Eugenia Kuzniecowa, Drabina [Znak]

 

Eugenia Kuzniecowa, Drabina [Znak]

Lubię fabuły, które podejmują aktualne tematy wcale nie mniej od reportaży. Z tych drugich możemy się wiele dowiedzieć, ale te pierwsze tworzą czasem lepszą przestrzeń emocjonalną z czytelnikiem i w nieco przystępniejszy sposób zbliżają go do tematu. A że poprzednia powieść Eugenii Kuzniecowej bardzo mi się podobała, nie mogłam odmówić sobie przyjemności sięgnięcia po Drabinę.

Introwertyczny Tolik zawsze marzył o własnym domu w Hiszpanii. Kiedy jego marzenie się spełniło i usiadł w wygodnym fotelu, w Ukrainie wybuchła wojna. U progu pojawiła się matka z jego siostrą i jej przyjaciółką, wujem, cioteczną babką, dwoma kotami i hałaśliwym psem. Wyśniona oaza spokoju do złudzenia zaczęła przypominać jego dom rodzinny nieopodal Winnicy. W fontannie, na tonie nawozu, cioteczna babka posadziła pomidory, wujek uzależnił się od flippera, matka nie przestaje dopytywać o narzeczoną. A Tolik, by nie oszaleć, wchodzi do swojego pokoju przez balkon, po drabinie. Taka sytuacja nie może trwać wiecznie.

Kuzniecowa rzeczywiście udowadnia, że jest świeżym głosem w literaturze ukraińskiej. Pisarka, która pracuje na uniwersytecie w Hiszpanii i wraz z mężem wychowuje dzieci, właśnie w tym kraju osadziła akcję swojej powieści, w której przygląda się przeżyciom ukraińskich uchodźców. Nie skupia się jednak na grozie wojny, bo ta toczy się gdzieś obok, straszna i wciąż istotna w życiu bohaterów, lecz oglądana jedynie za pośrednictwem newsów i relacji pozostających w kraju krewnych. Tym, co interesuje autorkę, jest codzienność na obczyźnie po nieplanowanym przecież przyjeździe, i rodzinne relacje w przeludnionym domu.

Właśnie ten dom skupia jak w soczewce wszystkie osobiste dramaty bohaterów. Tolika, który nigdy nie czuł się w rodzinie zrozumiany i skrupulatnie budował swoje życie tysiące kilometrów od niej, a skonfrontowany został z koniecznością goszczenia u siebie tabunu krewnych. Jego matki, ciotki, wuja, którzy są trochę jak drzewa wyrwane z korzeniami i zupełnie nie odnajdują się w tym obcym im kulturowo miejscu. Siostry i jej przyjaciółki, które też nie chciały opuszczać kraju i chcą działać na rzecz ojczyzny.

W tej historii aż kipi od emocji powstałych w tym tyglu niejednoznacznych uczuć i zawiłych rodzinnych relacji. Czytelnik doskonale rozumie ten nierozwiązywalny konflikt między nowym życiem, które budował sobie Tolik, i wszystkim tym, co odrzucił, a co dosłownie zwaliło mu się na głowę. Rozumiemy starsze pokolenie, które w obcym domu próbuje odtworzyć jak najwięcej starego, żeby poczuć się bezpieczniej i mniej rozmyślać o tym, co za sobą pozostawili. Rozumiemy też młodsze, które próbuje działać choćby na odległość. Ale rozumiemy też Tolika, który czuje frustrację zaistniałą sytuacją, a jednocześnie w obliczu wojny trudno mu dać sobie na tę frustrację pozwolenie. Czuje się, jakby jego dom został najechany przez obcych, a on sam zepchnięty został do roli intruza we własnym domu.

Kuzniecowa świetnie wykorzystała motyw tytułowej drabiny, by podkreślić absurdalność całej sytuacji, w której frustracja Tolika jest zarówno zrozumiała, jak i zupełnie nie na miejscu. Sam dom zdaje się jednym wielkim emocjonalnym tyglem, w którym nikt nie czuje się tak naprawdę na miejscu, tocząc grę pozorów i okłamując przede wszystkim samego siebie. Autorka zwraca uwagę czytelnika, że ucieczka z ogarniętego wojną kraju jest trudna nie tylko do momentu przekroczenia bezpiecznej granicy, bo ten konflikt każdy niesie w sobie, a poczucie bezpieczeństwa pojawia się tam, gdzie czujemy się jak w domu. Jeśli wszystko, co nas otacza, jest dla nas obce, trudno mówić o spokoju.

Bardzo trafnie wskazuje też autorka na fakt, że żyjący w dostatku i kulturowym oddaleniu Europejczycy mają problem ze zrozumieniem uczuć uchodźców. Ich obecność potrafią traktować jak atrakcję dnia, pretekst, do okazania litości, ale bez zajrzenia pod podszewkę i zrozumienia drugiego człowieka. Pomoc staje się okazją do kolejnego towarzyskiego eventu, a frustracja i ból pokrzywdzonych są traktowane jak niepotrzebna, nie na miejscu histeria. Niezrozumienie jest w tym świecie na porządku dziennym, co najwyraźniej widzimy przy próbie jednania przez szefa Tolika ukraińskich uchodźców z antyputinowskimi działaczami z Rosji. 

Książka podejmuje wiele bolesnych, trudnych i aktualnych tematów, także tych, o których w kwestiach uchodźczych w ogóle byśmy nie pomyśleli, a jednocześnie wcale nie jest trudna w odbiorze. Kuzniecowa stworzyła powieść, którą czyta się z lekkością, przystępną i momentami upiornie zabawną. Duża jej część uwypukla absurdalne wręcz sytuacje, a jednocześnie właśnie dzięki temu absurdowi skłania czytelnika do refleksji. Czyta się ją zaskakująco szybko, a jednocześnie z każdą kolejną sceną lepiej dostrzegamy jej drugie dno.

Jest w tej powieści świeżość, ale przede wszystkim odwaga, by o sprawach najtrudniejszych i najboleśniejszych pisać właśnie z lekkością, sprytnie wykorzystując jako środki wyrazu motyw drabiny czy kipiące od absurdu sceny. Zamiast podniosłego tonu mamy brawurowy styl i mnóstwo bardzo nieoczywistych emocji, a do tego istny gordyjski węzeł rodzinnych relacji i zależności. To książka o tym, że można mieć szczęście w nieszczęściu, ale też że to szczęście nie musi nam wcale pasować. O tym, co psuje wszystkie plany, i o tym, że "po wszystkim" nie zawsze wygląda tak, jak się spodziewamy. Wielowymiarowa, rewelacyjnie opisana historia.

Autor: Eugenia Kuzniecowa
Tytuł: Drabina 
Tłumacz: Iwona Boruszkowska
Wydawca: wydawnictwo Znak

Egzemplarz recenzencki.

Komentarze

Popularne posty