale w dniu, gdy dziadek wychodzi do pracy, zapomniawszy swojego chleba, po raz pierwszy przekracza próg budynku... I odkrywa, że rośliny w szklarni są małe i wynędzniałe, w niczym nie przypominają dorodnych okazów dostarczanych mieszkańcom. To odkrycie budzi ciekawość dziewczynki, a ciekawość to pierwszy krok do odkryć, które doprowadzą ją do mieszkającego w dolinie Chłopca i do... Strażniczki słońca.
Komentarze
Prześlij komentarz