J.T. Greathouse, Dłoń Króla Słońca [Fabryka Słów]
Czasem książka jest tak pięknie wydana, że niezależnie od jej treści człowiek chciałby ją mieć. Jak choćby Dłoń Króla Słońca J.T. Greathouse'a. Ta książka ma nie tylko urzekającą okładkę, ale też pięknie zrobione brzegi stron, układające się w pasujący do całości obrazek. Na szczęście do Fabryki Słów mam zaufanie i wiem, że śmiało mogę ulec mojej wewnętrznej okładkowej sroce, bo powieść ma szansę mi się spodobać.
Bohater tej powieści - Wen Olcha - rodzi się w jednej z prowincji wielkiego imperium. Jego ojciec - sieneński kupiec - już w dniu narodzin zaprojektował dla syna ścieżkę przyszłości. Nie szczędząc środków na dobrego nauczyciela, chce przygotować syna do cesarskiego egzaminu, w czasie którego wyłania się elitarne grono sług cesarza.
Olcha jednak dźwiga na swoich barkach nie tylko marzenia ojca. Bo oprócz sieneńskich korzeni, z po kądzieli jest spokrewniony z zupełnie innym ludem, podbitym i tłamszonym przez cesarstwo. Matka chciała tylko tego, co bezpieczne i wygodne. Jego babka zaś nadała mu nayeńskie imię - Głupi Kundel - i w tajemnicy przekazała część zakazanych nauk swojego ludu i przygotowywała do waliki z imperium. Potem zaś porzuciła bezpieczne schronienie i wnuka, by dołączyć do ruchu oporu.
Chłopak nie wiedział, jak miałby spełnić te sprzeczne marzenia. Mógł albo przyłączyć się do Sienenczyków, albo walczyć u boku Nayeńczyków. Jednak tym, co najbardziej go interesowało, było marzenie o magii. Tej nieokiełznanej sile, którą poczuł zaledwie raz jeszcze jako chłopiec. Krocząc ścieżkami, które zostały wytyczone za niego, chciał znaleźć własną drogę.
J.T. Greathouse stworzył powieść z fabułą o rozmachu eposu. Skonstruował imperium i jego kulturę, w której pobrzmiewają echa Dalekiego Wschodu, oraz kultury ścierających się z imperium ludów. W książce, która jest otwarciem cyklu, bardzo zgrabnie zaznajamia też czytelnika z mechaniką magii, z którą stykać się będzie bohater.
W tym barwnie opisanym i objaśnionym świecie przedstawionym poruszałam się z prawdziwą ciekawością, odkrywając wszystko, co autor zaczerpnął z realnie istniejących kultur i przetworzył wedle uznania, tworząc ciekawy, spójny, ale i odrobinę znajomy świat. Dostatecznie odmienny, by był ciekawy, i dostatecznie bliski, by stanowił dobre tło dla magii oraz osobistych dylematów bohatera.
Akcja wydaje się tu biec niezbyt szybko, pozostawiając sporo miejsca dla kreacji głównego bohatera, zobrazowania jego tożsamości, która - wyrastając z dwóch odmiennych i ścierających się kultur - ma znaczący wpływ na działania i wybory bohatera. Jednocześnie świetnie wabi tajemnicą magii, której szuka bohater, i tajemnicą cesarza. Wielki władca, który steruje kanałami magii, jest w powieści niemal nieobecny, lecz rzuca cień na całe swoje imperium.
Dłoń Króla Słońca jest opowieścią o magii, która staje się obiektem pożądania. O dorastaniu w cieniu oczekiwań innych. O szukaniu własnej ścieżki. O sukcesach i porażkach. O bierności, złu i potrzebie działania. O miłości i śmierci, niewoli i pragnieniu spokoju. O lojalności i zdradzie. O dążeniach ludzi i bogów, o jednostce w trybikach wielkiej historii. O chłopcu, który staje się mężczyzną i o tym, że czasem nie ma czegoś takiego jak trzecia droga.
Napisana z rozmachem, klarownym, plastycznym językiem powieść, mimo niespiesznej narracji, wciąga od pierwszej strony. Ma dobrze rozłożone akcenty i budowane napięcie. To historia dla tych, którzy lubią historie o wewnętrznym rozdarciu i moralnych konfliktach, z niepozbawionymi wad bohaterami, którzy popełniają błędy, czasem bolesne. Z dopracowanym światem przedstawionym i dobrze objaśnioną mechaniką jego działania. Z wieloma wykreowanymi kulturami. Z magią, zwrotami akcji, konfliktami w świecie ludzi i bogów. Bawiłam się w czasie lektury przednio i bardzo chcę podążać za Olchą dalej. A książka jest pięknie wydana i przełożona przez Marcina Mortkę.
Autor: J.T. Greathouse
Tytuł: Dłoń Króla Słońca
Tłumacz: Marcin Mortka
Wydawca: Fabryka Słów
Egzemplarz własny.
Komentarze
Prześlij komentarz