David Hockney i Martin Gayford, Historia obrazów dla dzieci
Wychowałam się w domu pełnym - jak na tamte czasy - albumów z reprodukcjami obrazów i od dziecka uwielbiałam je oglądać. Czasem z mamą, czasem sama. Później uczyłam się rysować, podpatrując dawnych mistrzów - próbowałam kopiować konie Kossaków, układ tkanin w dziwacznych sukniach na obrazach Velazqueza czy van Eycka, przerysowywałam twarze z obrazów Wyspiańskiego i choć nigdy nie udało mi się zostać choćby godnym kopistą, to te próby nauczyły mnie patrzeć na obrazy. Pamiętam, gdy pierwszy raz zobaczyłam na żywo obrazy Beksińskiego, które znałam na pamięć z albumów - i mogłam przyjrzeć się, jak położona jest farba, a nawet (wiem! to profanacja, dzieci, nie bierzcie ze mnie przykładu) dotknąć (gdy akurat nikt nie patrzył) dzieła i poczuć pod palcami jego fakturę. Niezapomniane przeżycie. I choć nie jestem wielkim znawcą sztuki, przeczytałam dość różnych opracowań, które pozwoliłyby mi jako tako usystematyzować wiedzę.
Inaczej sprawa ma się z Wojtkiem. Jego nigdy nie ciągnęło w stronę rysunku. Dawał się chętnie wciągać w manualne zabawy ze mną, ale sam z siebie niespecjalnie brał się za rysowanie i kolorowanie. Rysuje głównie piłkarzy i schematy gry na boisku.☺Niespecjalnie też ma ochotę oglądać ze mną albumy z reprodukcjami. Jednak od czasu do czasu podsuwam mu jakąś książkę o sztuce, by odrobinę poszerzyć jego horyzonty. Zwłaszcza że kiedy jesteśmy w muzeach, chętnie przygląda się obrazom i nawet zadaje na ich temat pytania.
Książkę, o której dziś chcę wam opowiedzieć, miałam już na oku od zapowiedzi wydawniczych. I kiedy wreszcie dorwałam ją w swoje łapki, od razu zachęciłam Wojtka, byśmy zasiedli do lektury. I okazało się, że to był strzał w dziesiątkę.
Inaczej sprawa ma się z Wojtkiem. Jego nigdy nie ciągnęło w stronę rysunku. Dawał się chętnie wciągać w manualne zabawy ze mną, ale sam z siebie niespecjalnie brał się za rysowanie i kolorowanie. Rysuje głównie piłkarzy i schematy gry na boisku.☺Niespecjalnie też ma ochotę oglądać ze mną albumy z reprodukcjami. Jednak od czasu do czasu podsuwam mu jakąś książkę o sztuce, by odrobinę poszerzyć jego horyzonty. Zwłaszcza że kiedy jesteśmy w muzeach, chętnie przygląda się obrazom i nawet zadaje na ich temat pytania.
Książkę, o której dziś chcę wam opowiedzieć, miałam już na oku od zapowiedzi wydawniczych. I kiedy wreszcie dorwałam ją w swoje łapki, od razu zachęciłam Wojtka, byśmy zasiedli do lektury. I okazało się, że to był strzał w dziesiątkę.
Zacznę od przedstawienia autorów. Dawid Hockney jest cenionym artystą. W swojej twórczości posługuje się różnymi mediami, lubi też przyglądać się pracy innych twórców. Martin Gayfort to krytyk sztuki i felietonista, a także autor książek poświęconych twórczości wielkich artystów. "Historia obrazów dla dzieci" ma w założeniu zabrać czytelników w podróż po historii sztuki, która zaczyna się od rysunków na ścianach jaskiń i - jak dotąd - prowadzi do obrazów tworzonych na ekranie komputera.
Sama książka jest pięknie wydana - ma twardą oprawę, albumowy format, kolorowe reprodukcje obrazów znajdziemy na białym, wysokiej jakości papierze. Wypowiedzi obu autorów wyróżnione są za pomocą odmiennej czcionki, a całość została uzupełniona/dopełniona ilustracjami wykonanymi przez Rose Blake w typowym dla ilustratorki stylu. Całość jest niezwykle przyjemna dla oka, daje dziecku możliwość poznania omawianych dzieł i obcowania ze sztuką, a także (właśnie dzięki uzupełniającym ilustracjom Blake) wprowadza element zabawy.
Ale ta książka to nie tylko ładne obrazki. To także wartościowa treść. Nie przypomina w niczym typowych opracowań dotyczących historii sztuki, omawiających dokonania twórców epoka po epoce. Tu rozważania mają charakter swobodnej rozmowy między autorami, rozmowy wskazującej raczej na zależności między dziełami sztuki i uczącej czytelnika nie tyle dat, co tego, jak na sztukę patrzeć.
Mamy tutaj osiem rozdziałów poświęconych różnym zagadnieniom i zilustrowanym przez dzieła z różnych epok. Po krótkim wprowadzeniu, tłumaczącym czytelnikowi ideę tej książki, następują rozważania na temat obrazów i próba odpowiedzi na pytanie, dlaczego tworzymy obrazy. Hockney i Gayford płynnie przechodzą od malarstwa naskalnego do Picassa, od przedstawień faraonów do map, od Jana van Eycka do współczesnych prac Hockneya i dają nam możliwość zauważenia zależności między tymi wszystkimi pracami, a przede wszystkim otwierają nas, dorosłych i małych czytelników, na uważne patrzenie.
Kolejne rozdziały to pogłębiona nauka patrzenia na sztukę - autorzy zabierają nas w podróż po świecie kreski, światła i cienia, objaśniają zasady budowania przestrzeni, perspektywę, opowiadają o lustrach i odbiciach (które też są przecież obrazem). Kolejnym zagadnieniem są zależności między malarstwem a fotografią, narzędzia, jakimi posługują się artyści, aż docieramy do obrazów ruchomych i tego, jak nowe technologie wpłynęły na postrzeganie i tworzenie obrazów.
Wszystkie zagadnienia omawiane są właśnie w swobodnej rozmowie autorów, prostym i przejrzystym językiem, który - zupełnie niepostrzeżenie i bez wysiłku - wprowadza młodych czytelników w świat "poważnych" zagadnień dotyczących sztuki. Każde omawiane zagadnienie zilustrowane jest za pomocą przykładów z przeszłości i współczesności, pokazując, że dzieła sztuki - choć zmieniają się pewne ich elementy - mają ze sobą wiele wspólnego niezależnie od epoki, w jakiej powstały. Podane przykłady obrazują też doskonale, że artyści uczą się od siebie wzajemnie, czerpią z dokonań innych artystów, wprowadzając też elementy własne, filtrując przez osobiste doświadczenia i właściwe sobie postrzeganie świata.
"Historia obrazów dla dzieci" jest fantastyczna. Jej przeczytanie zajęło nam trzy popołudnia i autorom przez cały ten czas udało się utrzymać zainteresowanie mojego dziecka, którego do sztuki za specjalnie nigdy nie ciągnęło. Owszem, chętnie ogląda ze mną różne rzeczy w muzeach, ale jego postrzeganie obrazów nigdy nie wychodziło poza "podoba mi się/nie podoba". Tym razem uważnie przyglądał się ze mną reprodukcjom w książce i reagował na to co widzi, okazując entuzjazm, gdy udało mi się zaobserwować to, o czym przed chwilą opowiadali autorzy. A że całość skończyła się pytaniem o to, kiedy zabiorę go do jakiejś galerii, żeby mógł przyjrzeć się, jak zrobione są niektóre obrazy, to chyba najlepsza rekomendacja. Nie dokonała tego żadna z wcześniejszych książek o sztuce, nawet całkiem niezła "Gwiaździsta noc Vincenta i inne opowieści. Historia sztuki dla dzieci" Michaela Birda, którą jakiś czas temu wydała Nasza Księgarnia.
Dlaczego ta książka jest wyjątkowa? Nie chodzi tu tylko o prosty, zrozumiały język, o zebranie reprodukcji i uzupełnienie ich sympatycznymi, zabawnymi ilustracjami. Największą zaletą tej książki jest to, że uczy PATRZEĆ na sztukę. Autorzy nie zmuszają małego czytelnika do zachwytu nad tym, co uważane jest za arcydzieło, ale na przykładach uczą z ciekawością PATRZEĆ na to, jak to dzieło jest zbudowane, co artysta zaczerpnął z dokonań innych twórców, co dodał od siebie, w czym osiągnął mistrzostwo. W ten sposób dziecko uczy się sztukę rozumieć, szukać w niej tego, co mu się podoba, ale nie odrzucać tego, co wydaje mu się brzydkie, a raczej skłania do zastanowienia się nad tym, dlaczego coś nam się podoba, a coś innego nie. A co jeszcze fajniejsze - ta książka uczy tego nie tylko małego, ale i dużego czytelnika, świetnie systematyzując to, co o sztuce wiemy.
Dzisiejsze przedpołudnie po raz pierwszy spędziłam z moim synem na przeglądaniu moich albumów o sztuce i rozmowach o środkach, jakimi posługiwali się moi ulubieni malarze. Choć np. Dali nie do końca do Wojtka przemówił, przyjrzał się reprodukcjom jego obrazów i dostrzegł kilka elementów, które mu się spodobały. Po raz pierwszy też Wojtek potrafił powiedzieć, dlaczego jeden obraz mu się podoba, a inny nie. Mogliśmy też porozmawiać o tym, że obraz to nie tylko płótno w ramie zawieszone na ścianie i że sztuka to nie tylko to, co znajdziemy w muzeum. Obejrzeliśmy grafiki komputerowe, screeny z gier, murale i prace Banksy'ego. I dlatego książka Hockneya i Gayforda wzbudza we mnie taki entuzjazm. Uważam, że to świetna propozycja dla małych i dużych miłośników sztuki... i nie tylko. A sama jestem ciekawa innej pozycji tego duetu.
Dzisiejsze przedpołudnie po raz pierwszy spędziłam z moim synem na przeglądaniu moich albumów o sztuce i rozmowach o środkach, jakimi posługiwali się moi ulubieni malarze. Choć np. Dali nie do końca do Wojtka przemówił, przyjrzał się reprodukcjom jego obrazów i dostrzegł kilka elementów, które mu się spodobały. Po raz pierwszy też Wojtek potrafił powiedzieć, dlaczego jeden obraz mu się podoba, a inny nie. Mogliśmy też porozmawiać o tym, że obraz to nie tylko płótno w ramie zawieszone na ścianie i że sztuka to nie tylko to, co znajdziemy w muzeum. Obejrzeliśmy grafiki komputerowe, screeny z gier, murale i prace Banksy'ego. I dlatego książka Hockneya i Gayforda wzbudza we mnie taki entuzjazm. Uważam, że to świetna propozycja dla małych i dużych miłośników sztuki... i nie tylko. A sama jestem ciekawa innej pozycji tego duetu.
Autor: David Hockney, Martin Gayford
Tytuł: Historia obrazów dla dzieci
Ilustracje: Rose Blake
Wydawca: Dom Wydawniczy Rebis
Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawcy.
Komentarze
Prześlij komentarz