Diana Wynne Jones, Ruchomy zamek Hauru [Nowa Baśń]


Nie zliczę już, ile razy od premiery obejrzałam film Hayao Miyazakiego Ruchomy zamek Hauru przygotowany przez studio Ghibli, a już zwłaszcza w ostatnim czasie, kiedy pojawił się na Netfliksie. I choć uwielbiam go i za animację, i za historię, jakoś nigdy nie złożyło się, bym sięgnęła po powieść Diany Wynne Jones. Jednak w chwili, gdy wydawnictwo Nowa Baśń zapowiedziało wznowienie, wiedziałam, że muszę nadrobić braki i sprawdzić, czy książka jest równie magiczna jak film.

Bohaterką książki jest Sophie Kapeluszniczka, najstarsza z trzech sióstr, przez co jest - jak sama wierzy - skazana na wieczne niepowodzenie. Kiedy umiera ojciec dziewcząt, macocha postanawia, że każda z córek powinna terminować w innym miejscu, tak żeby każda mogła zdobyć zawód, który zapewni jej utrzymanie. Najmłodsza z dziewcząt trafia do czarownicy, średnia do piekarni, a Sofie zostaje w sklepie z kapeluszami. 

Pewnego dnia w zakładzie zjawia się niemiła klientka, która okazuje się Wiedźmą z Pustkowia. Z jakiegoś powodu pała do Sophie niechęcią i zamienia ją w staruszkę. Zaskoczona Sophie, która nie ma już nic do stracenia, opuszcza sklep i rusza w drogę. Ponieważ ma już swoje lata, wcale nie jest jej łatwo się poruszać. Gdy dociera do ruchomego zamku czarownika Hauru, który podobno pożera serca młodych dziewcząt, postanawia nie dać się odpędzić i znaleźć w nim schronienie.

Na miejscu poznaje ucznia czarownika - Michaela - i demona ognia Kalcyfera, z którym zawiera pewien pakt. Teraz pozostaje jedynie utrzymać się w tym domu mimo humorów jego właściciela i poznać tajemnice.


Ta książka to idealna lektura dla wszystkich miłośników baśni i fantasy. Kawał dobrej historii, z której aż kipi magia - zarówno ta fabularna, jak i literacka. Są tu czarownice i czarodzieje, zaginieni książęta, demony, klątwy, nie tak wcale złe macochy, sprytne młodsze siostry, ale i dzielne siostry starsze... Jones czerpie ze znanych motywów i przekłada je w oryginalną historię - trochę nawiązując do klasyki, a trochę ją odwracając. To powieść młodzieżowa, która podbije serce również dorosłego czytelnika, zwłaszcza takiego, który w duchu wciąż jest rozmarzonym dzieciakiem.

Diana Wynne Jones ma naprawdę ogromną wyobraźnię, ale też umiejętność przelania na papier i zamknięcia w fabule nawet bardzo specyficznych wizji i pomysłów. I wcale nie mówię tu o zamku, który się przemiesza i którego drzwi mogą otwierać się na zupełnie inne miejsca, ani nawet o to, że wszędzie pełno jest magii, także ożywianych za pomocą słów przedmiotów. Ale lepiej, jeśli przekonacie się sami, jakie niesamowite wizje zostały w książce przedstawione. Ale - co ważne - każdemu z tych niesamowitych pomysłów został w powieści przypisany jakiś sens i jakaś konkretna rola, przez co sama książka nie jest zlepkiem dziwnych pomysłów, a świetną, spójną, choć nieco szaloną i oniryczną przygodą.

Choćbyście nie wiem jak dobrze znali animację studia Ghibli, są elementy tej historii, które was zaskoczą, ponieważ są zauważalne różnice między fabułą filmu i powieści. Nieco różnią się na przykład charaktery Sofie i Hauru, którzy w filmie są nieco bardziej "bajkowi", a w książce wyraźniejsze są ich wady i oboje potrafią być irytujący (co nie zmienia faktu, że ich uwielbiamy, a także rozumiemy). Znacznie większa jest w książce rola rodziny Sophie w przebiegu intrygi, zaś możliwość poznania pochodzenia Hauru i zerknięcia w jego przeszłość i związki rodzinne rzuca na tę postać zupełnie inne światło. Ta wizja bardzo do mnie trafia i choćby dla niej samej warto było wreszcie przeczytać to, co napisała Jones.

Znaczną rozbieżnością między wizjami Jones a scenarzystów z Ghibli jest postać Kalcyfera, który w filmie przypomina urocze domowe zwierzątko, a w książce jest zdecydowanie bardziej demonem marzącym o uwolnieniu. No i Wiedźma z Pustkowia, która wcale nie przypomina tej animowanej, ani z wyglądu, ani z charakteru, a jej czary są mroczne i maja zdecydowanie straszniejsze skutki.

Nie umiem powiedzieć, czy "oryginalna" historia jest lepsza, czy gorsza od animacji, ponieważ do filmu mam ogromny sentyment, a książkowy mroczniejszy klimat również bardzo mi odpowiada. Uznam więc obie wersje za równoważne i tym ciekawsze, że każda rozbieżność mówi nam również coś o wrażliwości jej twórcy. Oczywiście to Jones wymyśliła Hauru i jego zamek, tworząc przy tym niesamowitą oniryczną baśń, ale zmiany w scenariuszu też mają swój urok.

Książka ma zdecydowanie swoje lepsze i słabsze momenty, czasem brakuje tu dramatyzmu, a czasem jest mrocznie i niebezpiecznie, ale sama książka to kawał niezłej przygody i świetna wakacyjna odskocznia. Myślę, że niejednemu czytelnikowi sprawi sporo frajdy, a niektóre motywy, które nie pojawiły się w filmie, dodają jej wyrazistości. Można czytać, szukając różnic, można - ciesząc się opowieścią, tak czy inaczej, niemal pewne jest, że z przyjemnością.

Autor: Diana Wynne Jones

Tytuł: Ruchomy zamek Hauru

Tłumacz: Danut Górska

Wydawca: Nowa Baśń

Komentarze

  1. Nie znam ani książki, ani filmu. Ale od dawna już nie interesuje się fantastyką, więc pewnie dlatego jestem niezorientowana. Niemniej zaciekawiłaś mnie. Może zerknę w wolnej chwili. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zerknij, zerknij. I na film, bo studio Ghibli robi genialne animacje.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty