Ewa Ornacka, Skazane na potępienie
Choć Ewa Ornacka, dziennikarka i scenarzystka, ma na swoim koncie już kilka książek, to moje pierwsze spotkanie z owocami jej pracy. I choć od premiery Skazanych na potępienie minęło już trochę czasu, a na rynku wydawniczym ukazała się kolejna książka autorki, to właśnie ta pozycja przyciągnęła moją uwagę.
Skazane na potępienie są efektem rozmów, jakie Ornacka przeprowadziła z Beatą Krygier i którą uczyniła narratorką opowieści o tym, jak wygląda życie kobiet osadzonych w zakładzie karnym. Beata Krygier, prawniczka, która kiedyś była też asesorem sądowym, została pozbawiona wolności i po wyroku trafiła do Zakładu Karnego nr 1 dla Kobiet w Grudziądzu. To więzienie ma opinię jednego z najcięższych w Polsce, a wyroki (przynajmniej częściowo) odsiadywały tu tak osławione więźniarki jak siostra Bernadetta czy Katarzyna W., znana wszystkim jako mama małej Madzi.
Autorka oraz narratorka zapoznają czytelnika z tym, jak wygląda świat osadzonych w areszcie śledczym oraz wspomnianym zakładzie w Grudziądzu. Poznajemy stosunki panujące między osadzonymi, a także między więźniarkami i przedstawicielami służby więziennej. Obraz, który wyłania się z tej książki, wydaje się bardzo realistyczny. Widzimy panującą w więzieniu hierarchię, zawierane sojusze i animozje. Cierpienie, poczucie beznadziei, ale też drobne chwile radości.
Historia opowiedziana przez autorkę jest wciągająca i fascynująca, pozwala nam zajrzeć do świata, który przez swą niedostępność nas pociąga i ciekawi, ale do którego spodziewamy się nigdy nie trafić.
Główną zaletą książki jest nie tylko ukazanie świata, który jest niedostępny dla przeciętnego człowieka, ale także fakt, że ukazany został pełen wachlarz osobowości zarówno wśród osadzonych, jak i wśród pracowników służby więziennej. Są więc po obu stronach osoby życzliwe, obojętne i złośliwe. Wśród więźniarek są takie, które mają jeszcze szanse na odmianę swojego losu, ale też kobiety, których nie można zresocjalizować. I wszystkie ona stykają się w jednym zakładzie karnym.
Autorka stara się zachować obiektywizm (choć nie wiem, na ile zachowała go narratorka, a to jej oczami spoglądamy na świat za murami więzienia), a przede wszystkim nie skupia się na epatowaniu scenami grozy, ale pokazuje też codzienność, która jest porażająco zwyczajna (zważywszy na okoliczności, oczywiście). Jest nuda, z którą trzeba się zmierzyć, tęsknota za bliskimi, poczucie osamotnienia, żerowanie na współwięźniarkach. W zakładzie karnym rodzą się dzieci, zawierają przyjaźnie, a nawet związki, choćby na chwilę. I to wszystko jest boleśnie prawdziwe.
To może nie jest książka, która odmieni czyjeś życie, ale jest sprawnie napisanym reportażem poruszającym interesujący temat. Niewiele jest pozycji non fiction, które opowiadają o życiu za murami polskich więzień, a już zwłaszcza więzień kobiecych. Lekkie pióro autorki, ale i wyważony ton, który stroni od osądzania, zachęcają do lektury, a sama opowieść jest na tyle emocjonująca, że trudno się od niej oderwać. Przyznam, że zaraz po przeczytaniu nabrałam ochoty na poznanie kolejnych książek autorki.
Komentarze
Prześlij komentarz