Karina Bonowicz, Gdzie diabeł mówi dobranoc. Księżyc jest pierwszym umarłym
Każdy ma własne wyobrażenie końca świata. Dla siedemnastoletniej Alicji świat kończy się tam, gdzie nie można dostać wiśniowej coli. Pech chciał, że jej życie strasznie się pogmatwało. Najpierw oboje rodzice zginęli w wypadku lotniczym. Potem okazało się, że dziewczyna nie może zostać pod opieką przyszywanej cioci Meli, u której od czasu do czasu zdarzało jej się pomieszkiwać, ma bowiem żyjącą krewną - rodzoną siostrę matki, o której istnieniu nawet nie wiedziała, i to ta ciotka, już nie przyszywana, została jej opiekunem prawnym. Jakby tego było mało, ta żyjąca krewna mieszka bardzo daleko od ukochanej Warszawy i Alicja musi przenieść się na odległą prowincję, do wsi Czarcisław. Nie podejrzewa jednak, że to odległe miejsce różni się od świata, który Alicja znała, o wiele bardziej, niż kiedykolwiek mogła przypuszczać.
Alicji nie będzie dane w spokoju przystosować się do nowego miejsca, bo zostanie wciągnięta w wir wypadków związanych z niezwykłą legendą, która ma związek z jej rodziną, a także z przodkami trzech innych rodzin. Nagle okaże się, że wszystko, w co dotąd wierzyła, trzeba zweryfikować, a legenda okazuje się boleśnie realna.
Zastanawiałam się, ile powiedzieć mogę o książce, nie zdradzając jej istotnych elementów, bo cała zabawa to odkrywanie, kto jest kim i jaki ma związek z Alicją. Mam nadzieję, że to mi się uda.
Akcja książki, która ma ponad 570 stron, rozgrywa się właściwie w kilka dni. I wcale nie znaczy to, że się wlecze. Autorka daje nam czas na poznanie głównej bohaterki i zdobycie wiedzy o świecie, do którego trafiła, a tymczasem wydarzenia toczą się z zaskakującą szybkością.
Choć narracja jest trzecioosobowa, uwaga narratora koncentruje się na głównej bohaterce, tym samym czytelnik kroczy jej ścieżkami, zdobywa informacje, które zdobywa Alicja, i o innych bohaterach wie tyle, ile Alicja zdołała się dowiedzieć. To świetny zabieg fabularny, pozwala bowiem czytelnikowi poczuć się jak bohater, poczuć jego radość z każdego odkrycia i frustrację, gdy nie wiadomo, komu można zaufać.
Sama Alicja doskonale się nadaje na centralną postać. Niby zwyczajna nastolatka, trochę obrażona na cały świat, trochę pyskata, ale w gruncie rzeczy sympatyczna, bystra, lecz nie wszechwiedząca... I co najważniejsze - interesująca.
Interesujący są też drugoplanowi bohaterowie, zwłaszcza pozostali nastoletni "gracze" w tej rozgrywce nie z tego świata. Poznajemy ich oczami Alicji, czyli tak naprawdę niezbyt dobrze, i sami możemy snuć domysły o roli, jaką maja do odegrania, jednak już sam fakt, że poznajemy ich prawdziwą naturę, sprawia, że chcemy wiedzieć więcej i "oglądać" ich częściej.
Choć autorka sięga po znany w literaturze fantasy schemat - dziewczyna po stracie rodziców przyjeżdża do miasta, w którym panoszą się nadprzyrodzone moce i zostaje wciągnięta w wir wypadków - rozgrywa go w ciekawy sposób. Po pierwsze - sięga głęboko do słowiańskiej mitologii i "zaludnia" miejsce akcji typowo słowiańskimi istotami. Mamy więc strzygi, wilkodlaki, nocnice, jak o realnych wspomina się o utopcach czy południcach, niemal realna jest obecność Welesa. No a przede wszystkim nie mogło zabraknąć (w końcu autorka jest polonistką) guślarzy (ach, sięgnąć do "Dziadów" ma się ochotę) - w wersji żeńskiej - guślnic.
Nie tylko słowiańskie realia są tu cechą wyróżniającą. Choć cała książka - przede wszystkim ze względu na nastoletnich bohaterów - ma młodzieżowy charakter, nie znajdziemy tu miłosnego trójkąta, ba, tak na prawdę jak na razie nie ma tu wątku romantycznego w ogóle. Oczywiście o miłości się wspomina, o pożądaniu, które można wykorzystać w magicznych rytuałach, o dawnych perypetiach miłosnych również, ale wątek współczesny nie został sprowadzony do kwestii romantycznych i... wcale na tym nie traci. Wręcz przeciwnie - zyskuje. Punkt ciężkości to wciąż pradawna klątwa i próby Alicji odnalezienia się w tym nowym dla niej świecie.
Chciałam was pocieszyć, że są za to sceny rozbierane, ale... one też nie mają erotycznego podtekstu ;)
Najważniejszym wyróżnikiem tej książki jest za to poczucie humoru, którym autorka wykazała się już w poprzednich książkach. Trochę tu ironii, trochę sarkazmu, trochę "wycieczek" pod adresem zjawisk popkulturowych, a czytelnik raz za razem się uśmiecha. I przede wszystkim dobrze bawi. Autorce udało się uczynić fabułę wciągającą, interesującą i zabawną zarazem, unikając śmieszności. Nawet gdy sięga po ograne motywy, widać, że robi to celowo i albo przekształca całkiem po swojemu, albo traktuje sarkazmem. I to podejście bardzo mi odpowiada.
Nie mogę nie wspomnieć o tym, że autorka nie raz puszcza do czytelnika oko, ale szczególnie wyraźnie do braci polonistów, którzy zmagali się w czasie studiów z gramatyką staro-cerkiewno-słowiańską. Ten aspekt fabuły wzbudza mój szczególny entuzjazm. Brawo, Karina!
Czy książka ma jakieś wady? Pewnie coś by się znalazło. Mnie odrobinę zgrzyta, że Alicja trochę za mało rozpacza po utracie rodziców, ale z drugiej strony każdy przeżywa żałobę po swojemu, a wir wydarzeń, w które dziewczyna została wplątana, nie pozwala na kontemplację własnych emocji, poza tym, znając "sprawność" krajowych sądów, od śmierci do ustanowienia opiekuna prawnego mogło minąć trochę czasu i pierwszą rozpacz Alicja zdążyła ukryć pod gniewem na przymusową przeprowadzkę.
Ale nie czepiajmy się drobiazgów. Najważniejsze jest to, że książkę świetnie się czyta i gdy akcja już się rozkręca, nie można się oderwać. Można się przy niej śmiać, można emocjonować, można poznawać niezwykły mikroświat Czarcisławia, w którym raz za razem odkrywamy nowy niezwykły element i w którym nic nie jest takie, jak się wydaje. A mam wrażenie, że wiele jeszcze przed nami do odkrycia.
Jeśli "Księżyc jest pierwszym umarłym" jest pierwszym tomem cyklu, to jako prolog stanowi zapowiedź świetnej fantastycznej rozrywki. Takiej, która będzie przyjemna i dla nastoletniego, i postnastoletniego (o sobie mówię) czytelnika. I kiedy wybrzmi ostatnie zdanie, możecie się wkurzać, że nie możecie już teraz chwycić za tom kolejny. Pozostaje więc trzymać kciuki, by autorka i wydawca nie zwlekali zbyt długo z publikacją kontynuacji.
Ubawiłam się przednio przy tej lekturze, ale przy tym nie mam poczucia, że czytałam zbiór "checheszków" w fantastycznym kostiumie. To całkiem serio fantastyczna fabuła z elementami charakterystycznego dla autorki poczucia humoru. Z wartką akcją, niesamowitym światem, wielopokoleniową klątwą i ciekawymi, niejednoznacznymi bohaterami, których chce się poznać bliżej. Polecam.
Komentarze
Prześlij komentarz