Artur Chojnacki, Błysk
Z wielką mocą wiąże się wielka odpowiedzialność.
Podobno kiedyś dorosłym nie wypadało się przyznawać do czytania komiksów i fascynacji superbohaterami. Jak dobrze, że czasy się zmieniły i teraz na dorosłego pochłaniającego kolejny odcinek przygód Batmana, Iron Mana czy innych Gwiezdnych Wojen coraz mniej osób patrzy krzywo (a przynajmniej niewiele osób głośno wyraża wątpliwość co do dojrzałości czytającego). Przyjemnie jest przecież pochłaniać te same komiksy i - mimo trzech krzyżyków na karku - oddawać się marzeniom o byciu superbohaterem lub spotkaniu takowego. A do takich historii ciągnęło mnie od zawsze, podobnie jak do wszelkich historii wyrosłych z fascynacji zjawiskami paranormalnymi. Dlatego nie mogłam nie chwycić za książkę, którą reklamuje się jako polski kryminał dla fanów Z Archiwum X i Stranger Things. Choćby z czystej ciekawości.
Głównym bohaterem Błysku Artura Chojnackiego jest Jurek Miller, detektyw policyjnego wydziału kryminalnego, świeżo upieczony ojciec i... pasjonat superbohaterskich komiksów. Facet, który zorganizował sobie namiastkę marzenia każdego dorosłego geeka - czyli własny pokój wypełniony komiksami, z konsolą do gier i... zbroją stormtroopera z Gwiezdnych Wojen (tak, już się zakochałam).
Zbieg okoliczności (tak to nazwijmy) sprawia, że musi zająć się sprawą nietypowego włamania. Spostrzeżenia prowadzą go do wniosków zbyt nieprawdopodobnych, by uznał je ktokolwiek inny, ale jest dostatecznie zaintrygowany, by drążyć temat dalej. Nadużywając zaufania żony, ryzykując reputację w pracy, prowadzi śledztwo, które będzie początkiem niespodziewanej i niebezpiecznej przygody. Niebezpiecznej nie tylko dla niego samego. Zwłaszcza w chwili, gdy sprawą zainteresuje się ktoś jeszcze.
Artur Chojnacki stworzył powieść, w której odwołuje się do motywów znanych każdemu fanowi historii superbohaterskich - zarówno komiksowych, jak i filmowych: tajemnicze zdarzenia, tajne organizacje, moce, poszukiwania i wiele innych, których nie mogę tu wymienić. I z tych znanych nam motywów miksuje świeży, interesujący kryminał, w którym pewnych spraw możemy się domyślać, ale jednocześnie nadal czerpać radość z poznawania historii.
Autor kupił mnie od pierwszych storn, w których zaczęła rysować się sylwetka głównego bohatera. Geek policjant, co za połączenie! Z jednej strony facet bystry, dociekliwy, pracowity, z drugiej zachowujący umysł otwarty na sprawy, które wydają się całkowicie niewiarygodne. Do tego im dalej w las, tym większą darzyłam go sympatią. Kochający mąż i ojciec, który może troszkę naciąga zaufanie żony, ale robi to w szczytnym celu i ma silną motywację. Jest życzliwy, pracowity i sympatyczny, a jego komiksowa pasja to nie tylko dodatek do charakterystyki postaci. Komiksowe odwołania bowiem odgrywają w tej historii niebagatelną rolę.
Można powiedzieć, że uwzględniając komiksowe uniwersa, które znamy, sam pomysł na intrygę nie jest specjalnie odkrywczy, ale autor zestawia ze sobą zaczerpnięte z popkultury motywy, tworząc z nich zgrabną, porywającą fabułę. A stawiając w centrum akcji postać, która w historiach komiksowych zazwyczaj pełni rolę drugoplanową, czyni ją jeszcze bardziej interesującą. Ogólnie mam wrażenie, że wszystko, co przytrafia się Millerowi, jest jak spełnienie marzenia geeka o byciu częścią historii, w których się zaczytywał. Doskonale rozumiem jego pierwotną euforię płynącą z odkryć, radość z rozwikłania zagadki i zdumienie, gdy wszystko staje się coraz bardziej realne, w tym zagrożenie, a marzenie przeradza się w koszmar.
Chciałabym pogratulować autorowi tych wszystkich smaczków i tropów, które - rozsiane w fabule - tak radowały moje geekowe serce, ale nie pozwolę sobie na ich wymienianie (nawet kilku przykładów), ponieważ każdy byłby niepotrzebnym ujawnieniem szczegółów, które czytelnik powinien poznawać, zagłębiając się w lekturze. Powiem tylko, że nie tylko Jurek jest ciekawie napisaną postacią. Ogólnie autor świetnie balansuje między korzystaniem ze schematów a tworzeniem własnych bohaterów i ja osobiście świetnie się w czasie lektury bawiłam. Błysk pozostaje dla mnie "komiksem bez obrazków" lub "komiksem skupionym na tekście" (jak zwał, tak zwał, ale myślę, że w tej historii odnajdą się i miłośnicy komiksów, i czytelnicy niemający z nimi wiele wspólnego).
Wprowadzenie w intrygę jest tutaj dość szybkie, autor nie zwodzi czytelnika. Od początku wiemy, że coś jest na rzeczy, choć na początku - tak jak bohater - gubimy się w domysłach. Ale potem akcja przyspiesza i do samego końca pozostaje wartka i pełna napięcia, ponieważ nawet zdając sobie sprawę ze źródeł, z jakich czerpie autor, nie wiemy, które elementy zostaną w fabule wykorzystane i w jakim kierunku potoczy się historia.
Narracja początkowo koncentruje się na policjancie, potem rozdziela się na dwa punkty centralne opowieści, dzięki czemu mamy pełniejszy obraz sytuacji, choć nadal nie wiemy wszystkiego. Emocje bohaterów udzielają się czytelnikowi, a niewiadomą pozostają działania i motywacje osób trzecich. Ten sprytny zabieg pozwala autorowi utrzymać napięcie aż do punktu kulminacyjnego, a lekturę naprawde trudno przerwać.
Podoba mi się zabieg wykorzystania tytułów rozdziałów do zaakcentowania "równoczesności dziania się" pewnych wydarzeń, przeplatania się scen z jednym i drugim bohaterem, które rozgrywają się w jednym czasie. No i samo dociekanie, co może oznaczać tytułowy Błysk, to kapitalna zabawa.
No i zakończenie! Po tych wszystkich emocjach dostajemy zakończenie otwarte, niepozwalające właściwie wyrzucić tej historii z głowy, a raczej pozostawiające czytelnika w oczekiwaniu na kontynuację (w nadziei, że dalsze zdarzenia nie rozegrają się tylko w naszej głowie, a dostaniemy je w sfabularyzowanej formie za jakiś czas). I jakby tego było mało, autor serwuje nam jeszcze epilog, który jest jak uderzenie obuchem w głowę (niech was nie kusi zerkanie na ostatnie strony PRZED lekturą, bo zepsujecie efekt oszołomienia). Ja się na to nie godzę, panie autorze i mam już w głowie szereg teorii, jak można epilog wytłumaczyć lub... jak z niego wybrnąć. Ale to pozostawiam dla siebie.
Błysk okazał się lekturą, przy której naprawdę świetnie się bawiłam, jakby uszytą na miarę właśnie dla mnie, łączącą miłość do kryminałów i elementów świata bliskiego geekom. Z ciekawymi i sympatycznymi bohaterami, wartką akcją i mnóstwem mrugnięć okiem do fanów superbohaterskiej popkultury. Mam odrobinę zastrzeżeń do odwoływania się w reklamowym haśle do Stranger Things i uważam, że bardziej adekwatne byłoby zapewnienie, że to kryminał dla geeków i miłośników historii superbohaterskich, ale nie zmienia to faktu, że rzeczywiście pokochałam tę historię. To książka, przy której naprawdę można się zrelaksować, a do tego nakarmić swoje wewnętrzne dziecko i uważam, że autor znakomicie zrealizował swój pomysł, świadomie sięgając po znane motywy i tworząc z nich całkiem nową opowieść. Mam wielką nadzieję na kontynuację i jestem gotowa stać w pierwszym szeregu oczekujących na jej premierę.
Na koniec dodam jeszcze, że choć mam egzemplarz papierowy książki, częściowo poznawałam tę historię, słuchając audiobooka dostępnego m.in. na Storytel (czyta: Marcin Popczyński) i w tej formie również mogę wam szczerze ją polecić.
Komentarze
Prześlij komentarz