Magda Knedler, Położna z Auschwitz [recenzja przedpremierowa]
(...) zbieram opowieści, obrazy obozu.
Rozmawiam z ludźmi. Próbuję stworzyć panoramę miejsca,
które poznałam we fragmentach, i jednocześnie wiem,
że nigdy mi się to nie uda.
27 stycznia minie 75 lat od wyzwolenia KL Auschwitz, nieco później zakończyła się II wojna światowa. Świadkowie tamtych wydarzeń powoli odchodzą. A jednak książki odnoszące się do ich doświadczeń wciąż powstają. I o ile nie mamy problemu z publikacjami non fiction - reportażami, biografiami czy opracowaniami historycznymi - to fabuły z akcją osadzoną w cieniu obozów koncentracyjnych budzą mieszane uczucia. Tzw. literatura obozowa to pojęcie bardzo szerokie i niestety czasem nadużywane, szufladka, w którą próbuje wpisać się powieści, które życie obozowe traktują jak scenografię, a przy tym starają się "kupić" czytelnika grą na sentymencie. To, że czytelnik zainteresowany tematyką trafia na takie książki, skutkuje jego zniechęceniem i w efekcie nawet odrazą do wszelkich książek z "Auschwutz" (i nie tylko) w tytule. A jednak wciąż uważam, że do opowiadania autentycznych obozowych historii służy nie tylko reportaż, oparte na autentycznych świadectwach fabuły również mogą być wartościowe. Ważne jest jednak podejście do tematu, wierność prawdzie historycznej i autor, który umie to osiągnąć. I kiedy pojawiła się informacja, że historię położnej z Auschwitz podejmie się opowiedzieć Magda Knedler, wierzyłam, że to będzie powieść wartościowa i autentyczna.
Bohaterka powieści - Stanisława Leszczyńska - urodziła się w 1896 roku w Łodzi. Już jako kobieta zamężna podjęła naukę w Szkole Położniczej w Warszawie, a potem wróciła do Łodzi, by pracować jako położna. W 1943 roku cała rodzina Leszczyńskich została aresztowana za działalność w podziemiu, a sama Stanisława wraz z córką trafiły do KL Auschwitz-Birkenau. To tam Stanisława pracowała jako położna, w ekstremalnie trudnych warunkach pomagając więźniarką wydać na świat dzieci. Swoje przeżycia opisała w książce Raport położnej z Oświęcimia. Magda Knedler podjęła się przybliżyć czytelnikom jej historię w fabularyzowanej formie.
Choć bohaterką Położnej z Auschwitz jest Stanisława Leszczyńska, przewodniczką po jej historii jest fikcyjna bohaterka (choć jej "biografia" została zaczerpnięta z autentycznych biografii więźniarek) i narratorka, mieszkająca w Paryżu rzeźbiarka, która w czasie wojny znalazła się na położniczej sztubie w Birkenau i pod opieką Leszczyńskiej urodziła dziecko.
Narratorka ma "szczęście", jest Polką o cenionym przez nazistów aryjskim wyglądzie i trafia do obozu w czasie, gdy nie wszystkie dzieci topi się w beczkach. Jej ciąża jest w pewien sposób pożądana, bo dzieci takich matek mogą być oddane na wychowanie niemieckim parom. To dlatego, zamiast do pracy wraz z innymi więźniarkami, zostaje skierowana na blok położniczy, w którym przebywa, oczekując na rozwiązanie i obserwując położną oraz inne przebywające tu kobiety. Teraz, po latach, wspomina je wszystkie, próbując przekuć swoje wspomnienia w rzeźby, uporządkować odczucia, uchwycić obraz Matki, którą dla wszystkich położnic stała się Leszczyńska.
Zastanawiam się, jak mam ubrać w słowa emocje, które zawładnęły mną po lekturze tej książki i jak pokonać poczucie własnych braków warsztatowych przy pisaniu o powieści tak dobrej i wymagającej. Bo jest to powieść bardzo dobra, potrafiąca budzić w czytelniku autentyczne emocje, ale wymagająca czasu i skupienia od czytelnika. Tej książki się nie połyka, trudno też powiedzieć, że się nią delektuje. Należy czytać ją we własnym tempie, poświęcić czas na przeżycie i przemyślenie tej historii. Nie wyobrażam sobie, ile kosztowało autorkę jej napisanie - fizycznie i emocjonalnie - mam jednak nadzieję, że czytelnicy będą potrafili docenić efekt.
Magdzie Knedler udało się trudny temat "udźwignąć". Prezentuje historię swojej bohaterki, ukazując również realia obozowego życia, nie ulegając pokusie epatowania drastycznymi obrazami. Wśród prostych zdań i obserwacji nie ma miejsca na emfazę, a jednak dramat więźniarek pozostaje odczuwalny i namacalny. Autorka stawia szkielet obrazów, w którym pozostawia czytelnikowi przestrzeń do wypełnienia na podstawie własnych doświadczeń, wiedzy i przemyśleń. I to jest właśnie to, czego oczekuję od literatury.
W pewnym momencie narracji padają słowa o próbie tworzenia panoramy miejsca, które można było poznać we fragmentach, i myślę, że świetnie odnieść można te słowa do samej powieści. Położna z Auschwitz jest próbą tworzenia panoramy obozu, panoramy położniczej sztuby, którą można oddać, jedynie zbierając rozproszone relacje i wspomnienia i nigdy nie da się jej uchwycić w całości. A jednak ta próba jest w moim odczuciu bardzo udana, pozostaje świadectwem niewyobrażalnego zła i okrucieństwa, pamiątką po miejscu, którego istnienie powinno być przestrogą.
Ale jest też ta powieść próbą odtworzenia "panoramy" jednej osoby - tytułowej położnej, której obraz czytelnik składa sobie za pośrednictwem fragmentów wspomnień narratorki uosabiającej pewną wspólnotę doświadczeń położnic z Birkenau. Magda Knedler buduje postać Leszczyńskiej z obserwacji osób trzecich. Narratorka opisuje nam, jak sama postrzega położną, jak postrzegają ją przebywające w baraku kobiety, zbiera fragmenty rozmów z Matką, to, czego narratorka dowiedziała się od niej samej i z opowieści innych. I z tak zebranych tropów tworzy postać centralną tej opowieści.
Decydując się na taki zabieg, autorka podjęła bardzo dobrą decyzję. W ten sposób wyraźnie zaznacza, że to, co wiemy o danej osobie, jest sumą obserwacji i relacji innych, ale też zyskuje swobodę stopniowego budowania obrazu, który przecież nie może być kompletny. Pozwala też na oddanie hołdu niesamowitej kobiecie, bo podziw dla Leszczyńskiej wyrażony zostaje ustami kobiety, która od niej właśnie uzyskała wsparcie.
Położna z Auschwitz jest nie tylko fabularyzowaną formą biografii i pięknym hołdem dla Leszczyńskiej. Jest też świadectwem okrutnych czasów i upamiętnieniem losów więźniów nazistowskich obozów, ofiar obozowej machiny śmierci, eksperymentów Josefa Mengele, a przede wszystkim zawartą w kilku przykładach historią kobiet, którym w tym przesyconym śmiercią miejscu przyszło wydać na świat nowe życie. Autorce udało się zaprezentować ich los i bez oceniania pokazać, jak różnie reagowały na to, co działo się z ich ciałami i dziećmi. Bo i Leszczyńska ich nie oceniała - wciąż zachowując w sobie wiarę i nadzieję, była przy kobietach, by je wspierać. Tam, gdy były najbardziej bezbronne i samotne, była matką ich wszystkich.
Wielokrotnie już pisałam, że uważam Magdę Knedler za mistrzynię pisania o relacjach międzyludzkich. Położna z Auschwitz tylko potwierdza moje słowa. Autorka po raz kolejny pokazała, że potrafi doskonale zrozumieć bohaterów swoich książek (niezależnie od tego, czy są postaciami fikcyjnymi, czy reprezentują wspólnotę autentycznych historii). Przywołała nie tylko więzi, jakie tworzyły się między tytułową położną a kobietami z bloku, ale też relacje między poszczególnymi położnicami, między matkami i ich dziećmi oraz - co chyba najtrudniejsze - nieuchwytną dynamikę relacji między niezłomną, odmawiającą zabijania dzieci Leszczyńską a Josefem Mengele, który w obozie decydował o życiu i śmierci.
Mnie szczególnie poruszyła wizja oczekiwania na dziecko w obliczu wszechobecnej śmierci, grożącej przecież zarówno matce, jak i nowo narodzonemu człowiekowi, niemożliwy niemal do oddania ciężar decyzji, czy odrzucić noworodka, który w każdej chwili może nam zostać odebrany, czy pozwolić sobie na przywiązanie, walka o każdą kroplę mleka, rozpacz matek, które nie mogły karmić, rozdarcie, gdy udawało się uprosić o karmienie inną więźniarkę, a jednocześnie musiało się patrzeć, jak inna kobieta karmi nasze dziecko... Właściwie każdy z obrazów, które znalazłam w książce Magdy Knedler, ściskał mnie za gardło.
Szkicując powojenne losy bohaterki narratorki udało się autorce oddać niełatwy wcale los "ocalałych", którzy nigdy nie uwolnili się z cienia obozu. Bo obóz tkwił w nich już na zawsze. I tu znów ujawnia się kunszt Knedler w pisaniu o relacjach, bo udało się pokazać zarówno niechęć do utrzymywania kontaktu z tymi, których znało się w obozie osobiście, a zarazem szukanie towarzystwa tych, którzy mają za sobą obozowe przeżycia, bo wspólnota losów także tworzy między nimi więzi. I znów wszystko to bez górnolotnych słów, oddane w prostych zdaniach i obrazach. Piękne i poruszające.
Magda Knedler udowodniła już niejednokrotnie, że potrafi pisać o sztuce, oddawać na kartach wspaniałość jej wytworów - obrazy, rzeźby, muzykę. Także tutaj, czyniąc z narratorki rzeźbiarkę, wplata te elementy, ale wcale nie są one ładnym ozdobnikiem. Sztuka była dla części "ocalonych" jak terapia, za jej pomocą wyrażali swoje przeżycia i emocje - jedni robili to w tekstach literackich, inni - w obrazach, rzeźbach... Zmagania z tworzywem były dla nich zarazem zmaganiem z obrazami i próbą wyrażenia tego, czego nie umieli wyrazić inaczej, i to pięknie zawarła w tym wątku autorka - po raz kolejny inspirując się istniejącymi pracami byłych więźniów.
Choć Magda Knedle unika przesadnego dramatyzowania, nie epatuje drastycznymi obrazami, nie sili się na przesadny sentymentalizm, stworzyła książkę pełną bardzo sugestywnych i poruszających obrazów, które ściskają czytelnika za gardło (poruszona byłam niejednokrotnie, ale chyba obraz płaczącej nad ciałem męża Stanisławy spowodował największe emocjonalne zawirowanie). Ten dramat czuje się na poziomie emocjonalnym, choć wyrażony został słowami i historiami, które jak mozaika, układają się w większy obraz. Autorka porusza się po tych wycinkach rzeczywistości z wyczuciem i szacunkiem zarówno do obozowych historii, jak i do czytelnika, wierząc w jego wrażliwość i inteligencję. Wiele rzeczy ubranych zostało w słowa, ale też wiele pozostaje do wyczytania między wierszami.
Ta książka - choć nieprzesadnie rozbudowana (co jest zaletą, choć z tak dobrym tekstem chciałoby się obcować jak najdłużej) - zawiera w sobie mnóstwo tematów. Jest świadectwem życia i działalności niezwykłej kobiety, której obraz budowany stopniowo zdumiewa, onieśmiela, wzbudza podziw i skłania do przemyśleń. Jest też świadectwem trudnych obozowych historii, często bez szczęśliwego zakończenia, oraz trudu, z jakim byli więźniowie odbudowywali z gruzów swoje życie oraz traumy, z jaką musieli się zmierzyć. Jest to również opowieść o człowieczeństwie, które tak trudno zachować w czasach wszechobecnej śmierci i pogardy, o więziach, które tworzą się wbrew wszystkiemu. O cudzie narodzin, macierzyństwie, rodzinie i rodzinnym domu, który jest kotwicą na całe życie, o sile kobiet, o roli rodziców w życiu dziecka. O dokonywaniu wyborów. A myślę, że uważny czytelnik odkryje w tej powieści wiele innych wartościowych wątków i motywów.
Bardzo urzeka i porusza mnie motyw szczeliny, metafora niezwykle trafna i poruszająca, podkreślająca to, nad czym pracuje narratorka, z czym się zmaga i z czym zmagają się ci, którzy opuścili obóz, ale których obóz nie opuścił nigdy.
Choć tematyka powieści może wydawać się przytłaczająca i przygnębiająca, jest w niej też pozytywne przesłanie. Bo historia Stanisławy Leszczyńskiej pokazuje, że nawet w najgorszych czasach można ocalić w sobie człowieczeństwo, pomagać innym. Pokazuje, że warto realizować siebie i swoje pasje. Że nie warto gromadzić rzeczy, a doświadczenie i umiejętności.
Na koniec chciałabym jeszcze powiedzieć krótko, że doceniam formę, w jaką ujęta została fabuła powieści. Tytuły rozdziałów, w których "my (ja)" sugerują wspólnotę doświadczeń, i obecna w nich "Mama", która wskazuje, kto jest właściwą bohaterką tej opowieści i jak ważna jest (była) jej rola. Do tego podział na części, które zebrane wspólnie przywołują słowa modlitwy powtarzanej przez Leszczyńską - "Przybądź choć w jednym pantofelku".
Położna z Auschwitz to piękna i poruszająca powieść, napisana z rozwagą i delikatnością, prosto, a zarazem niejednowymiarowo. Bogata w wątki, motywy i odniesienia. Przybliżająca czytelnikowi biografię Stanisławy Leszczyńskiej i historie położnic z Birkenau, a zarazem zachęcająca, by szukać więcej, czytać więcej. Myślę, że idealnie nadaje się jako wstęp do czytania opracowań i reportaży podejmujących tę tematykę, a także jako uzupełnienie po ich lekturze. Wiedza, solidny research i kunszt autorki sprawiają, że to literatura wysokiej klasy, a zarazem niezwykle przystępna w odbiorze. Polecam ją waszej uwadze.
Komentarze
Prześlij komentarz