Jonathan Auxier, Nan Sparrow i potwór z sadzy
Dawno, dawno temu, był sobie Kominiarz. I była sobie Dziewczynka. Gdzie szedł Kominiarz, tam truchtała za nim Dziewczynka. Kominiarz uczył ją wszystkiego, co sam umiał, razem wędrowali, razem spali na dachach niedaleko kominów, razem podziwiali wschody słońca. Kominiarz opowiadał Dziewczynce historie i cerował jej ubrania, a z każdą łatką na jej płaszczyku, jego okrycie było coraz krótsze i coraz więcej miał dziur.
Aż pewnego dnia dziewczynka obudziła się, a Kominiarza przy niej nie było. Został jej po nim tylko cylinder i bryłka węgla, ciągle ciepła, dzięki której nie zamarzła przez pierwsze dni po zniknięciu Kominiarza...
O tym niemal każdej nocy śni Nan, dziewczynka kominiarczyk pracująca dla okrutnego mistrza kominiarskiego Crudda, wraz z innymi dziećmi śpiąca na marnym legowisku w zimnym pomieszczeniu i każdego dnia wykonująca niebezpieczną pracę we wnętrzach kominów. Brudna, niedożywiona i samotna. Nie chce pamiętać, co było PRZEDTEM, nie ma też nadziei na jutro.
Aż pewnego dnia przydarza się jej coś niewyobrażalnego. Kiedy Nan zaklinowuje się w kominie, złośliwy kominiarczyk Roger próbuje jej "pomóc", podpalając komin. Nan czuje, że płonie, a potem... budzi się na poddaszu szkoły, której komin czyściła, i odkrywa, że nada żyje, a jej węgielek nie jest już tylko węgielkiem.
Brzmi fascynująco, prawda? A to dopiero początek. Dalej jest jeszcze bardziej niesamowicie, emocjonująco i... wzruszająco. I choć to pierwsze moje spotkanie z Jonathanem Auxierem (choć dwie inne książki czekają na regale), wiem, że nie ostatnie.
Jonathan Auxier napisał niesamowitą powieść dla dzieci, w której realizm i smutny świat londyńskich ulic u schyłku XIX wieku miesza się z odrobiną magii i niesamowitości. Młody czytelnik dostaje w swoje ręce historię w odrobinę dickensowskim klimacie, w której poznaje tragiczny los dzieci, które nie mają rodziców, są biedna lub porzucone i każdego dnia zmuszane do ciężkiej i niebezpiecznej pracy. To dzieci, które nie mają szans na odmianę swojego losu - nie otrzymują wykształcenia, są brudne i niedożywione i pozostają umyślnie niezauważane przez resztę społeczeństwa, dla którego ważniejsze od dzieci są czyste kominy.
Nan jest jednym z takich dzieci, choć nieco się od nich różni. Po zniknięciu Kominiarza jest nieco cyniczna i stara się do nikogo nie przywiązywać, ale dostrzega nieco więcej, a do tego potrafi czytać. Pojawienie się potwora z sadzy - o wdzięcznym imieniu Charlie - pozwala jej odnaleźć dawno zapomniane wspomnienia o Kominiarzu, ale także nauczyć się, czym jest przyjaźń, jak to jest mieć dom (a przynajmniej jego namiastkę), że ważny jest cel w życiu i nadzieja, a przede wszystkim, że czasem najlepszym sposobem, by uratować siebie, jest ratowanie innych.
Żeby zapoznać się z tą książką, musiałam poczekać na swoja kolej, bo Wojtek postanowił, że przeczyta ją samodzielnie (chyba nie do końca podoba mi się, że coraz więcej książek czyta sam :-D). A kiedy skończył, przyszedł do mnie i powiedział: Mamo, czytaj, bo to ci się będzie podobać. I miał rację.
Ta książka to piękna historia z wyjątkową bohaterką i magią, która nie przykrywa najważniejszego przesłania. Dużo tu wątków smutnych i opowieść jest doprawdy wzruszająca, ale przede wszystkim mądra i zostawiająca młodego czytelnika z pozytywnym przekazem, że nie ma sytuacji bez wyjścia, że przyjaźń znaczy bardzo dużo, że warto jednoczyć się w walce o wspólny cel. I - to już mniej optymistyczne - z wiedzą, że są na świecie sprawy, których dla swojej wygody wolimy nie dostrzegać, ale trzeba mieć oczy szeroko otwarte, by nie zostawić skrzywdzonych bez pomocy.
Mnie zaś pozostawiła z jednym wnioskiem - musimy jak najszybciej nadrobić pozostałe pozycje autora, wydane przez Dwukropek.
Bardzo ciekawy artykuł. Jestem pod wielkim wrażeniem.
OdpowiedzUsuń