Szept Magdy i duchy Spinalongi, czyli "Szepty z wyspy samotności" Magdy Knedler [recenzja przedpremierowa]
Chyba zawsze chodzi o sposób, w jaki się opowiada.
M. Knedler, Szepty z wyspy samotności
Kiedy siedemnaście powieści temu po raz pierwszy czytałam książkę Magdy Knedler nie przypuszczałam, że oto odkrywam autorkę, za którą krok w krok będę podążać od premiery do premiery, od wydawcy do wydawcy. A jednak tak właśnie się dzieje i Magda z każdym kolejnym tytułem zyskiwała moje uznanie i bardzo szybko stała się dla mnie pisarką, której publikacje są wyglądane z niecierpliwością i sporymi oczekiwaniami. Natomiast to właśnie na tę powieść czekałam z największą niecierpliwością i - przyznam szczerze - obawą, czy też moje oczekiwania nie są zbyt wygórowane. Ale już dziś mogę powiedzieć to oficjalnie: oto, moim skromnym zdaniem, najlepsza powieść Magdy Knedler!
Inspiracją dla fabuły Szeptów z wyspy samotności stała się historia Spinalongi, greckiej wyspy położonej na wschód od wybrzeża Krety, na której fortecę wybudowali Wenecjanie, potem została podbita przez Turków, a w latach 1903-1957 pełniła funkcję leprozorium, stając się miejscem zsyłki dla chorych na trąd. Przyznacie sami, że to intrygujący materiał na powieść, tym bardziej że historie Spinalongi nie jest motywem szeroko eksploatowanym w literaturze czy popkulturze. Jednak Magda Knedler nie zdecydowała się na napisanie "po prostu" historycznej powieści z akcją osadzoną na wyspie, ale przefiltrowała ją przez swoją wrażliwość i przeniosła na - w moim odczuciu - wyższy poziom.
Czego zatem możecie spodziewać się po Szeptach...? Przede wszystkim trzech historii. Pierwsza rozgrywa się na Spinalondze w 1936 roku i poznajemy ją z dzienników Thimiosa Demetriou, który jest jednym z rezydentów leprozorium. Widzimy wyspę jego oczami i jego oczami postrzegamy jej mieszkańców. Thimios reprezentuje los społeczności, w której przyszło mu się teraz odnaleźć, wszystkie przerwane nadzieje i plany. Monotonię życia Demetriou przerywa zagadkowe samobójstwo, którego staje się mimowolnym świadkiem i choć śmierć na Spinalondze nie jest niczym nowym, ta jedna zawładnie myślami bohatera, który zacznie prowadzić prywatne śledztwo wykraczające także poza samą wyspę.
Druga historia zaczyna się w 1966 roku na Krecie, w domu z widokiem na Juchtas i poznajemy ją dzięki notatkom Talosa Samarasa. Talos otrzymał w prezencie od ojca notes, w którym zaczyna prowadzić zapiski, porządkując swoje myśli, odczucia i przeżycia. Na życiu Talosa cieniem kładzie się pewna tajemnica, której chłopiec nie umie jeszcze ująć w słowa, a tym bardziej rozwikłać. Pozornie wszystko wydaje się w jego życiu poukładane - dorasta i uczy się w domu, wychowywany przez ojca - Greka, oraz matkę Angielkę. Rodzice poświęcają mu dużo uwagi i wyraźnie się o niego troszczą, jednak dorastającego chłopca zaczyna dziwić, że nie ma kolegów, a rodzice zdają się nie mówić mu o wszystkim.
Trzecia historia jest wątkiem współczesnym i zaczyna się... we Wrocławiu. Jej głównym bohaterem jest Mirek Jung, ceniony przez studentów wykładowca na filologii klasycznej, a także... youtuber, opowiadający na vlogu o tym, co go pasjonuje. Jego poukładane życie wywraca do góry nogami wizyta dawnej ukochanej, z którą rozstał się siedemnaście lat wcześniej po studenckich wakacjach na Krecie łączących pracę i zwiedzanie. Aga Rydarowska ma coś, co sprowadzi Mirka na Kretę i trop zagadki ukrytej w zapiskach, choć równie ważne okaże się dla niego szukanie odpowiedzi na pytania dotyczące życia samej Agi i ich rozstania.
Każda z tych historii wydaje się zupełnie osobną opowieścią, ale jeśli znacie prozę Magdy Knedler, możecie łatwo domyślić się, że mają jakiś punkt wspólny. Stopniowe obserwowanie, jak te wątki w powieści się przeplatają i stopniowo zazębiają, jest fascynującą literacką podróżą. Autorka umiejętnie prowadzi nas przez tę historię, zostawiając czytelnikowi tropy i miejsce na domysły, ale przypuszczenia i pewność to nie to samo. Dzięki takiemu zabiegowi utrzymane zostaje napięcie, utrzymujące się delikatni pod skórą, nieprzytłaczające, pozwalające cieszyć się kolejnymi aktami opowieści, a jednocześnie raz za razem przypominające o sobie i tajemnicy, która się za nim kryje.
Tajemnice to coś, co towarzyszy każdemu z bohaterów powieści, w każdym planie czasowym. Z jednej strony są dla nich źródłem niepokoju, z drugiej - motorem do działania. Dla czytelnika zaś stanowią zachętę do rozważań. Podążanie za tajemnicami działa wręcz hipnotyzująco i przykuło mnie do lektury na długie godziny.
Magda Knedler dokonała rzeczy niesamowitej, przybliżając polskiemu czytelnikowi nie tylko historię Spinalongi, ale także - opierając się na dokładnym researchu, własnej wrażliwości i zdolności do rozumienia człowieka - uzmysławiając, jak wyglądała codzienność ludzi odrzuconych, wyrwanych z dotychczasowego środowiska i niejako pogrzebanych za życia.
Każdy z nas zjawił się na wyspie z wyrokiem. Wyroku nie można zignorować i nie można o nim zapomnieć. Nie sposób ot tak, odtworzyć tu reguł z życia na wolności, zbudować od zera wspólnoty i kazać jej funkcjonować na odwiecznie znanych zasadach. Poza wyspa także znają hasło memento mori, a jednak tutaj ulotność i nietrwałość są niemal namacalne. Budujemy więzi świadomi ich nietrwałości, angażujemy się w związki i kochamy w strachu o jutro. To nie tak, że nigdy nie jesteśmy szczęśliwi. Bywamy. Poza wyspą szczęście trudno zrozumieć jako zjawisko teraźniejsze, trudno je uchwycić i smakować. Szczęście jest raczej czymś, co wspominamy, co rozumiemy po miesiącach i latach, nabrawszy odpowiedniego dystansu wobec minionych zdarzeń, ale nie tutaj. Tutaj uczymy się doceniać teraźniejszość, zanim się skończy.
Dzięki ukazaniu losu wielu dotkniętych trądem za pomocą konkretnych przykładów, zamknięciu losu społeczności w kilku konkretnych biografiach, udało się autorce nie tylko przykuć uwagę czytelnika, ale też związać go z opowiadaną historią i zaangażować mu się w nią emocjonalnie. Magda Knedler z niezwykłą wnikliwością spogląda na swoich bohaterów, analizując ich życie i uczucia, pozwalając także nam dostrzec nie tylko tragizm ich losu, ale odważne próby odnalezienia się w sytuacji, w której nikt z nas nie chciałby się znaleźć.
Nikt, kto nie doświadczył podobnego losu, nie wie, że wszystko zamyka się w teraźniejszości, bo przyszłość nigdy nie zaistnieje. Przyszłość można by planować i rysować w wyobraźni, tak jak się rysuje wielka panoramę, rozmieszczając na czystej płaszczyźnie płótna figury i obiekty. Moje życie nie jest już czystą płaszczyzną, są na nim plamy i zabrudzenia. Mam tylko przeszłość, którą wspominam, i tę chwilę. Właśnie tę, kiedy piszę.
(…)
Żeby nas zrozumieć, trzeba podzielić nasz los. Trzeba dołączyć do wspólnoty, by pojąć, co to znaczy być żywym, a jednak umarłym.
Niesamowity jest fakt, że bohaterowie tej części powieści - zarówno Thimios, jak i Maria - mogą zyskać konkretne oblicza, jeśli tylko odważymy się ich poszukać. Tropy autorka zostawia bardzo wyraźne, wystarczy nieco poszperać w sieci, by choć przez chwilę ich zobaczyć. Najważniejsze jest jednak to, że lektura pozwala nam pośrednio doświadczyć tego, czego oni doświadczali, spojrzeć na wyspę nie z odrazą, ale jak na - ostatecznie - na azyl dla tych, którzy pozostali odrzuceni.
To jednak wyjątkowi chorzy. Tacy, których się nie leczy, ale izoluje. Na których prowadzi się obserwacje. Z którymi coś trzeba zrobić, bo się przecież wszystkich naraz nie odstrzeli. Odgradza się więc nas od świata, bo zarażamy, lecz także dlatego, że przykro na nas patrzeć.
Wątek leprozorium na Spinalondze jest niezwykle ciekawy i poruszający, ale nie mniej ciekawe są pozostałe elementy tej historii. Zarówno tajemnica, którą rozwikłać próbuje Talos i z którą stara się uporać (nie mogę wspomnieć nic więcej), jak i wątek współczesny są bardzo istotnymi warstwami. To szepty, które nakładają się na siebie, by wybrzmieć wspólnie w finale z całą mocą.
Szepty z wyspy samotności nie są prozą stricte rozrywkową. To bogata w treści i znaczenia literatura, która pozostając w granicach beletrystyki, jest równocześnie przykładem literatury wysokiej, powstałej z dbałością o kulturę słowa i jakość przekazu. Jest to powieść wielowątkowa, bogata w znaczenia i motywy, otwarta na wielość interpretacji. Taka, którą czytelnik może przefiltrować przez własną wrażliwość i wyłuskać z niej interesujące go elementy, ale też spójna jako całość. To proza, która zmusza do myślenia, rozważań, budzi niepokój, czasami uwiera, a zarazem przepiękna i fascynująca historia, którą bardzo chce się poznać.
To jedna z tych historii, w których akcja rozwija się niespiesznie, lecz nie ma w niej miejsca na nudę. Autorka pozwala nam poznać bohaterów, wniknąć w ich teraźniejszość, związać się z nimi i spojrzeć na świat ich oczami. Związując nas z bohaterami i historią autorka sprawia, że przestajemy być tylko widzami, w pewnym stopniu stajemy się jej częścią. W prozie Magdy Knedler zawsze widoczny jest szacunek do słowa, które używane jest z precyzją i oszczędnie. Nie ma tu zbędnych ozdobników czy emocjonalnych zagrywek, a jednak w tej - nazwijmy to - powściągliwości jest miejsce i na zbudowanie historii, na stworzenie klimatu, na oddanie atmosfery opisywanych miejsc. Momentami powieść jest niezwykle sensualna - czytając ją, poczujemy na języku smak greckich potraw i usłyszymy w uszach ciszę opuszczonej Spinalongi, zobaczymy oszpecone ciała trędowatych, choć autorka wcale nie stara się epatować makabrycznymi opisami. Widać tu szacunek do chorych, którzy w tej powieści są fikcyjni, ale powstałymi z inspiracji autentycznymi mieszkańcami Spinalongi. Nie ma tu miejsca ani na lukrowanie rzeczywistości, ani na ckliwość, bo choć bohaterowie budzą nasze współczucie, nie czekają na litość. Ba, autorka pokazuje wręcz, że swój los mogą znosić z godnością.
Formułując recenzje książek Magdy Knedler, często powtarzam, że autorka ma niezwykły dar pisania o międzyludzkich relacjach i właśnie udowodniła to po raz kolejny. To, co rozgrywa się między bohaterami, wykracza poza ramy czasowe. Tak jak w życiu - relacje międzyludzkie nie są zero-jedynkowe, wymykają się łatwym opisom i jednoznacznym ocenom. Jest tu miejsce na miłość, zazdrość i nienawiść, na potrzebę bliskości i poczucie odrzucenia. Przeszłość wpływa na teraźniejszość, a autorka pochyla się nad każdą jednostkową historią, tworząc bardzo uniwersalną opowieść.
"Ciebie zawsze interesował przede wszystkim człowiek". (…) Rzeczywiście, Mirka interesował przede wszystkim człowiek. Mechanizmy ludzkiego myślenia, emocje, odruchy, schematy funkcjonowania w społeczeństwie... i pamięć. Kiedy zgłębiał zagadki przeszłości, również to człowiek był dla niego najważniejszy – nie przedmioty, nie pamiątki, nie bezładna ludzka masa, nie panoramy i globalne mechanizmy, ale jednostka. To, że nigdy nie potrafił jej do końca zrozumieć. Tajemnice go zajmowały – rzeczy niemożliwe do udowodnienia i oparte na domysłach.
Choć powyższe słowa dotyczą jednego z bohaterów, mam wrażenie, że z powodzeniem można odnieść je do samej autorki, która wyraźnie zawsze pochyla się nad pojedynczym człowiekiem. Widać to wyraźnie zarówno w sposobie konstruowania bohaterów, jak i w próbie zrozumienia ich motywacji. Bohaterowie Knedler nigdy nie idą po najmniejszej linii oporu, nie wybierają łatwych rozwiązań, nie zawsze da się przewidzieć ich wybory, a zrozumienie motywów wymaga od czytelnika przemyśleń. Niejednokrotnie ich postępowanie i wybory budzą w nas poczucie dyskomfortu, ale wciąż pozostają oni wiarygodni i po prostu... ludzcy.
Magda Knedler ma zdolność do wyłuskiwania interesujących motywów historycznych i wplatania ich w swoje opowieści (jak choćby historia transatlantyku St. Louis). Nie pełnią one jednak roli ciekawostki, ale pomagają nadać opowieści szerszą perspektywę. Tak jest i w przypadku opowieści o Spinalondze. Jest ona tak naprawdę punktem wyjścia do powstania bardzo opowieści m.in. o tym, że choroba, która skazuje nas na wygnanie, nie musi być fizyczna. O tym, że często odrzucamy to, co brzydkie i co budzi w nas lęk, ale też, że potrafimy decydować się na dobrowolne wygnanie. Chyba zawsze chodzi o sposób, w jaki się opowiada - pisze autorka na kartach powieści i nie sposób się z tym nie zgodzić. Siłą każdej jej opowieści jest właśnie to, w jaki sposób buduje swoje historie. Jak wnika głębiej, nie zadowalając się tym, co widać na powierzchni, jak łączy wątki, odwołuje się do kulturowych tropów (np. sięgając po mityczny motyw labiryntu Minotaura), prowadząc czytelnika przez poruszającą opowieść i zostawiając mu miejsce na własne interpretacje.
Od tamtej pory wciąż myślał o rzeczach, które kryją się pod powierzchnią, o historiach opowiadanych przez stare mury, o przerwanych fabułach i niewyjaśnionych sprawach, o tym, co zgładziła natura, i o tym, co zniszczyli ludzie, kończąc jedna epokę i zaczynając następną. I jeszcze o tym, co wciąż pozostaje nieodkryte.
Pisałam już, że Szepty z wyspy samotności to w moim odczuciu najlepsza powieść Magdy Knedler. Intrygujący temat, wynikający z wyraźnej fascynacji autorki samą Spinalongą (Czy wiecie, że wyspa została już wspomniana w innej książce autorki? O tu), wykorzystany w nietuzinkowy sposób do stworzenia poruszającej opowieści o ludziach i ich losach, niezwykła paralela między losem trędowatych mieszkańców wyspy i ludzi naznaczonych przez poczucie winy, którzy sami skazują się na rodzaj banicji. Powstała z dbałością o słowa i precyzję wyrazu, zmuszająca czytelnika do refleksji. To jedna z tych książek, która pozostanie czytelna dla czytelnika niezależnie od jego kulturowej przynależności i bardzo życzę autorce, by doczekała się przekładów i wydań zagranicznych. Dla mnie największym wyzwaniem w czasie lektury okazało się zachowanie równowagi między potrzebą poznania jej w jednej chwili a chęcią delektowania się słowem i poszczególnymi obrazami. Pozostanie ze mną na długo i jestem pewna, że jeszcze do niej wrócę, bo sama jestem ciekawa, ile odkryję przy ponownym czytaniu.
Jeśli szukacie powieści wyjątkowej, niezapomnianej i wielowymiarowej, pełnej odwołań historycznych i kulturowych, a jednocześnie skupionej na człowieku jako jednostce i próbie zrozumienia jego natury, to właśnie po tę książkę powinniście sięgnąć. Wysublimowaną, angażującą czytelnika, fascynującą i w pewnym stopniu niepokojącą, ale też piękną. Powieść wymyka się ramom gatunkowym, łącząc w sobie elementy powieści obyczajowej i historycznej, momentami powściągliwa, momentami bardzo sensualna, emocjonująca choć nienarzucająca się zarazem. To literatura przez duże L i bardzo życzę autorce, by zyskała takie uznanie czytelników, na jakie zasługuje.
Komentarze
Prześlij komentarz