Mark Miller, O północy w Nowym Jorku [W.A.B.]

 

Mark Miller, O północy w Nowym Jorku [W.A.B.]

I want to wake up
In a city that doesn't sleep
And find I'm king of the hill
Top of the heap
[Autorzy utworu: John Kander / Fred Ebb]


O północy w Nowym Jorku Marka Millera chciałam przeczytać właściwie od pojawienia się pierwszych zapowiedzi. Skusiły mnie okładka i - przede wszystkim - opis, a także Nowy Jork w tytule i obietnica połączenia romansu z kryminałem oraz nawiązań popkulturowych. Sięganie po nieznanego autora zawsze wiąże się z ryzykiem, ale czasem warto zdać się na przypadek.

Bohaterami książki są Lorraine i Leo. Ona ma szefować nowojorskiemu oddziałowi paryskiej agencji reklamowej. On właśnie opuścił mury więzienia. Ona w dzieciństwie straciła ojca, właśnie tu, w Nowym Jorku, a teraz ma szansę kupić ulubiony obraz ojca - Wojownika - na zbliżającej się aukcji. On próbuje wrócić do normalności, ale przeszłość wciąż kładzie się cieniem na jego wolność. Jednak ponieważ na aukcji ma być wystawiony jego ulubiony obraz - Wojownik, postanawia się na nią wybrać i chociaż popatrzeć. 

To właśnie wieczór sprzedaży Wojownika jest punktem, kiedy przecinają się ścieżki obojga. I niebezpieczne zdarzenie w Central Parku, kiedy to Lorraine zostaje zaatakowana, prawdopodobnie przez człowieka, który od dawna jej groził.

Przyznam, że bardzo zgrabnie wyszło to połączenie gatunków, zmieszanie wątków kryminalnych i romansowych. Miller konstruuje swoją opowieść z wyczuciem, stawiając na napięcie związane z zagrożeniem i odkrywaniem tajemnic z przeszłości podlane romansowym, ważnym, lecz nie dominującym nad całością sosem. Ta udana kompozycja ma w sobie emocje i lekkość, wciąga, fascynuje, wywołuje uśmiech na twarzy i wyciska łzy z oczu, by ostateczne pozostawić czytelnika poruszonego, ale usatysfakcjonowanego.

Zarówno Lorraine, jak i Leo są bohaterami z krwi i kości. Od początku budzą sympatię, ale też intrygują. Kobieta wydaje się może mniej skomplikowana, ale nie jest postacią papierową, figurantką potrzebną jedynie do zaakcentowania wyjątkowości mężczyzny. Ona sama jest interesująca - młoda, inteligentna, przedsiębiorcza, choć samotna i nieco wyobcowana. On zaś, człowiek z kryminalną przeszłością, utalentowany malarz, wciąż ponosi konsekwencje swoich życiowych wyborów, a jednocześnie zmaga z teraźniejszością i... nie tylko. Żadne z nich nie jest typem cukierkowej postaci z cukierkowych romansów, ale pozostają ujmujący i wyzwalają w czytelniku dobre odczucia.

Mark Miller, O północy w Nowym Jorku [W.A.B.]

Wątek romansowy ma w sobie pewną delikatność i całą masę uroku. Może i pewne w nim kwestie pozostają uproszczone, ale ani razu nie przewróciłam oczami. Przeciwnie, chciałam podążać za tą relacją, czuć bijące z niej ciepło i kibicować bohaterom do ostatniej strony.

O ile romansowi mogę uproszczenia wybaczać, o tyle mniej litości mam dla kryminału. Ale ten wątek u Millera jest prowadzony zgrabnie i z wyczuciem. Emocje ulegają gradacji, kryminał ustępuje pola romansowi, by następnie wrócić na plan pierwszy z mocą i - finalnie - całkiem niezłym twistem. I choć nie wszystkie wątki zostają stuprocentowo wyjaśnione, to udaje się zamknąć wszystkie dla sprawy najistotniejsze, pozostawiając drobne niedopowiedzenia.

Obiecano czytelnikom Nowy Jork i popkulturowe odwołania i one rzeczywiście się tu znajdują. Być może spodziewałam się ich nieco więcej, ale podoba mi się ich umiejętne wplecenie w fabułę, bez nachalności i przytłaczających popisów. Miasto jest tłem dla akcji, ale tłem istotnym, skonkretyzowanym, przejawiającym się w sobie tylko właściwej specyfice. Nie staje się niczym kolejny bohater, ale odciska swoje piętno. Najjaśniej jednak błyszczy w kontekście popkulturowych odniesień, bo dla głównych wątków ma znaczenie marginalne, można je podmienić na dowolną dużą aglomerację. Jeśli więc oczekujecie wielostronicowych opisów miasta i długich po nim wędrówek, zawiedziecie się. Jednak w moim odczuciu te miejskie przebłyski, które pojawiają się we wspomnieniach bohaterów, w nierozbudowanych wzmiankach, mają swój urok i są jak dobrze dobrane tło obrazu, widoczne, ale nieodciągające oka od tego, co najistotniejsze.

Mark Miller, O północy w Nowym Jorku [W.A.B.]

Wspominałam już o niedomkniętych pobocznych wątkach (co nie wpływa na odbiór całości i nie jest specjalnie istotne), dodam jeszcze, że nie wszystkie sprawy pozostają wyjaśnione - jak pewna osoba trafiła do pracy, jak bohater trafił do więzienia, czemu ktoś kazał kogoś obserwować (wybaczcie brak szczegółów), ale ostatecznie powieść w założeniu jest gatunkowym miksem, nie stricte kryminałem, w którym każdy drobiazg ma znaczenie. Nie musimy mieć pełnej wiedzy o sprawach marginalnych, by czerpać radość z lektury. Bo ta książka jest w założeniu lekką powieścią rozrywkową, która ma dostarczyć emocji i pozwolić miło spędzić popołudnie. Myślę, że w dużej mierze jej odbiór zależy od nastawienia, z jakim po nią sięgamy.

Podobają mi się też drobne smaczki w postaci odwołań do konkretnych dzieł sztuki na początku każdej części (polecam uruchomić Google'a w czasie czytania) oraz cytaty z piosenek poświęconych w bardziej lub niej oczywisty sposób Nowemu Jorkowi, co sprawia, że powieść jest bardziej intertekstualna niż mogłoby się wydawać. 

Ostatecznie czas przy lekturze spędziłam bardzo przyjemnie i myślę, że ma w sobie sporo uroku. Mimo pewnych uproszczeń i dość dużego tempa rozwoju romansu, całość stanowi zgrabny miks gatunków z okraszającymi całość odniesieniami do sztuki i popkultury. Ma sympatycznych bohaterów, skupia się wokół intrygującej zagadki i stanowi z jednej strony relaksującą propozycję na leniwe popołudnie, z drugiej dostarcza emocji, a na koniec nawet wyciska łzę z oka. W zalewie romansowych gniotów pełnych toksycznych relacji stanowi miłą odskocznię od "cięższych" gatunków i - co najważniejsze - nie kpi z inteligencji czytelnika. 

Autor: Mark Miller
Tytuł: O północy w Nowym Jorku
Tłumacz: Adriana Celińska
Wydawca: wydawnictwo W.A.B.

Egzemplarz recenzencki.

Komentarze

Popularne posty