Marta Józefczyk, Nasz azyl [Wydawnictwo BIS]
Historia "Willi pod Zwariowaną Gwiazdą" nie jest mi obca. Czytałam o niej nie raz, znam biografie państwa Żabińskich dość dobrze, kojarzę też hollywoodzką ekranizację. Tymczasem Wojtkowi temat ten był dotąd nieznany. Po raz pierwszy chyba z wątkiem ludzi ukrywających się w warszawskim zoo w czasie niemieckiej okupacji zetknął się, gdy czytaliśmy książkę Adama Michejdy pt. Pilny na tropie. Skarb Getta. Był to zaledwie wątek poboczny, ale zwrócił Wojtka uwagę i pojawiły się pytania, na które trzeba było odpowiedzieć. Dlatego w chwili, gdy zobaczyłam zapowiedź książki Marty Józefczyk Nasz azyl wiedziałam, że musimy mieć ją w swojej biblioteczce.
Marta Józefczyk, bibliotekarka i blogerka (http://martazbiblioteki.pl/), przygotowała dla młodego czytelnika opowieść o niezwykłej wojennej działalności Antoniny i Jana Żabińskich widzianej oczami ich syna Rysia. Całą rodzinę poznajemy w przededniu wojny, jak żyją w swoim domu na terenie zoo, które prowadzą. Wraz z wybuchem wojny ukochane zwierzęta Rysia z różnych powodów znikają z zoo, a sam teren ogrodu zoologicznego zmienia swój charakter. Jednak Antonina i Jan, wrażliwi na krzywdę bliźnich, pragną pomagać tym, którzy tej pomocy potrzebują najbardziej i wykorzystują dom oraz pomieszczenia po zwierzętach do prowadzenia niezwykłej działalności. Z narażeniem życia tworzą prawdziwy azyl - dla ludzi.
W konspiracyjną działalność zaangażowany jest kilkuletni Ryś, który pomaga na miarę swoich sił - zanosi jedzenie, pociesza, a przede wszystkim musi wykazać się niemałym sprytem i odpowiedzialnością. Choć w zoo nie ma już dawnych mieszkańców, w willi nie brakuje jednak zwierząt, które są domownikami i przyjaciółmi Rysia.
Nasz azyl to książka o wspaniałych ludziach, którzy żyli w trudnych czasach i zdali egzamin z człowieczeństwa. Marta Józefczyk dostosowała ją do możliwości poznawczych młodego odbiorcy, zatem śmiało można czytać ją z dziećmi w wieku wczesnoszkolnym, a nawet ze starszymi przedszkolakami. Choć narracja jest trzecioosobowa, to koncentruje się na Rysiu i przedstawia wydarzenia z jego perspektywy, tym samym z perspektywy docelowego odbiorcy. Młodzi czytelnicy mogą się z chłopcem utożsamiać, a zarazem podziwiać otwartość i odpowiedzialność chłopca.
Opowieść o azylu w zoo jest napisana prostym, pięknym językiem, pełna ciepła, mimo trudnej tematyki, którą podejmuje. Świetnym pomysłem jest moim zdaniem tytułowanie każdego z rozdziałów nazwą zwierzęcia, które jest na swój sposób odpowiednikiem ludzi pojawiających w domu Żabińskich. To dodatkowo ubarwia akcję i czyni opowieść bardziej przyjazną.
Książka podejmuje temat, który wielu uważa za trudny. Niejednokrotnie docierały do mnie głosy zdziwienia, że tak chętnie i dużo czytamy z Wojtkiem o wydarzeniach z czasu II wojny światowej. Wiem jednak z doświadczenia, że dziecka nie należy trzymać pod kloszem i chronić przed tym tematem. Historia jest ważnym elementem edukacji i może być wprowadzona ZANIM pojawi się jako element szkolnego nauczania. Istotne jest, by dostosować jej formę do wieku dziecka, a bardzo pomocne są w tym fabularyzowane historie, w których groza wojny nie jest lukrowana, ale które skupiają się na elementach niosących naukę i nadzieję. Nawet jeśli będą w swym wydźwięku smutne, stanową ważne świadectwo i rozwijają zarówno wiedzę, jak i wrażliwość naszych dzieci.
Za nami niejedna już wojenna fabuła, można by rzec, że historia II wojny światowej to zarówno mój, jak i Wojtka konik, dlatego forma beletryzowanej opowieści opartej na prawdziwych wydarzeniach nie jest dla nas niczym nowym. Dzięki temu mogę ocenić, że dzieło Marty Józefczyk świetnie wpisuje się w kolekcję w naszej biblioteczce. Jest ważną lekcją podaną w sposób przystępny, napisaną z rozwagą, z zaznaczeniem istotnych elementów, ale bez epatowania drastycznymi obrazami. Każdy rozdział skupia się na innym elemencie historii, ale wspólnie tworzą całość, skupiając się na wojennych losach Żabińskich. To wspaniała lekcja obywatelskiej postawy i zwykłej ludzkiej solidarności.
Niewątpliwą ozdobą książki są piękne ilustracje przygotowane przez Katarzynę Bukiert - z wyrazistą kreską, pełną ciepłych, ale nie krzykliwych kolorów, stanowią doskonałe uzupełnienie tekstu. Jest ich w książce sporo, mniejsze i większe grafiki ozdabiają większość stron. Twarda oprawa i piękna wyklejka dopełniają całości. Widać, że wydawnictwo zadbało o staranne i urzekające wydanie, w którym zarówno tekst, jak i ilustracje są na wysokim poziomie.
Nasz azyl składa się z niezbyt długich rozdziałów, dzięki czemu łatwo dozować tę historię młodszy dzieciom, które nie skupiają uwagi zbyt długo, my jednak przeczytaliśmy ją ciągiem, ponieważ tak bardzo nas porwała. Książka nie należy do najobszerniejszych, jednak w moim odczuciu jest doskonale wyważona - zawiera wszystkie istotne elementy oparte na faktach, a przy tym nie jest przesadnie rozbudowana.
Bardzo cieszy mnie, że ta książka powstała, bo upamiętnienie takich ludzi i takich historii to rzecz ważna, podobnie jak przekazywanie ich naszym dzieciom jak najwcześniej. Przecież to ważne, by wzorem postępowania byli dla nich nie tylko superbohaterowie z komiksów i filmów, ale ludzie, którzy w dniu próby postawili na szali własne życie, by ocalić, kogo tylko zdołali. Bo skoro są ludzie, którzy w czasie wojny potrafili zachować się po prostu przyzwoicie, my również powinniśmy.
Komentarze
Prześlij komentarz