Justyna Bednarek, Dom numer pięć [Wydawnictwo Literackie]
Książka zaczyna się bardzo obiecująco - od cytatów umieszczonych na wyklejce, z których poruszają mnie zwłaszcza słowa 9-letniego Janka: " Odwaga to jest takie coś, że ktoś podchodzi do kogoś innego i chce go pobić, a ty stajesz w jego obronie, choć też się boisz". Ta jedna z lepiej wyrażonych definicji odwagi nastawiła mnie pozytywnie do odbioru lektury. Również początkowe sceny wypadają interesująco: zmagania dziecka z niepełnosprawnością i dręczeniem oraz motywujący nauczyciel dawały nadzieję, że będzie to poruszająca i inspirująca opowieść. A potem przyszło rozczarowanie...
W chwili, gdy bohaterowie przekroczyli próg tytułowego domu, wszystko się zmieniło. Dziwny świat, w którym się znaleźli, i zamiana ról wprawiły mnie w konsternację. Trudno mi było rozeznać się w zasadach rządzących tym światem, niedookreślonym zagrożeniem i wyprawą o niezrozumiałym celu. Moje oczekiwania wobec tej historii zupełnie rozminęły się z wizją autorki. Już w czasie lektury zastanawiałam się, jak tę historię ocenić, bo zwyczajnie nie przypadła mi do gustu.
Myślę, że największym problemem tej książki jestem ja sama, a właściwie moje oczekiwania, które zostały zbudowane przez pierwsze sceny. Nakreśliłam sobie pewną wizję fabuły i nie mogłam przestawić się na inny tok myślenia. Dopiero gdy zaakceptowałam oniryczną formę opowieści mogłam zacząć cieszyć się fabułą.
W gruncie rzeczy sama historia jest bardzo interesująca i nietuzinkowa i możliwe, że bardzo spodoba się młodszym odbiorcom, którzy doskonale odnajdują się w onirycznych wizjach. A te kreślone są tu z odwagą. Autorka zabiera młodych bohaterów do krainy, w której nie tylko zamienią się rolami, ale też będą mieli do wykonania niełatwe zadanie. Eryk po raz pierwszy poczuje, co znaczy niepełnosprawność, natomiast Piotrek będzie miał szansę się wykazać.
Ich przygoda obnaża fałszywą odwagę wynikającą z przewagi siły, a jednocześnie pokazuje, że jej pokłady może znaleźć w sobie także ta osoba, po której nikt się jej nie spodziewał. Piotrek po raz pierwszy w życiu poczuje w sobie moc, ale też otrzyma ważną lekcję - że sprawność to nie wszystko, a brawura to nie odwaga i łatwo może sprowadzić nieszczęście. Będąc wciąż "tym słabszym" pewnie nigdy by się o tym nie przekonała, a wraz z nim nie przekonaliby się czytelnicy.
Świat za drzwiami domu numer pięć jest niepokojący, wymykający się rozumowi, targany dziwną wojną, ale dla siedzącego po bezpiecznej stronie kartki młodego odbiorcy będzie z pewnością interesujący. Nie brak tu akcji, przygody i emocji, a jednocześnie autorka przemyca tu sporo ważnych treści. I nawet jeśli nie są podane one w formie, której z początku się spodziewałam, są dość czytelne.
Na przykładzie Wojtka przekonałam się, że oczekiwania dorosłego i młodego czytelnika wobec tej lektury nie muszą iść w parze i to ten drugi przyjmie formę bez zastrzeżeń, jako coś naturalnego. Dorosły może mieć wobec niej mieszane uczucia i dopiero jeśli puści wodze fantazji, odkryje, jakie bogactwo możliwości niesie w sobie ta forma wyrazu.
Dom numer pięć jest opowieścią o niepełnosprawności, przyjaźni, odwadze i wsparciu, o radzeniu sobie z przeciwnościami losu i umiejętności pogodzenia się z tym, czego nie możemy zmienić. O czerpaniu radości z tego, co mamy. Ciekawa, oniryczna, niepokojąca, ale w swym ostatecznym brzmieniu pełna ciepła historia, która mówi o tym, co najważniejsze.
Komentarze
Prześlij komentarz