Jasmin Schreiber, Rów Mariański [Otwarte]
(...) nie da się zatrzymać życia. To niemożliwe.
A śmierci nie da się kontrolować, bo jest po prostu
częścią tej zwariowanej jazdy zwanej życiem.
Mówi się, że rozpacz bywa jak otchłań. Mówi się, że w żałobie można się pogrążyć. Jak jednak oddać głębię tego cierpienia, które ogarnia, wsysa człowieka po śmierci ukochanej osoby? Można przyrównać ją choćby do najgłębszego miejsca na Ziemi, czyli Rowu Mariańskiego, a potem uczynić z tego porównania tytuł książki. Tak jak zrobiła to Jasmin Schreiber.
Również dla mnie te jedenaście kilometrów było właściwie zbyt dużą abstrakcją. Dopiero gdy sama tam dotarłam, to znaczy na sam dół, w ciemność, gdzie nie ma już światłą ani kolorów i niemal zupełnie brakuje tlenu, te jedenaście kilometrów i wszystkie te cyfry i rzędy wielkości stały się dla mnie bardzo konkretne – jedenaście tysięcy metrów pod wodą jest równoznaczne z metrem dziewięćdziesiąt pod ziemią, głębokością twojego grobu.
Bohaterka powieści, Paula, straciła młodszego brata. Przeżywa swoją żałobę bardzo intensywnie, a nawet - jak twierdzi terapeuta - zbyt intensywnie. Przez to zupełnie nie potrafi wrócić do tzw. normalnego życia. Nie kontaktuje się z rodzicami, nie pisze swojej pracy doktorskiej... Za namową terapeuty ma wybrać się na cmentarz, kiedy nie będzie tam ludzi, których spojrzenia ją przytłaczają. A to oznacza... w nocy. Włamanie na teren nekropolii okaże się dla niej początkiem niezwykłej podróży, w której towarzyszyć będzie jej dziwny staruszek i pies, który czasem musi chodzić tyłem.
Trudno streścić fabułę tej powieści, tak by nie zdradzić zbyt wiele, bo jej siła i wyjątkowość tkwi w detalach, które składają się na z pozoru prostą, choć odrobinę absurdalną powieść drogi. Detalach, które autorka dokłada niczym kolorowe szkiełka, tworząc wspaniałą, wielobarwną mozaikę.
Tak, jest to przede wszystkim opowieść o żałobie. Jednak jej nietuzinkowość objawia się nie tylko w portretowaniu wieloaspektowości żalu po stracie i różnych przejawów jego przeżywania. Na uwagę zasługuje przede wszystkim bardzo obrazowa koncepcja opierająca się na zobrazowaniu otchłani bólu przez przyrównanie do Rowu Mariańskiego i uczynienia z tego porównania punktu odniesienia. Nie jest to bynajmniej porównanie jedynie sztuką dla sztuki, koncepcją pojawiającą się znikąd. Jest umotywowane tożsamością bohaterki - Paula jest przecież biolożką - ale też odwołuje się do jej zmarłego brata, którego fascynowały wszelkie wodne stworzenia, przyroda, oceaniczna głębia.
W żałobie najgorsze jest to, że świat wokół nas po prostu kręci się dalej jakby nigdy nic (...). Człowiek czuje się potwornie, jednak wszyscy inni chodzą do pracy, do kina, śmieją się, oglądając komedię, śpią całkiem normalnie i cóż… po prostu żyją swoim życiem. Nagle zostajesz całkiem sam, bo odczuwasz wszystko zupełnie inaczej niż ludzie dookoła ciebie (...). Codzienność biegnie po prostu swoim torem i jakoś tam wlecze człowieka ze sobą. I to, co z początku może zdawać się niewiarygodną męką (...), staje się jedyną szansą na to, żeby człowiek się pozbierał. Bo w końcu kiedyś, kiedy będzie na to gotowy, może włączyć się i wsiąść na tę karuzelę. Właśnie dlatego, że nie stanęła (...).
Najbardziej jednak celowość odwołania widoczna jest w liczbach pojawiających się na początku rozdziałów. Pierwsza z nich - 11000 - oznacza głębokość Rowu Mariańskiego, kolejne, coraz mniejsze, tworzą doskonałą i poruszającą metaforę wychodzenia z żałoby, które jest jak powolne wynurzanie się z morskich głębin. W ten poruszający sposób autorka sygnalizuje, że jej opowieść jest nie tyle o samej żałobie, ile o procesie uzdrawiania, który jest tak istotny dla żywych. To historia o odbijaniu się od dna, dająca nadzieję, pokazująca, że dotykanie dna może przerażać, ale jest też końcem, po którym możesz tylko wybić się w górę. Nawet jeśli to potrwa, bo dół był tak głęboki jak Rów Mariański.
Jasmin Schreiber wykreowała wyjątkową, barwną parę bohaterów. Wycofaną, stojącą całe życie na uboczu młodą kobietę, która żyje z poczuciem winy po śmierci brata, oraz despotycznego staruszka, który z determinacją realizuje sobie tylko znany plan. Tych dwoje tak różnych ludzi okaże się sobie bardziej potrzebnych niż mogliby przypuszczać.
Powieść jest bardzo kameralna, poruszająca, ale niepozbawiona humoru i nieco absurdalnych sytuacji. Napisana prostym, oszczędnym językiem, w którym widać doskonałe wyczucie i opanowanie. Emocjonalnie bardzo wiele dzieje się między wersami tej powieści, w przestrzeni, w którą autorka z rozmysłem nas wprowadza i pozwala współodczuwać z bohaterami. W tej niewielkiej z pozoru powieści mieści się taki emocjonalny ładunek, że przetacza się przez serce czytelnika niczym lawina, ale pozostawia po sobie oczyszczającą świeżość.
Rów Mariański to powieść bolesna, ale jednocześnie pełna nadziei. Słodko-gorzka opowieść o stracie, obliczach bólu, poczuciu winy i niemocy, ale też o odbijaniu się od dna, wychodzeniu z rozpaczy i pokrzepieniu, które pojawia się, gdy jesteśmy gotowi je dostrzec. Historia niezwykłej przyjaźni, która narodziła się ze współodczuwania bólu. Mocna i delikatna zarazem. Wciągająca, oszałamiająca, nietuzinkowa. Podejmująca trudne tematy z szacunkiem i empatią, wypełniona detalami niczym kamieniami szlachetnymi. Powieść drogi, w której liczy się dotarcie do celu, ale i droga do samego siebie. Świetna koncepcja realizowana z rozmysłem i prostą szlachetnością na długo zostanie w waszej pamięci.
Autor: Jasmin Schreiber
Tytuł: Rów Mariański
Tłumacz: Agnieszka Walczy
Wydawca: Wydawnictwo Otwarte
Egzemplarz recenzencki.
Komentarze
Prześlij komentarz