Agata Tuszyńska, Iwona Chmielewska, Mama zawsze wraca [Dwie Siostry]
Są takie książki, co do których ma się pewność, że będą świetne, jeszcze zanim się je przeczyta. Czasami to po prostu przeczucie, czasami realne przesłanki. W przypadku Mama zawsze wraca od pierwszej zapowiedzi wiedziałam, że to bardzo wyjątkowa książka. Po pierwsze - wydawcą są Dwie Siostry, a to gwarancja jakości. Po drugie, autorką tekstu jest Agata Tuszyńska, pisarka i reportażystka ze znaczącym literackim dorobkiem, a za ilustracje odpowiada Iwona Chmielewska, ceniona artystka i ilustratorka. Po trzecie - historia dotyczy Zagłady i jest oparta na autentycznych wspomnieniach. Tę książkę musiałam przeczytać i mieć w biblioteczce.
Mama zawsze wraca jest wspomnieniem urodzonej w 1939 roku Zosi, która najmłodsze lata spędziła w warszawskim getcie, wiele miesięcy ukryta przez mamę w komórce w piwnicy.
Opowieść zaczyna się od czasów powojennych, kiedy Zosia Zajczyk wraz z
mamą trafiła do Izraela, gdzie szybko przekonała się, że nie jest dobrze
mówić o tym, że przybyło się z Polski, że nie jest dobrze wspominać
życie "tam" i "wtedy", że to właśnie prowadzi do odrzucenia. Wtedy Zosia
stała się Jael, nauczyła się hebrajskiego i przestała wspominać o swoim
pochodzeniu. Dopiero po latach opowiedziała swoją historię, a teraz, dzięki Agacie Tuszyńskiej, i my mamy szansę ją poznać.
Zosia trafiła do getta wraz z rodziną mamy. Gnietli się w małym mieszkaniu i stopniowo "znikali", aż pozostały tylko Zosia i jej mama. Wtedy mama podjęła decyzję o ukryciu Zosi we wspomnianej piwnicy. Dziewczynka spędzała tam wiele godzin, czekając na powrót mamy, w tej piwnicy, dzięki mamie, poznawała świat i uczyła się. Nie znała innego życia, więc za nim nie tęskniła. Dzięki mamie przetrwała wojnę. I dopiero później dowiedziała się, że mama walczyła też o ocalenie innych dzieci, działając w organizacji wyprowadzającej je z getta.
Możecie powiedzieć, że to jeszcze jeszcze jedno świadectwo ocalałej z Zagłady i pytać, czy warto kolejny raz wracać do tych historii. A ja wam odpowiem: warto. Każde świadectwo ocalałego zasługuje na to, by je ocalono od zapomnienia i każde jest na swój sposób wyjątkowe. Ta historia jest niesamowita przede wszystkim ze względu na postawę mamy Zosi i na jej sposób na ocalenie córki, ale też na stworzenie jej namiastki dzieciństwa w dziwnym mikroświecie piwnicy w getcie. I możecie stawiać zarzut, że to przecież nie jest historia spisana przez jej bohaterkę, a jedynie fabularne opracowanie na podstawie wspomnienia, usłyszanej opowieści, ale nadal uważam, że to dobrze, że powstała. To kolejna cegiełka wniesiona do postrzegania historii życia w getcie i ocalenia.
Mama zawsze wraca to publikacja kompletna, dopracowana w każdym szczególe - od formatu i objętości, przez tekst, po ilustracje. Wszystko powstałe z dbałością o detal, szacunkiem dla bohaterki opowieści, a także z myślą o czytelniku, bo to publikacja skierowana do młodzieży (sugerowany wiek 15+), ale poruszony będzie też dorosły czytelnik.
Fabuła prowadzona jest w narracji pierwszoosobowej, prostym językiem, który przywodzi na myśl zapis bezpośredniej ustnej relacji, w której zdarzają się wtrącenia, wspomnienia, dopowiedzenia. Dzięki tej stylizacji opowieść wydaje się nam bliższa, jakbyśmy byli świadkami jej relacjonowania. Jakby stała przed nami Zosia, w pewien sposób mała i dorosła jednocześnie.
Ta niewielkiej objętości książka dostarcza tak naprawdę czytelnikowi całej masy wzruszeń. Wspomnienia Zosi z getta są wspomnieniami dziecka. W tej krótkiej opowieści najwięcej wyczytać można między wierszami. I nie chodzi tu o literacką grę prowadzoną z czytelnikiem, po prostu autorka dała dojść do głosu nie tyle Jael Rosner, co Zosi Zajczyk, kilkuletniej dziewczynce wciąż żywej we wspomnieniach z getta, która obserwowała świat przez małe okienko i poznawała go dzięki opowieściom mamy i rysunkom, które węglem robiła na podłodze piwnicy.
Mama zawsze wraca to opowieść niezwykle poruszająca. Cokolwiek powiedzieć by można o języku, narracji czy konstrukcji, to wciąż za mało, by określić jej wartość dla odbiorcy. Nie ma tu zbędnej metaforyki czy innych literackich zabiegów. Agata Tuszyńska pisze prosto, klarownie, nie unikając scen brutalnych, ale też nie epatując nimi. Wszystkie one są po prostu częścią wspomnień Zosi i tak zostają przedstawione.
Jak mówiłam, wile wyczytać tu można między wierszami. To jedna z tych historii, które stają się w pewnym stopniu lustrem dla wrażliwości odbiorcy. To, co w niej odnajdzie, co sobie dopowie, jakie pytania sobie postawi, wynikać będzie w dużej mierze z jego wiedzy o tych strasznych czasach i z wrażliwości na pewne sprawy. Dla mnie opowieść o Zosi stała się między wierszami opowieścią o jej mamie, niezwykłej kobiecie, która podjęła nadludzki wysiłek nie tylko, by ocalić swoje dziecko, ale też dać mu namiastkę dzieciństwa. I w tym samym czasie działała aktywnie w konspiracji na rzecz innych dzieci, wciąż rozdarta między potrzebą działania a potrzebą trwania przy swoim, bardzo małym przecież dziecku. Chyba nie jestem sobie w stanie wyobrazić, jak wiele musiało ją to kosztować.
Historia, którą poznacie w tej książce, jest wzruszająca, w dużej mierze gorzka, bolesna, ale piękna. Jest niesamowitą opowieścią o sile matczynej miłości i o miłości dziecka do matki, wierze, jaką w niej pokłada, zaufaniu, jakim ją obdarza. Jest opowieścią o nadziei i jej poruszający tytuł jest w moim odczuciu właśnie idealnym wyrazem tej nadziei. Serce ściska mnie zawsze, gdy na ten tytuł spoglądam. A potem, raz za razem, moje serce pęka, gdy ją czytam. Gdy czytam o lalce, która miała tylko głowę, a potem dostała rączki i sukienkę. Która dla Zosi była córeczką i jedyną towarzyszką. Gdy czytam o nauce haftowania, jeździe na rysowanych węglem sankach. Nie muszę wcale docierać do opowieści o szczurach czy wydarzeniach po aryjskiej stronie, by siedzieć nad lekturą ze ściśniętym gardłem. Ale podążam za tą opowieścią, w której nie ma ani jednego zbędnego zdania, która nie jest przejaskrawiona ani przegadana. W moim odczuciu jest taka, jaka powinna być. W słowach i w tym, co znajduje się między nimi.
Tekst Agaty Tuszyńskiej zyskał w tej książce doskonałą oprawę. Ilustracje przygotowane przez Iwonę Chmielewską są równie poruszające jak opowieść Zosi i fantastycznie oddają klimat tej historii - smutnej, bolesnej, ale przepełnionej nadzieją i wiarą w mamę. Grafiki same w sobie sobie są jak małe dzieła sztuki, metaforycznie oddają elementy przedstawionej historii. One również sprawiają, że czytelnika ściska w gardle i zaczyna spoglądać na nie przez łzy. Ilustratorka trzyma się raczej smutnej palety barw, sięga po brązy, czerń, szarości, wplatając w to symbolicznie elementy akcentujące nadzieję - sukienka Zuzi, lalki Zosi, i tożsama sukienka dziewczynki czy pudełko skarbów. Iwona Chmielewska rysuje i tworzy kolaże, unika dosłowności, budując kolejną warstwę do interpretacji. Bo tak jak tekst Agaty Tuszyńskiej można czytać też między wierszami, tak można "czytać" ilustracje Iwony Chmielewskiej. Te obrazy poruszają najczulsze struny u odbiorcy. Czy jest to wspomniany kolaż z pudełkiem skarbów, czy scena z płaszczem mamy, kryjącym mnóstwo zdobyczy. Czy ilustracja, która wydaje mi się najbardziej dosadna - liczna rodzina usadzona jak do fotografii, której większość członków to zaledwie białe kontury na czarnym tle, a jedyne postaci, które występują tu "w kolorze" to mała dziewczynka i kobieta opuszczająca pomieszczenie. Żadne słowa nie oddadzą tej gamy emocji, których doświadczycie w czasie lektury i w trakcie oglądania prac ilustratorki.
Każda książka owinięta jest opaską z narysowaną haftowaną różą. To kolejny piękny symbol wykorzystany przy tworzeniu publikacji, nawiązujący do opasek z Gwiazdą Dawida, które musieli w czasie wojny nosić Żydzi, ale przez motyw haftu nawiązujący do cudownej umiejętności, którą obdarzyła małą Zosię jej mama. Z resztą ta haftowana róża jest motywem obecnym na wielu ilustracjach w książce.
Graficzna oprawa książki przypomina stary album ze zdjęciami - są czarne karty, na których zwyczajowo wkleja się zdjęcia, są pożółkłe, podniszczone bibułki, zupełnie jak te oddzielające karty ze zdjęciami w moich albumach, kiedyś białe, dziś już właśnie pożółkłe, pozaginane, czasem podarte. Symbolika czarnych stron, na których zabrakło zdjęć do wklejenia, będzie czytelna dla każdego odbiorcy.
Dla mnie Mama zawsze wraca jest książką wyjątkową - tak w warstwie literackiej, jak i graficznej. Niesamowita i poruszająca opowieść zyskała perfekcyjną oprawę, równie poruszającą jak ona sama. Ta książka sama w sobie jest dziełem sztuki edytorskiej. Może kogoś odstraszyć jej cena - niesłusznie. Warta jest każdej złotówki. To nie po prostu kosztowny bibelot do kolekcji, to wyjątkowy produkt, który mam moc oddziaływania na odbiorcę, efekt starannej pracy wielu osób - zarówno autorek, jak i całej redakcji. Wspaniały pomysł, który doczekał się wyjątkowej realizacji.
Jak wspominałam już wcześniej, Mama zawsze wraca jest historią dedykowaną do odbiorcy powyżej 15. roku życia. Do odbiorcy, który ma już pewną wiedzę historyczną, która pomoże mu tę książkę zrozumieć. I który - jak donoszą niektórzy - sam z siebie po tę książkę nie sięgnie. Ale przecież nie ma nic złego w tym, byśmy my, dorośli, zaproponowali młodym czytelnikom tę lekturę, otworzyli ich na nią, podsunęli do czytania, podarowali. Myślę, że wielu z nich będzie nią zainteresowanych, wielu będzie umiało docenić. Natomiast dla nas, dorosłych, to również doskonała lektura.
Uważam też, że z tą historią można zapoznać też młodszego odbiorcę, o ile nie pozostawimy go z nią samego. Dziecko potrzebuje przewodnika, który go poprowadzi i wesprze, odpowie na pojawiające się pytania, ale dużo na poznaniu historii skorzysta. Najlepiej jednak, by dorosły sam przeczytał książkę nim przeczyta ją dziecku, by ocenić, na ile jest ono gotowe na tę lekturę i przemyślał, na co sam musi się przygotować. Z własnego doświadczenia powiem, że po tym, jak przeczytałam (kilkakrotnie) tę książkę, przeżyłam ją i przemyślałam, zdecydowałam, że mogę ją przeczytać Wojtkowi. Nie polecałabym jej raczej jako pierwszej lektury poruszającej tematykę II wojny, getta czy Zagłady. Dla Wojtka te tematy to nie nowość, poznawał je stopniowo przez pryzmat różnych lektur - choćby książek Wydawnictwa Literatura z serii "Wojny dorosłych - historie dzieci" czy Tajemnicy Floriana Chavy Nissimov. Nie mając jeszcze, jako 10-latek, wiedzy wyniesionej z lekcji historii, zna podstawowe fakty historyczne, wie, czym były getta, jak wyglądało w nich życie, w jaki sposób ukrywano ludzi... Myślę, że ta podstawa pomogła mu w zrozumieniu tej historii i nie został przytłoczony tą opowieścią, choć w kilku miejscach zdecydowałam się ją nieco złagodzić (np. zamieniając opis obrażeń mamy na oględniejsze słowo "rany"; dlatego właśnie doradzam najpierw zapoznać się z treścią i świadomie decydować o tym, ile możemy już teraz przekazać dziecku). To nie jest bajka na dobranoc (najlepszym wyborem jest chyba czytanie jej w dzień), nie sposób czytać jej bez odpowiadania na pojawiające się pytania, bez rozmowy na często bolesne tematy, ale mimo wszystko uważam, że warto było tę opowieść przeżyć wspólnie. Emocje, które nam towarzyszyły, są trudne do oddania, ale wiem, że lektura wniosła coś ważnego w życie mojego dziecka. Jest cegiełką, która buduje zarówno jego historyczną świadomość, jak i emocjonalną wrażliwość. Mam nadzieję, że za jakiś czas do niej wrócimy. Bo przecież na tematy trudne też trzeba z dzieckiem rozmawiać.
To niesamowite, że można tak bardzo rozpisać się o książce, która jest właściwie opowiadaniem, nie pełnowymiarową powieścią, ale to tylko dowodzi, jak wartościowa jest to książka i jak wiele ma do zaoferowania odbiorcy. Jedna z najlepszych skierowanych do młodzieży, jakie czytałam, jedna z najbardziej mnie, jako matkę, poruszających. Doskonała w każdym calu. Bardzo bym chciała, żeby czytelnicy nie przeszli obok niej obojętnie, by historia Zosi i jej niesamowitej, odważnej mamy trafiała do kolejnych serc. Mama Zosi ponownie wróciła we wspomnieniu córki i będzie wracać za każdym razem, gdy ktoś przeczyta książkę. My również możemy ocalić ją od zapomnienia.
Sięgajcie po tę książkę, dorośli, polecajcie ją młodzieży, ale też nie obawiajcie się wprowadzić w nią młodszych czytelników. Z mądrym, wrażliwym przewodnikiem dziecko wyniesie z niej wiele dobrego, a korzyści z przeprowadzonych przy lekturze rozmów będą obopólne. To szansa na tworzenie więzi przez wspólne przeżycia i wspólne wzruszenia. Ta książka wdziera się do serca i pamięci, ale wcale nie przytłacza. Mimo wszystko daje nadzieję...
Wydawnictwo Dwie Siostry ma w ogóle bardzo fajne i wartościowe książeczki. Uwielbiam ich.
OdpowiedzUsuń