Ann Patchett, Dom Holendrów [Znak Literanova]
O Ann Patchett słyszałam wcześniej co nieco, ale jakoś nigdy nasze drogi się nie przecięły. Za to zbieg okoliczności sprawił, że w chwili, gdy szukałam dla siebie jakiejś obyczajówki, dostałam propozycję zapoznania się z Domem Holendrów i postanowiłam zaryzykować. Zwłaszcza że książka przyciągała mnie okładką z wizerunkiem namalowanej farbami ciemnowłosej dziewczynki w czerwonym płaszczyku...
Nie chciałabym wyjawiać zbyt wiele z treści książki, więc postaram się nie streszczać fabuły. Powiem jedynie, że zawiązaniem akcji jest tu moment, gdy Danny i Maeve - rodzeństwo - z wnętrza zaparkowanego po drugiej stronie ulicy auta przyglądają się ogromnym oknom domu zwanego Domem Holendrów. Spełnienie ambicji ojca, znienawidzony przez matkę. To dom, w którym dorastali i który utracili, a fakt ten kładzie się cieniem na całym ich dorosłym życiu.
Wbrew tytułowi nie jest to powieść o Holendrach, a o amerykańskiej rodzinie na przestrzeni lat. Najważniejszymi bohaterami są tu oczywiście starsza siostra i młodszy brat, którzy wiele w życiu przeszli, mając właściwie tylko siebie nawzajem. To wokół nich koncentruje się fabuła i pojawiające się na scenie postaci, które mają wpływ na losy bohaterów lub pozostają pod wpływem.
Patchett snuje swoją opowieść w sposób nieliniowy, to wybiegając w czasie ku przyszłości, to cofając się do lat wcześniejszych, a jednocześnie konsekwentnie prowadzi czytelnika przez historię rodzinną Conroyów. Jest w tej koncepcji wiele naturalności i odwołań do tego, jak nieliniowo działa pamięć, prowadząca myśli często ku dygresjom czy skojarzeniom. Autorka jednak cały czas panuje nad fabułą, nie pozwala jej zatracić się i rozmyć w niepotrzebnych zawiłościach, dzięki czemu lektura powieści stanowi czystą przyjemność.
Porównanie konstrukcji rozwoju fabuły do działania pamięci nie jest przypadkowe, ponieważ powieść sama w sobie jest pięknie utkanym studium pamięci. Autorka doskonale obrazuje to, jak wpływają na nas wspomnienia, jak bardzo nie potrafimy wyzbyć się dziedzictwa i obciążeń z przeszłości, jak bardzo niemożliwym jest wykreślenie tego, co było i pisania swojej historii na nowo. Przeszłość tkwi w nas i nierozerwalnie związana z naszym losem, rezonuje na naszą przyszłość.
Dom Holendrów jest ciekawią historią o skomplikowanych rodzinnych więzach, które kształtują się latami, czasem wbrew nam samym. Jest tu i obojętność ojca, i pragnienie dzieci, by zdobyć jego uwagę. Jest niezwykle silna relacja między siostrą i bratem, skomplikowany stosunek do przyrodniego rodzeństwa, trwała relacja z służbą, która bywa bliższa niż rodzina... Powieść opowiada o tkwiącej głęboko w człowieku potrzebie relacji z rodzicem, o braterskiej miłości i odpowiedzialności, o poświęceniu i przebaczeniu, które nie zawsze przychodzi łatwo. Patchett z dużym wyczuciem pokazuje skomplikowane relacje międzyludzkie, ale też ze znawstwem i wnikliwością pokazuje, jak zniuansowana jest ludzka natura, jak wiele w niej sprzeczności, ukrytych pragnień, zadr i potrzeb.
W znacznej mierze jest to powieść o matce marnotrawnej, kobiecie, która porzuca własną rodzinę w imię niesprecyzowanych celów i niemal nie ogląda się za siebie, ale też o brzemieniu porzucenia, które całe życie niosą w sobie jej dzieci. Jest to brzemię nie do końca uświadomione, a ujawniające się nawet po wielu, wielu latach.
Jak sugeruje tytuł, jest to też opowieść o domu, który stał się centrum rodzinnego konfliktu. Domu, który był spełnieniem marzeń holenderskiej rodziny, choć szczęścia im nie przyniósł. Domu, który był ucieleśnieniem ambicji ojca, przekleństwem matki, tęsknotą dzieci, obiektem pożądania i nienawiści. Domu, który stać się może nawet obsesją.
Dom Holendrów to powieść misternie utkana z wydarzeń i wspomnień, z pragnień i uczuć, wnikliwa i subtelna, z niespieszną narracją niespecjalnie przywiązaną do linearności wydarzeń, a jednocześnie klarowna, wciągająca, poruszająca. Zwyczajność wyniesiona do rangi historii, od której nie da się oderwać. Autorka pozwala zagłębić się w motywy postępowania postaci, stawiać pytania o ich wybory, o to, co jest w nich autonomiczne, a co jest efektem uwarunkowań. Sama w sobie powieść jest bardzo wyważona, autorka unika przesadnego dramatyzmu, a jednocześnie udaje jej się emocjonalnie oddziaływać na czytającego. I choć można by zastanowić się nad nieco schematycznym przedstawieniem postaci okrutnej macochy, to obraz marnotrawnej matki w połączeniu ze zdystansowanym ojcem zdecydowanie podnoszą jakość powieści.
Myślę, że to bardzo dobra historia obyczajowa dla osób, które szukają opowieści o pamięci, rodzinnych więzach, wpływie przeszłości na człowieka. Dla tych, którzy chcą smakować niespiesznej i subtelnej narracji, gotowi są do refleksji nad motywami i wyborami, a jednocześnie chcą smakować dobrą prozę pisaną pięknym językiem. Podobno to najlepsza z powieści Patchett, ja tego nie wiem, ale pierwsze spotkanie z twórczością autorki uważam za bardzo udane.
Lubię książki o podobnym klimacie, choć martwi mnie trochę ta nielinearność narracji.
OdpowiedzUsuńTa nielinearność jest tutaj bardzo kontrolowana i nie powoduje zagubienia czytelnika. To raczej dygresje w stylu "Teraz myślałem tak, ale po tym i tamtym zmienię zdanie". Generalnie powieść warta uwagi.
Usuń