Grażyna Jagielska, Miłość z kamienia

książka, okładka
"Na wojnę pojechaliśmy, żeby się porozumieć - dla pewności pojechaliśmy trzy razy."

Kiedy czytywałam teksty Wojciecha Jagielskiego, jego relacje z różnych części świata, a także doniesienia innych korespondentów wojennych, zazwyczaj myślałam o tym, że trzeba być szalonym bądź szalenie odważnym, by jechać tam, skąd inni uciekają. Ale właściwie nigdy nie myślałam o tym, że to są ludzie, którzy mają rodziny - czasem żony i dzieci, czasem "tylko" rodziców czy rodzeństwo i że ci wszyscy ludzie, bliscy korespondentów, w czasie ich wyjazdów przeżywają horror w oczekiwaniu na wieści. Co gorsza - muszą mierzyć się z traumami, a żadne z nich nie dokonało wyboru takiego życia, ten wybór został za nich dokonany. Właściwie dopiero wypowiedzi pani Grażyny Jagielskiej, na które trafiałam tu i ówdzie, a teraz dzięki książce, zrozumiałam, a raczej otarłam się o zrozumienie, tego, o czym w przypadku korespondentów się nie mówi - tego, jak wygląda życie z osobą permanentnie i właściwie na własne życzenie narażającą się na śmierć.

Grażyna Jagielska przeżyła ze swoim mężem 53 wojny... Niewyobrażalna liczba. Aż nie chce się wierzyć, że tyle ich było. I mówiąc "przeżyła" nie mamy tu na myśli czynnego w nich uczestniczenia, bo wspólnie wyjechali zaledwie kilka razy. Ale wraz z każdym wyjazdem i powrotem pana Wojciecha te wojny wkraczały za próg ich domu i pozostawiały ślady.

"Miłość z kamienia" to niewielka objętościowo książeczka z potężnym emocjonalnym ładunkiem opowiadająca właśnie o tym wszystkim - o tym, jak wygląda życie z korespondentem wojennym. Jest bardzo szczerą i bardzo osobistą opowieścią skierowaną z jednej strony do czytelnika, z drugiej - do samej autorki, która w ten sposób porządkuje swoje przeżycia i odczucia.

Państwo Jagielscy mieli kiedyś zupełnie inny plan na życie, marzyli o podróżach, a mieszkanie i pracę traktowali w kategorii tymczasowości. Jednak w pewnym momencie pan Wojtek zaczął pracować jako korespondent i całkowicie się w tę pracę wciągnął.

"Rozgrzewałam felerny piekarnik, żeby włożyć do niego trzykrotnie posolonego indyka, i próbowałam powiedzieć Wojtkowi coś ważnego. że to jego drugie życie, które wyrosło gdzieś obok, częściowo za naszym przyzwoleniem, jest już silniejsze od nas, zajmuje w nas coraz więcej miejsca. Czas, kiedy to my wyznaczaliśmy mu granice (...) dawno minął. Teraz miałam wrażenie, że zostało mi tylko to miejsce między zlewem a piecykiem gazowym."

Grażyna Jagielska nie relacjonuje swojej historii tak po prostu, w chronologicznym porządku. Nie spodziewajcie się tu konkretnych dat i logicznego ciągu przyczynowo-skutkowego. "Miłość z kamienia" to literacki reportaż, z narracją przypominającą zapis strumienia świadomości, gdzie myśli i skojarzenia pojawiają się i odpływają, czasem wyrwane z kontekstu, czasem relacja podejmowana jest kilka razy, zanim poznamy jakąś opowieść. 

Autorka zdecydowała się na opowieść z ubraną w szaty rozmów prowadzonych przez nią samą podczas pobytu w szpitalu psychiatrycznym z innym pacjentem - Lucjanem. Lucjan zadaje pytania - jaki wpływ na Grażynę miała praca jej męża, jak wyglądało jej życie w czasie jego wyjazdów i powrotów - i tym samym pomaga jej uporządkować jej własne uczucia i emocje. 

"Miłość z kamienia" jest książką porażająco mocną, emocjonalnie trudną, ukazującą życie z ukochaną osobą, które zmienia się w koszmar. Grażyna Jagielska wprowadza czytelnika w intymny świat relacji w swoim związku, diagnozując, z brutalną szczerością, jak postrzega swoją w nim rolę.

"Tylko ja mogłam stanąć mu [Wojtkowi] na drodze i tylko ja mogłam mu umożliwić wykonywanie tej pracy, ponieważ zapewniałam mu poczucie bezpieczeństwa i niezmienności. Ludzie, którzy dokumentowali wojny bez takiego zabezpieczenia, popadali w depresję, obłęd albo popełniali samobójstwo. Wbrew pozorom nieustabilizowania i improwizacji, jakie stwarza ten zawód, żeby go wykonywać przez dłuższy czas, trzeba mieć kawałek solidnego gruntu pod nogami".

Grażyna Jagielska porusza w swojej książce kilka ważnych tematów. To nie tylko zapis stopniowego popadania w stan wyobcowania od otaczających ją ludzi i - dalej - w obłęd, spowodowany życiem w permanentnym napięciu. Jest to też bardzo smutna opowieść o tym, jak jeden współmałżonek oczyszcza się ze swoich traum kosztem drugiego, niemal nie zauważając tego, co się z drugą osobą dzieje. Grażyna Jagielska szuka odpowiedzi na pytanie, które w książce zadaje jej Lucjan - jak można pozwolić zrobić sobie coś takiego.

Ale jest w "Miłości z kamienia" też opowieść o tym, czym jest życie korespondenta - uzależnieniem od adrenaliny, nałogiem, wyścigiem po nagrody, uznanie, temat. Dążeniem, by być lepszym, pierwszym - niezależnie od niebezpieczeństwa i innych kosztów, które muszą ponieść oni sami i ich bliscy. To bardzo gorzka prawda, a czarę goryczy dopełnia (jeśli nie przelewa) fakt, że "dobry" korespondent to taki, który nie angażuje się w życie "bohaterów" swoich opowieści, stoi z boku i odchodzi, pozostawiając tak naprawdę tych ludzi samym sobie. W ten sposób opowieść Jagielskiej jest oskarżeniem skierowanym w kierunku istocie dziennikarstwa wojennego.

To niełatwa lektura, a jednak ważna i poruszająca. Wiele nam mówi i o dziennikarstwie wojennym, i o międzyludzkich relacjach, i o traumach, które doprowadzają do szaleństwa. Autorce udaje się sprawić, że od lektury nie można się oderwać i nie można łatwo zapomnieć tego, o czym przeczytaliśmy. Oczywiście nie można pominąć niebanalnej formy i literackiego uroku, który wyróżnia tę książkę od innych niefikcyjnych opowieści. Warto się z nią zapoznać, ale... potem nic już nie będzie takie samo.

Tytuł: Miłość z kamienia. Życie z korespondentem wojennym
Autor: Grażyna Jagielska
Wydawca: Mando


Za egzemplarz do recenzji dziękuję wydawcy.

Komentarze

Popularne posty