Ida Kulawik, Roślinna kuchnia polska [Dwie Siostry]
Tradycyjnej polskiej kuchni daleko do weganizmu. Ba, nawet wegetarianizm jest odległym tematem przy "klasycznym" polskim obiedzie. Wielu miłośnikom takiej kuchni może się wydawać, że przechodząc na wegetarianizm czy weganizm będą musieli pożegnać się ze smakami dzieciństwa. A jednak Ida Kulawik w swojej najnowszej książce Roślinna kuchnia polska postanowiła pokazać, że połączenie tradycyjnej i wegańskiej kuchni jest możliwe. Sam pomysł jest dla mnie na tyle interesujący, że bardzo chciałam sprawdzić, czy znajdę wśród przepisów coś w sam raz dla mojego niewegańskiego domu.
Zaraz, zaraz... Ale jak to? Mięsożerca będzie opowiadał o wegańskiej książce kucharskiej? Ano będzie. Może nie jestem jeszcze gotowa na całkowite porzucenie mięsa i nabiału, ale uwielbiam warzywa i owoce i chcę ich więcej w rodzinnym menu, a także uważam, że wszystkim nam (w moim domu) dobrze zrobi ograniczenie ilości spożywanego mięsa, ale jednocześnie muszę przekonać chłopaków, że bez szynki i schabowego też może być super. No i... zżera mnie ciekawość, czy moje zdolności kulinarne sprostają konfrontacji w "kukbukiem" Idy Kulawik.
Pierwszym, co zwraca uwagę, kiedy bierzemy do rąk Roślinna kuchnię polską, jest piękne wydanie - twarda oprawa z wyrazistą okładką, duży format, lekko połyskujące kartki papieru o większej gramaturze, tasiemka pełniąca funkcję zakładki... I obłędne zdjęcia. Takie, które przyciągają oko, a do tego wywołują oczywisty napływ ślinki do ust. Ta książka jest tak piękna, że zwyczajnie - wybaczcie bluźnierstwo - chce się ją mieć dla samej radości posiadania. To jedna z takich pozycji, które są ozdobą regału i wyciąga się je nie tylko w celu użytkowym, ale też dla zwykłej radości przeglądania. Ja oglądałam ją kilka dni zanim przygotowałam jakąkolwiek potrawę :-)
Ale skupmy się na treści. Tuż po oczywistym acz koniecznym odautorskim wstępie znajduje się lista ulubionych składników autorki. Wiele z nich jest znanych nawet laikowi, ale ich zebranie w jednym miejscu pomaga w usystematyzowaniu wiedzy, a także wprowadza w tajniki kuchni wegańskiej osoby rozpoczynające swoją przygodę z tą ścieżką kulinarnych doznań. Jest i krótka notka o sprzęcie kuchennym. To absolutne minimum, bez zbędnego rozdrabniania tematu. A zaraz potem - moc przepisów.
Przepisy zgrupowane są w dziewięciu blokach tematycznych. Znajdziemy tam propozycje śniadań, zup, obiadów, podwieczorków i kolacji, a także słodkości, surówki i wegańskie zamienniki tradycyjnych dodatków do potraw. Każdemu przepisowi poświęcona została rozkładówka książki - z lewej strony duża, piękna fotografia, która woła "zrób mnie, zjedz mnie", z drugiej przepis, który tworzy krótki wstęp odautorski, lista składników z podaniem liczby porcji i opis wykonania z ewentualnymi wskazówkami. Wszystko jasne, przejrzyste i zachęcające do wypróbowania.
Co mięsożercy daje wegańska książka kucharska? Przede wszystkim odwagę do próbowania nowych rzeczy. A także świadomość, że wegańska kuchnia jest atrakcyjna (no dobra, podejrzewałam to od dawna) i że można w niej odnaleźć smaki dzieciństwa (a to już zaskoczenie; wydawało mi się, że zmiana diety oznacza nowe kulinarne doznania i zdrowie, ale kosztem utraty pewnych znanych już nam smaków i doznań). I masę naprawdę świetnych pomysłów na potrawy, które da się przygotować z niespecjalnie wymyślnych składników i nie tak wielkim nakładem sił.
Pierwszym efektem studiowania tej pięknej książki było bardziej świadome poruszanie się wśród produktów w sklepach. Zwłaszcza w działach ze zdrową żywnością. Nagle zaczęłam dostrzegać większy potencjał znajdujących się tam artykułów - przede wszystkim potencjał, który można wykorzystać w daniach przygotowywanych dla mojej nieskłonnej do weganizmu rodziny. Później pojawiło się poczucie, że są to przepisy, które mogę wypróbować, że moje umiejętności kulinarne wystarczą.
Nie będę udawać, że wypróbowałam wiele przepisów z tej książki. Na razie startuję ostrożnie - od tych prostszych - jedna zupa (pomidorowa, w smaku - niemal nie do poznania), kilka śniadań (jestem fanem omletu, wejdzie do sobotniego repertuaru), coś słodkiego (desery to moja obsesja, a tu są obłędne). Ale! Każda z tych potraw okazała się strzałem w dziesiątkę i tylko zachęca mnie do dalszych działań. Mam nadzieję, że stopniowo uda się wypróbować coraz więcej i z coraz większą śmiałością.
Ida Kulawik przygotowała taką książkę kucharską, która sprawdzi się nie tylko w wegańskim domu. Nawet średnio zaawansowany domowy kucharz poradzi sobie z przygotowaniem prezentowanych tu potraw, a przepisy wydają się tak zachęcające i zróżnicowane, że bez problemu można zdecydować się na zastąpienie nimi części tradycyjnych domowych posiłków. Autorka sugestywnie przekonuje, że "klasyczne" smaki są obecne w kuchni wegańskiej. Nawet jeśli nie jesteście gotowi zrezygnować całkowicie z dań mięsnych czy z użycia nabiału, nic nie stoi na przeszkodzie, by wprowadzić wegańskie elementy do codziennego jadłospisu. Kulawik pokazuje ponadto, że wegańskie gotowanie nie jest specjalnie skomplikowane, a przynajmniej nie bardziej niż gotowanie potraw, które proponują inne książki kucharskie. Jestem pod wrażeniem i czuję się zmotywowana do próbowania nowych rzeczy we własnej kuchni.
Książka nie należy do tanich, to fakt, ale za taką jakość warto zapłacić. Jakość, jeśli chodzi o wydanie, i jakość, jeśli chodzi o zawartość merytoryczną. Roślinna kuchnia polska jest nie tylko książką kucharską, zbiorem przepisów dobranych według wegańskiego klucza, jest też pięknym produktem edytorskim, albumem o funkcji estetycznej i użytkowej zarazem. Niezależnie od tego, czy jesteście weganami, wegetarianami czy "tradycjonalistami" pragnącymi spróbować czegoś nowego - nie będziecie zawiedzeni.
Jaka szkoda, że nie miałam tej książki do dyspozycji kilka lat temu, kiedy moim partnerem był weganin... Czasami naprawdę brakowało mi pomysłów, gdy gotowałam dla niego.
OdpowiedzUsuńHaha, no to teraz może ugotuj dla siebie :-D
Usuń