[Recenzja przedpremierowa] Robert Małecki, Najsłabsze ogniwo [Czwarta Strona Kryminału]

Robert Małecki, Najsłabsze ogniwo [Czwarta Strona Kryminału]

Kiedy lata temu sięgnęłam po pierwszą powieść Harlana Cobena (wybaczcie, ale nie pamiętam już, po którą) i przeczytałam ją w jedną noc, zastanawiałam się, czemu na rodzimym rynku wydawniczym nie ma takich autorów. Szczerze przyznam, że jeśli chodzi o rodzimą literaturę z gatunku byłam wtedy laikiem, więc nie do końca wiem, czy moje przemyślenia były słuszne. Natomiast od tamtego czasu wzbogaciliśmy się o wielu świetnych autorów, a ja - jako czytelnik - zaczęłam znacznie więcej czytać powieści polskich. Ale jakoś nic w cobenowskim stylu. Kiedy więc Robert Małecki - bezsprzecznie jeden z moich ulubionych autorów - powiedział, że pisze teraz powieść w stylu swojego ulubionego autora, zastrzygłam z ciekawości uszami i z niecierpliwością czekałam na powieść Najsłabsze ogniwo. I na wstępie powiem jedno: warto było czekać.

Akcja powieści toczy się latem 2019 roku. W jednej z podtoruńskich wsi mieszka znany pisarz, autor powieści obyczajowych - Piotr Warot. I właśnie przeżywa najpotworniejsze wakacje swojego życia, W tajemniczych okolicznościach, tuż po wspólnie spędzonym wieczorze, znika jego brat. I - jak okazuje się chwilę później - znika także jego dziewczyna, która nie pojawiła się w domu Warotów ostatniego wieczoru. Policja podejrzewa, że Aleks i Alina wyskoczyli po prostu na romantyczny urlop i zwyczajnie odcięli się od świata, jednak Piotr przestaje się łudzić. Nie ma wątpliwości, że wydarzyło się coś złego.

Warot nie zamierza siedzieć z założonymi rękami i próbuje o własnych siłach dowiedzieć się więcej o losie brata i jego dziewczyny. Chce poznać odpowiedź na pytanie, kto stoi za tym zaginięciem. Sprawa się komplikuje, gdy w tym samym czasie znika nastoletni syn sąsiadów, a Warot okazuje się ostatnią osobą, która go widziała. Z tej matni kłamstw nie będzie łatwo się wyplątać.

Robert Małecki, Najsłabsze ogniwo [Czwarta Strona Kryminału]

Jakkolwiek nieustająco powtarzam, że tęsknię za serią o Bernardzie Grossie, lubię sięgać po stand-alone'y Roberta Małeckiego, ponieważ nigdy nie wiem, czego się po nich spodziewać. Poza tym - oczywiście - że liczę na dobrą lekturę. I tym razem nie zawiodłam się ani odrobinę, a samą książkę nie tyle przeczytałam, co pochłonęłam, kosztem snu i domowych obowiązków. Samo to jest już według mnie odpowiednią rekomendacją, ale spróbuję powiedzieć coś więcej.

Autor założył sobie, że będzie to thriller w cobenowskim stylu i myślę, że udało mu się ten plan zrealizować. Stworzył wyrazistego bohatera, który pod wieloma względami przypomina tych znanych z powieści jego idola - jest to mężczyzna pozornie zwyczajny, wiodący dość uporządkowane życie zawodowe i rodzinne, który postawiony w niecodziennych okolicznościach, musi znaleźć w sobie żyłkę detektywa i sporą dozę determinacji. Również stopniowo gęstniejąca atmosfera i odkrywanie utkanej wokół pajęczyny kłamstw są czymś, co niejednokrotnie pojawiało się w powieściach Cobena. A jeśli porównać jakość intrygi i samej fabuły - to do Cobena w najlepszym wydaniu. Myślę, że mistrz byłby dumny z takiego fana.

Choć pewne elementy powieści łatwo nam porównać ze stylem Cobena, nie można tu bynajmniej mówić o powtarzalności, bowiem Robert Małecki zadbał o to, by historia, którą opowiada, była oryginalna i nosiła jego autorskie piętno. Małecki sięgnął po tak lubiany przez siebie motyw zaginięć i wokół niego splótł całą intrygę.

Robert Małecki, Najsłabsze ogniwo [Czwarta Strona Kryminału]

Myślę, że Roberta Małeckiego śmiało nazwać można polskim królem powieści z motywem zaginięć (królem zaginięć jest krótsze, ale nieprecyzyjne). To stały element pojawiający się właściwie w każdej powieści autora, leitmotiv charakterystyczny dla jego twórczości. Trzeba nie lada talentu, by wielokrotnie sięgać po ten sam motyw i uniknąć powtórzeń czy nie otrzeć się o banał. Jednak Robert Małecki udowadnia, że jest to możliwe. Każde z zaginięć w powieściach autora ma inne przyczyny, przebieg i skutki, inaczej wpływa na intrygę i akcję, zawsze jednak pozostaje w granicach prawdopodobieństwa.

Powieść z pewnością nie jest najsłabszym ogniwem w dorobku pisarza, a nawet powiedziałabym, że z samodzielnych fabuł ta jest najlepsza. Świetnie nakreślona, wielowątkowa intryga, spleciona z pozornie oderwanych wątków. Niespieszna akcja, skupiająca się na detalach, lecz nienużąca nieistotnymi szczegółami. Ciekawy, budzący sympatię bohater, który nie ma w sobie nic z herosa, przez co wydaje się czytelnikowi bliższy. Doskonale zbudowana, niepokojąca atmosfera, która gęstnieje wraz z postępem fabuły. Lekki styl autora, daleki jednakowoż od infantylizmu czy nadmiernych uproszczeń. To wszystko elementy świadczące o jakości Najsłabszego ogniwa. No i fakt, że autor umiejętnie myli tropy i po raz kolejny zaskakuje zakończeniem. Przy tych cechach drobne mankamenty, które mogą się trafić, pozostają całkowicie nieistotne.

Robert Małecki po raz kolejny udowodnił, że doskonale odnajduje się w szeroko rozumianej powieści kryminalnej i niezmiennie ma do zaproponowania swoim czytelnikom coś nowego. Jego książki to klasa sama w sobie, świetne powieści rozrywkowe napisane z pomysłem i szacunkiem do inteligencji odbiorcy. Nie ma tu miejsca na tanie chwyty czy powielanie tych samych rozwiązań fabularnych, nawet mimo obecności znanych z poprzednich powieści motywów. Jeśli taka lektura ma mi urozmaicać czekanie na kolejnego Grossa, to jestem w stanie się z tym pogodzić. 

Autor: Robert Małecki
Tytuł: Najsłabsze ogniwo
Wydawca: Czwarta Strona Kryminału

Komentarze

Popularne posty