Patrik Svensson, Ewangelia według węgorza [recenzja przedpremierowa]
Literatura krajów skandynawskich ma w sobie coś, co od dawna mnie przyciąga. I wcale nie są to skandynawskie kryminały. Odkrywam interesujące oblicze literatury dziecięcej, obyczajowej i pięknej. Lektury, na które trafiam, nie zawsze są tym, czego się spodziewam, ale zazwyczaj jest w nich coś, co do mnie przemawia. Dlatego skierowałam swoją uwagę na powieść Patrika Svenssona pt. Ewangelia według węgorza, która otrzymała Nagrodę Augusta dla książki non fiction w 2019 roku.
Nie da się ukryć, że książka przyciąga okładką. Urzekająca była już oryginalna, ale myślę, że Eliza Luty zaproponowała świetny projekt do wydania polskiego. Wierzę, że egzemplarz finalny będzie jeszcze bardziej zjawiskowy, ale już teraz efekt jest fantastyczny. Jednak wiadomo, w książce najważniejsze jest wnętrze.
Książka podzielona jest na rozdziały, w których przeplatają się dwa wątki. Pierwszy dotyczy węgorza i - mówiąc ogólnie - historii tej niezwykłej ryby, drugi jest opowieścią autora o ojcu, z którym łowił węgorze. Wątki pojawiają się naprzemiennie - jeden rozdział skupia się na węgorzu, drugi na wspomnieniach o ojcu i choć prowadzone są odrębne, w pewien sposób się splatają.
Przyznam, że nigdy, przenigdy nie interesowałam się węgorzem. Oczywiście miałam ogólne pojęcie, jak ta ryba wygląda, ale właściwie na mglistym pojęciu "wizerunku" moja wiedza się kończyła. Tymczasem Patrik Svensson robi rzecz niesamowitą - zabiera nas w fascynującą podróż do świata węgorza i robi to w taki sposób, że nie sposób się od książki oderwać. Poznajemy zatem stan współczesnej wiedzy o węgorzu, jego wędrówkach na tarło, miejscach bytowania, wyglądzie. Ale to dopiero początek. W kolejnych rozdziałach dowiadujemy się, jak długą drogę przebyli uczeni badający węgorze - począwszy od teorii Arystotelesa o rybach rodzących się z mułu. Autor prowadzi nas przez stulecia badań nad gatunkiem, przez hipotezy i trudności z ustaleniem prawdy, a w jego wywodzie są odniesienia do filozofii i kultury. Mnóstwo jest ciekawostek o spotkaniach z tematem znanych uczonych (jak Freud, który rozkroił całe mnóstwo węgorzy), o motywie węgorza pojawiającym się w różnych czasach i kulturach, a wszystko to podane w niewymuszony, prosty sposób.
Czytając historię węgorza, czułam się jak podczas oglądania najlepszych przyrodniczych produkcji BBC, które każdy temat ukazywały w nowym świetle (prawie słyszałam w głowie głos Krystyny Czubówny). Nie mając pojęcia, jak zagadkowym stworzeniem jest węgorz, zostałam porwana na wielką kulturoznawczą wyprawę, która pokazała, jak przez wieki próbowano rozwiązać "zagadkę węgorza" i jak współczesne technologie niewiele są w stanie wnieść do jej rozwikłania. Autor gromadzi mnóstwo faktów i ciekawostek, a podaje je w taki sposób, jak najlepsze pozycje popularnonaukowe. Kończy wszystko smutna konkluzja o wymieraniu gatunku, które jest symboliczne, a zarazem namacalne, tak jak było w przypadku syreny morskiej czy ptaków dodo. Stworzenia te pozostają do dziś zagadką dla badaczy natury, lecz nie da się jej rozwiązać, ponieważ już ich nie ma.
Naprzemiennie z rozdziałami o "zagadce węgorza" autor zapisał rozdziały, które są bardzo osobistym wspomnieniem o ojcu. Ojcu, który uwielbiał łowić węgorze i je jeść. Dlatego większość z tych wspomnień dotyczy rytuału wspólnego wędkowania, w którym Patrik brał udział w dzieciństwie. Te wspomnienia, z pozoru całkiem zwyczajne, kreślą nam zarówno portret ojca, jak i obraz synowsko-ojcowskiej więzi, która ich łączyła. Nie było w tej więzi nic spektakularnego, ot, czas spędzany razem łączył mężczyznę i jego chłopca, ale wspomnienia, migawki z przeszłości pisane są z tak wielką dozą nostalgii, że czytelnik ma wrażenie współuczestnictwa w bardzo intymnym spektaklu. Wspominając ojca, autor obnaża cząstkę siebie, a zarazem pokazuje, jak wielką wartością jest ta zwyczajność i normalność. Można im wręcz tej normalności pozazdrościć.
Pozornie w tych migawkach niewiele się dzieje. Trochę sielskiego dzieciństwa, opis wspólnych wypraw, nieco rodzinnej historii, ale to w tej zwyczajności ukryte jest niezwykłe piękno łączącego ich uczucia. Uczucia, którego żaden z nich nie nazywa, a jednak obaj wiedzą, że ich łączy. Przyglądając się ostatnim chwilom, jakie dane im było spędzić razem, stajemy się niemymi świadkami niezwykle osobistego przeżycia, które - choć smutne, przesycone jest też spokojem wynikającym ze świadomości, że nie pozostały żadne zadry i niewyjaśnione sprawy.
Svensson zabiera nas w dwie fascynujące podróże. Żadna z nich nie jest potraktowana po macoszemu, obie są jednakowo ważne i obie przykuwają uwagę czytelnika. To niezwykłe połączenie osobistych wspomnień z częścią popularnonaukową czyni z Ewangelii według węgorza książkę wyjątkową, niemającą chyba literackich odpowiedników. Wbrew pozorom oba elementy, jakie składają się na książkę Svenssona, mają ze sobą więcej wspólnego niż tylko motyw węgorza. To właśnie wiedza o zagadkowości stworzenia i jego niezwykłych właściwościach pozwala spojrzeć na życie człowieka z innej perspektywy i dostrzec pewne podobieństwa. Trzeba się jednak na to otworzyć.
Choć książka Svenssona nie jest powieścią, w której wartka akcja i napięcie przykuwa czytelnika do lektury, ma w sobie niesamowitą moc przyciągania uwagi i kierowania myśli czytelnika na nowe tory. Odkrywa przed nim fakty, o których istnieniu nie miał pojęcia, a także prowadzi z nim swoisty filozoficzny dialog.
Zupełnie nie wiedziałam, czego mogę się po książce spodziewać i nigdy nie przypuszczałam, że znajdę w niej właśnie to, co znalazłam, ale zrobiła na mnie spore wrażenie. Przesycona nostalgią za rozwiązaniem zagadki węgorza, a także nostalgicznie przywołująca wspólne chwile z ojcem. Urokliwa, momentami bardzo osobista, a przede wszystkim fascynująca. Dla czytelnika, który uwielbia zgłębiać zagadki natury, a także szukać nieoczywistych powiązań, między egzystencją człowieka a światem przyrody.
Komentarze
Prześlij komentarz