Ann Cleeves, Długi zew [Czwarta Strona Kryminału]
Choć ostatnimi czasy nieco stronię od kryminału, ponieważ trochę jestem gatunkiem i kierunkiem, który obrał, zmęczona, dla pewnych autorów zawsze jest miejsce w moim czytelniczym terminarzu. Wśród nich jest właśnie Ann Cleeves, którą polubiłam od ukazania się pierwszego tomu Kwartetu szetlandzkiego (który ostatecznie rozrósł się w 8-tomowy cykl). A że właśnie ukazał się pierwszy tom nowej serii, nie mogłam sobie odmówić przyjemności lektury.
Akcja książki toczy się w Północnym Devonie, a jego głównym bohaterem jest policjant Matthew Venn. Detektywowi zmarł ojciec i właśnie przygląda się z oddali uroczystości pogrzebowej. Nie dołącza do żałobników, bo wie, że nie byłby tam mile widziany. Nie dość, że opuścił kilka lat wcześniej Bractwo, to jeszcze... związał się z mężczyzną.
Mniej więcej wtedy odbiera telefon od współpracowników, z której dowiaduje się, że na plaży znaleziono zwłoki mężczyzny z wytatuowanym na ciele ptakiem. Rozpoczyna się śledztwo, a ślady prowadzą do Woodyard, którym kieruje mąż Matthew, a gęsta sieć podejrzeń powoli oplata całą lokalną społeczność.
Ann Cleeves po raz kolejny udowodniła, że jest mistrzynią budowania klimatycznego kryminału w oparciu o niespieszną akcję i wielopoziomową intrygę. Choć cykl jest rzeczą zupełnie od serii szetlandzkiej odrębną, jest w niej wyczuwalny charakterystyczny styl Cleeves i pewne lubiane przez nią motywy.
Przede wszystkim po raz kolejny mamy do czynienia z niezbyt wielką społecznością i z policjantem, który jest tutejszy, ale w pewien sposób pozostaje odrębny. Jest świadom części wewnętrznych zależności, ale stara się patrzyć na miejscowych z dystansu. Tymczasem sama społeczność aż kipi od tajemnic i trupów skrywanych w szafie, które raz po raz wydostają się na światło dzienne, nie ułatwiając pracy policji.
Książka ma niespieszną narrację opartą na metodycznie prowadzonym śledztwie, w które angażują się współpracujący z Matthew policjanci. Jest tu miejsce na tło obyczajowe, wewnętrzne przepychanki i animozje, ale to zagadka kryminalna wciąż jest w centrum uwagi. Pozornie leniwe tempo akcji nie oznacza bynajmniej nudy, ponieważ napięcie podkręcane jest sprawnie przez sukcesywnie budowaną atmosferę niepokoju, która z rozdziału na rozdział się zagęszcza. Sama intryga zaś składa się z wielu poziomów i ich odkrywanie jest bardzo wciągającym zadaniem. Tym bardziej że świat w powieściach Cleeves nigdy nie jest zero-jedynkowy i jest w nim wiele niuansów, zarówno w motywach zbrodni, jak i w samych bohaterach. Niełatwo ich ocenić, a często pierwsze wrażenie okazuje się zwodnicze.
Pozytywnie odbieram też głównego bohatera, z jego powściągliwością i spokojem w działaniu, wrażliwością i bolesną osobistą historią rodzinną. Chętnie poznam Matthew bliżej w kolejnych odsłonach, podobnie jak jego męża Jonathana, tak różnego na pierwszy rzut oka. Spory potencjał mają też drugoplanowi Jen Rafferty i Ross May. Myślę, że w tym gronie wiele jeszcze może się wydarzyć.
Jak pisałam - w ogólnym odbiorze nowa książka Cleeves nie kontrastuje z tym, do czego przyzwyczailiśmy się, czytając Serię szetlandzką. Autorka podobnie buduje napięcie, dba o zagęszczającą się atmosferę i nie pomija nie tylko osobistych historii bohaterów, ale też ich miejsca w lokalnej społeczności. Mnie akurat taki styl narracji i konstruowania fabuły bardzo odpowiada i z przyjemnością wracam do tego oblicza Cleeves.
Niespieszny i przesycony nostalgią styl Cleeves w pewien sposób wymusza powściągliwość w wyrażaniu opinii, dlatego powiem, że jestem ukontentowana tą prozą i w pewnym stopniu znajomym już klimatem, ale tworzonym wokół zupełnie nowej opowieści i bohaterów. To udana lektura, która wprowadza czytelnika w nową społeczność i otwiera kilka intrygujących wątków z potencjałem na przyszłość. Można powiedzieć, że nowa seria Cleeves to opcja bezpieczna, w pewien sposób znajoma, ale też z wielowymiarowym i niełatwym do rozwikłania wątkiem kryminalnym, subtelna proza dla miłośników akcji opartej na tajemnicy i nastroju.
Komentarze
Prześlij komentarz