Joan Aiken, Ogród do składania. Opowieści zebrane o rodzinie Armitage'ów
Opowiadania Joan Aiken o rodzinie Armitage'ów zalicza się do brytyjskiej klasyki literatury dziecięcej. U nas jednak są właściwie nieznane. Mnie jednak do książki przyciągnął nie tyle fakt, że to klasyka, i nawet nie okładka - bardzo zresztą urokliwa - ale tytuł. Ogród do składania - dla mnie brzmi magicznie. I zapragnęłam poznać tę książkę, nie czytając nawet zarysu treści! I - tak się SKŁADA - że to był dobry wybór.
Ogród do składania to zbiór wszystkich opowieści napisanych przez Aiken, których punktem wspólnym jest rodzina Armitage'ów. Każdy rozdział to odrębne opowiadanie traktujące o jednej z fantastycznych przygód, które przytrafiają się członkom rodziny wręcz nagminnie. Opowiadania poprzedza napisany przez autorkę prolog, wyjaśniający, dlaczego najdziwniejsze rzeczy przytrafiają się Armitage'om w poniedziałki. Swoją drogą, bardzo zapobiegliwe było ze strony młodej pani Armitage zadbanie o ty, by "żyli długo i szczęśliwie" nie znaczyło tyle co "długo i... nudno".
Głównymi bohaterami opowiadań są Harriet i Mark, dzieci państwa Armitage'ów, które wiodą zwyczajne życie przez sześć dni w tygodniu, bo najbardziej nieprzewidywalne są... poniedziałki. W te dni muszą roadzić sobie z całą masą nadnaturalnych i niespodziewanych przygód, które czynią ich życie barwnym i emocjonującym. No chyba, że poniedziałkowe fatum pozwoli sobie uderzyć... innego dnia.
Przyznam, że autorka zauroczyła mnie już samym prologiem, który przedstawiał młodych małżonków w czasie ich miodowego miesiąca i pięknie akcentował marzycielską naturę pani Armitage w kontraście do pana Armitage'a, którego określiłabym jako stereotypowego brytyjskiego męża. Wszystkie przygody, jakich doświadczymy wraz z Harriet i Markiem, zawdzięczamy marzeniu pani Armitage. Ta poprzedzająca opowieści historyjka ma dla mnie cudnie nostalgiczny wydźwięk, który przywołał mi w pamięci obraz państwa Darling - Georga i Mary - jakimi pamiętam ich z disneyowskiej adaptacji.
Ogród do składania to pokaźnych rozmiarów zbiór (ponad 400 stron) obejmujący 24 opowiadania. Powstawały one na przestrzeni lat, a każde z nich to odrębna historia. Można je czytać zupełnie niezależnie, sięgając po książkę od czasu do czasu, ale jeśli zafascynują Was tak samo jak Wojtka i mnie, nie będziecie chcieli się odrywać.
Mali bohaterowie książki żyją w świecie, w którym nikogo nie dziwi sąsiedztwo czarownicy czy wróżki, a jednak nadal jest on światem umiejscowionym na terenie Wielkiej Brytanii. Młodzi Armitage'owie chodzą do szkoły, chorują, mają wakacje - jak każde dziecko w ich wieku, a jednocześnie jeżdżą na jednorożcu, opiekują się rodzicami zamienionymi w biedronki, spełniają polecenia guwernantki-ducha i piorą bieliznę, którą zabrudził wykluwający się z jaja ukrytego w szafce gryf.
Historie pełne są magii, ale też mnóstwo w nich zdarzeń wręcz absurdalnych, przez co opowiadania wypełnione są przygodą i sporą dawką humoru. Młody czytelnik z pewnością z zapałem będzie śledził niecodzienne spotkania, jak to z boginiami zemsty stukającymi do drzwi, a starszy parskał ze śmiechu, obserwując stoicki spokój, z jakim rodzina przyjmuje fakt przemiany dorosłych w biedronki i wykorzystanie przez dzieci wolnego wieczoru na długie siedzenie. Nie sposób nie pokochać całej tej niezwykłej rodziny i ich niecodziennych przygód.
Opowiadania mają wartką akcję, tchną optymizmem (choć nie każde kończy się happy endem), łączą w sobie sielski wizerunek kochającej się rodziny, dziecięcą ciekawość świata i chęć działania oraz brytyjską flegmę dorosłych, którzy te niezwykłości przyjmują ze stoickim spokojem. Najważniejszą zaletą jest tu jednak całkowita nieprzewidywalność - czytelnik nie może przewidzieć, z czym przyjdzie się zmierzyć bohaterom i jakie działania podejmą w konfrontacji z niezwykłościami, jakie zsyła na nich los. Jednego można za to być pewnym - każde opowiadanie jest zachwycające samo w sobie. Mnie chyba najbardziej zauroczyło opowiadanie tytułowe, które w pewien sposób przypomniało wymyślane w dzieciństwie światy składane z wycinanek i które ma najbardziej nieprzewidywalne, a przecież tak bardzo realne zakończenie, a także historia z Jabłka niezgody i wizja trzech Furii mieszkających w składziku na węgiel.
Wspominałam, że książka ma ponad 400 stron, ale nie dodałam, że to prawie dokładnie tyle stron tekstu, ponieważ niewiele tu miejsca na ilustracje. Za to te, które się w Ogrodzie do składania znalazły - autorstwa Petera Baileya - to klasyka w czystej postaci, doskonale pasująca klimatem do opowieści.
Bardzo cieszy mnie, że ta książka trafiła do naszej biblioteczki, bo zapewniła nam zupełnie nowe literackie doznania, odbiegające klimatem od tego, co ostatnio czytamy. To rzeczywiście klasyka, która się nie starzeje i nie traci na wartości. I którą warto poznać.
Komentarze
Prześlij komentarz