Żegnaj, Tomku Wilmowski, czyli o Przyjacielu Północy Ilony Wiśniewskiej [Agora dla dzieci]
Kiedy jako dziecko zakochałam się w Tomku Wilmowskim, kiedy pokochałam książki Alfreda Szklarskiego, czułam, że będzie to miłość na lata. I faktycznie, nie umiem zliczyć, ile to raz wracałam do serii powieści o nastoletnim podróżniku. Także jako osoba dorosła. W pewnym momencie zaczęłam się zastanawiać, czy po te książki (które mam aż w dwóch wydaniach) sięgnie kiedyś Wojtek. Bo niestety zdałam sobie sprawę, że mimo sentymentu, jakim je darzę, nie mogę ignorować faktu, że są nie tylko mocno nieaktualne, ale też ton, jakim są pisane, przesycony jawnym dydaktyzmem, nie przystaje do tego, co teraz czytają dzieci. Dlatego nieustannie wypatrywałam powieści, która okazałaby się godnym następcą dla "Tomków". I wygląda na to, że dzięki Ilonie Wiśniewskiej i jej Przyjacielowi Północy mogę pozwolić Tomkowi odejść do lamusa. Przynajmniej częściowo.
Bohaterem książki jest dwunastoletni Daniel, który ma przed sobą szansę na najbardziej fantastyczne wakacje. Oto bowiem - zupełnie sam - leci samolotem na Spitsbergen, czyli "najbardziej północną na świecie wyspę, gdzie żyją ludzie i niedźwiedzie polarne". Czeka tam na niego ciocia, taka nie z krwi, ale z przyjaźni, która jest dziennikarką i mieszka na Spitsbergenie. Zaprosiła do siebie Daniela i ma zamiar pokazać mu wyspę, jej mieszkańców i przyrodę.
Kiedy chłopak dociera na wyspę, okazuje się, że cała okolica żyje jedną sprawą. Otóż - wbrew prawu - ktoś zabija niedźwiedzie dla ich skór. Policja (a właściwie jeden policjant) nie bardzo chce się sprawą zająć, a do tego policyjny helikopter jest akurat w naprawie i nikt nie może z powietrza namierzyć kłusowników. Daniel ma jednak duszę odkrywcy i udaje mu się namówić świetnie znającą wyspę ciocię na wyprawę poszukiwawczą. Nie wie jeszcze, jak niezwykła przygoda go czeka i ilu ciekawych ludzi pozna po drodze.
Komentarze
Prześlij komentarz