Maja Wolny, Pociąg do Tybetu [Mando]
Z chwilą upowszechnienia się połączeń lotniczych świat zmienił się w globalną wioskę. Wiele miejsc dotąd trudno dostępnych stało się atrakcjami turystycznymi dostępnymi może nie dosłownie dla każdego, ale z pewnością dla większej liczby odwiedzających niż wcześniej. Jednocześnie bardzo zmienił się model podróżowania. Udajemy się z miejsca A do miejsca B, które zwiedzamy mniej lub bardziej gruntownie, ale z pominięciem wszystkiego, co znajduje się na trasie między punktem wyjścia i punktem docelowym. Znacznie mniej jest w takim modelu zwiedzania spontaniczności i przypadku, znacznie mniej indywidualnego zachwytu nad samą drogą i nad tym, co nie stanowi celu podróży. A jednak wciąż są romantycy, dla których liczy się nie tylko cel, ale sam akt podróżowania i towarzyszące mu doświadczenia.To dzięki nim możemy spojrzeć na świat z "niemasowej" perspektywy.
Właśnie w taką nietuzinkową, nieskomercjalizowaną podróż wyruszyła z Warszawy do Tybetu Maja Wolny. A dzięki książce, możemy wyruszyć w drogę razem z nią.
Maja Wolny, autorka tak chwalonej przeze mnie Jasności, udała się na Dach Świata koleją. Koleją Transsyberyjską, Transmongolską i Tybetańską. Zmieniające się pociągi, zmieniające się warunki, zmieniające się widoki. Dwa kontynenty, pięć przejść granicznych, osiem sfer czasowych. To wszystko znajdziemy w Pociągu do Tybetu, książce będącej zapisem i świadectwem tej niezwykłej podróży.
Nie mam w sobie żyłki podróżnika, dalekie wyprawy mnie nie pociągają. Nie marzę o dokonywaniu odkryć, przełomów, a nawet o "doświadczaniu" podróży. Za to z rozkoszą biorę udział w takich wyprawach z perspektywy widza, bezpieczna w swoim domowym zaciszu, a zarazem otwarta na zbieranie doświadczeń. Jednak nie suchych relacji z podróży, odfajkowanej listy atrakcji. Lubię sycić się doznaniami, przemyśleniami ludzi wrażliwych i otwartych. I tego mi w książce Mai Wolny nie zabrakło.
Podróż autorki, inspirowana doświadczeniami Alexandry David-Neel, pierwszej Europejki, która dotarła do Tybetu, jest podróżą faktyczną, ale też metaforyczną, nostalgiczną podróżą przez doświadczenia innej osoby, właściwe dla innego czasu. Maja Wolny porównuje swoją drogę do tego, co opisała David-Neel, dając czytelnikowi szersza perspektywę, inny punkt odniesienia, włączając to, co "wczoraj", do tego, co "dziś". Pozwala nam to tak naprawdę odbyć jednocześnie dwie podróże i czerpać z obu.
U Mai Wolny zachwyca mnie wrażliwość, z jaką spogląda na świat i wszystko, co spotyka na drodze. Pochyla się nad krajobrazem, nad ludźmi, nad historią terenów i współczesnymi problemami. Potrafi dostrzec, jak daleko zmienia się dany obszar z powodu ingerencji człowieka. Opisuje wszystko, co widzi, czego doświadcza, włączając to w kontekst geograficzny, społeczny i historyczny. Jej opowieść, choć nieprzesadnie obszerna, jest przez to wielowymiarowa, możliwie pełna, wynikająca z poszanowania kultur, ale i dużej świadomości ekologicznej.
Napisany pięknym, plastycznym językiem zapis podróży jest do głębi poruszający. Możliwie pełny, choć wynikający z subiektywnego doświadczania drogi jako celu, ponieważ zbieranie doświadczeń w czasie przemieszczania się jest tak samo ważne jak to, co czeka na końcu wyprawy. To doświadczanie jest celem samym w sobie, nie osiąganie "mety". Natomiast dzielenie tych doświadczeń z autorką, współodczuwanie trudów, zachwytów, wspólne wyciąganie wniosków to chyba najlepsze, co może przydarzyć się czytelnikowi w czasie lektury.
Wolny pokazuje daleki od komercyjnej turystyki model podróżowania, coś na kształt "slow traveling" (analogicznie do idei slowfoodowych itp.), który ubogaca podróżującego, zmieniając go z turysty w podróżnika, z łowcy atrakcji w kolekcjonera doświadczeń, które wzbogacają nie tylko ego, ale także duszę, skłaniają do refleksji i pozostawiają trwały ślad. I ten trwały ślad przenosi się też na odbiorcę książki, który może towarzyszyć autorce w jej niezwykłej wyprawie.
Bardzo ciekawym doświadczeniem było poznawane tej książki w formie audiobooka (dostępny m.in. na Storytel) czytanego przez Paulinę Raczyło. Ten nośnik jedynie wzbogacił doznania i przekaz autorki. Kobiecy lektor sprawił, że miałam wrażenie, że to sama autorka opowiada mi o swojej podróży, że jestem uczestnikiem spotkania, na którym dzieli się swoimi doświadczeniami bezpośrednio ze mną. Ale to tylko dodatek do bogactwa, które oferuje sama treść Pociągu do Tybetu. Treść, w której jest nie tylko relacja z podróży, ale szczera opowieść o towarzyszących jej przeżyciach, także wewnętrznych i pojawiających się w związku z nimi refleksjach. Ważnych refleksach. Relacja z wyprawy jest tu celem autorki, ale i pretekstem do głębszych przemyśleń, do powiedzenia czegoś nie tylko o sobie, ale w szerszej perspektywie o miejscach i ludziach, o naszym postrzeganiu świata, podróży... To książka, którą czyta się z przyjemnością, ale zarazem zostawia ona w odbiorcy trwały ślad.
Jestem pod wrażeniem tej książki, która jest zarazem książką podróżniczą, ale i refleksyjnym esejem o świecie, zaproszeniem do refleksji i zmiany perspektywy. Jest opowieścią o Tybecie, ale też o wszystkim, co znajduje się po drodze między Warszawą a Dachem Świata.
A na koniec powiem jeszcze, że urzeka mnie dwuznaczność tytułu, z "pociągiem" rozumianym dosłownie i metaforycznie. To tylko drobny smaczek, ale dla mnie jest wisienką na torcie :-)
Niesamowity pomysł na podroż i książkę. Ja akurat mam żyłkę podróżnika. Uwielbiam dalekie podróże i to sprawia, że jestem ciekawa tej książki. Ale też podziwiam autorkę, bo nie wiem czy na taką podroż bym się zdecydowała - na podróż tak daleką pociągiem. Z jednej strony chciałabym - byłoby to z pewnością niesamowite przeżycie dla mnie. Ale z drugiej strony... Chyba bym się bała, że trudom takiej podroży nie podołam.
OdpowiedzUsuńJa na taką nie zdecydowałabym się na bank, tym bardziej samotnie jako kobieta. Ale książka jest fantastyczna, obserwujesz niesamowitą wyprawę z bezpiecznego miejsca w fotelu, ale dociera do ciebie cała siła przekazu
Usuń