Edyta Stępczak, Burka w Nepalu nazywa się sari

książka, okładka

Tę książkę miałam na oku już od jakiegoś czasu. Okładka z fotografią, która przywodziła mi na myśl słynne zdjęcie Pasztuńskiej nastolatki na froncie National Geographic, mrugała do mnie z Instagrama i stron internetowych księgarni. Ale długo nie znalazłam na nią czasu. Jednak po fascynującym spotkaniu z autorką, które zorganizowała toruńska księgarnia Kafka i spółka, wiedziałam, że teraz już MUSZĘ ten czas wygospodarować.

Autorka książki mówi, że od lat fascynowały ją Himalaje, jednak podczas pierwszej - turystycznej - wizyty w Nepalu zwróciła uwagę na zupełnie inne aspekty lokalnej rzeczywistości niż się spodziewała i poczuła, że musi do tego kraju wrócić. Już nie jako turystka. Edyta Stępczak wróciła do tego kraju jako działaczka humanitarna i spędziła tam pięć lat, poznając go od zupełnie innej strony niż turyści i himalaiści. Efektem jej pracy, rozmów z ludźmi i wnikliwej obserwacji jest właśnie ta książka.

Jak sugeruje okładka - autorka koncentruje się w swoim reportażu na sytuacji nepalskich kobiet, o której przeciętny mieszkaniec Zachodu nie wie nic lub prawie nic. W naszym wyobrażeniu tkwi ciągle wizerunek Nepalu jako krainy wiecznej szczęśliwości, kolorowy, przyjazny, gdzie ludzie żyją prostym życiem, blisko fascynującej natury. Tymczasem sytuacja Nepalek niewiele różni się od sytuacji kobiet w krajach muzułmańskich. Nie widać tego na pierwszy rzut oka, bo nie zakrywają twarzy, a ich stroje są bardzo kobiece i kolorowe, przez co może ich sytuacja jest jeszcze trudniejsza - umyka świadomości tych, którzy mogliby wpłynąć na zmianę lub choćby poprawę sytuacji.

Pominę przytaczanie listy tematów podejmowanych przez autorkę, bo z nimi zapoznacie się w czasie lektury. Powiem za to, że jestem pod wielkim wrażeniem ogromu pracy, który Edyta Stępczak włożyła w powstanie tej książki. Zbieranie materiałów, obserwacja, docieranie do rozmówców, a także radzenie sobie z ogromnym emocjonalnym brzemieniem tych historii, to zadanie, które niejednego by przerosło.

Książka jest do głębi poruszająca. A przy tym bardzo wyważona. Autorka nie tylko opowiada o sytuacji Nepalek, ale wprowadza czytelnika w szerszy, być może mu nie znany, kontekst historyczny, kulturowy i religijny. Bo nie ma tu miejsca na wywoływanie sensacji, ale celem jest zbadanie pewnych zjawisk, odniesienie ich do współczesności, a przez dotarcie do korzeni, odkrycie, z czego pewne zachowania i sytuacje wynikają, otworzenie pola dla dyskusji nad tym, co można i co trzeba zmienić oraz w jaki sposób to zrobić. Nie chodzi o to, by przysłowiowy biały człowiek zjawił się jak rycerz na białym koniu i zmienił wszystko (zresztą autorka pokazuje też, w jakich dziedzinach zawodzą zachodnie organizacje pomocowe), ale by pomóc samym Nepalczykom wprowadzić zmiany, na które są gotowi i których sami oczekują.

Wszechstronne ujęcie tematu, wnikliwe obserwacje, delikatność i wrażliwość w mówieniu o kulturze innego narodu, racjonalne podejście do prób zmieniania zastanej rzeczywistości - to wszystko, co cechuje zarówno autorkę, jak i snutą przez nią opowieść o odległej krainie, która nie jest taką oazą szczęścia, jaką prezentują turystyczne foldery. "Burka w Nepalu nazywa się sari" to ważny głos włączający się w dyskusję dotyczącą kondycji kobiety we współczesnym świecie, wagi równouprawnienia płci dla życia lokalnych społeczności, jak i chociażby gospodarki kraju. Do tego mowa jest w niej o wpływie, jaki patriarchalna i kolektywna kultura Nepalu wywiera także na samych mężczyzn. Niezwykle ważna i pouczająca lektura.

Autor: Edyta Stępczak

Tytuł: Burka w Nepalu nazywa się sari

Wydawca: Znak literanova


Komentarze

  1. We wtorek byłam na spotkaniu z autorką tej książki w moim miasteczku. Książki nie czytałam, ale to co mówiła o kobietach i społeczeństwie w Nepalu było zatrważające.

    OdpowiedzUsuń
  2. To prawda, zatrważające. A książkę polecam, bo jest świetnie napisana!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty