Post mocno romasowy
Romansów nie czytuję zbyt często. Właściwie to stanowią one zaledwie promil przeczytanych przeze mnie książek. I nie chodzi o to, że uważam te książki za gorsze, po prostu to nie moje klimaty. Mówię o tym, byście wiedzieli, że trudno mi ocenić te książki na tle gatunku, który znam zbyt słabo. Natomiast od czasu do czasu czuję potrzebę "zmiany klimatu" i jestem gotowa skusić się na lekturę spoza kręgu moich zainteresowań.
Tak było i tym razem. Szukając odmiany, skusiłam się na dwie książki, których okładki ostatnio migały mi na Instagramie.
Pierwsza z nich to wpływ propagandy szerzonej przez pewną Anię (pozdrawiam Mrs.Klimas_reads), która - podejrzewam - sprzedałaby mi moje własne książki, ale skoro już tak się o niej nasłuchałam, postanowiłam właśnie bliżej się z nią zapoznać.
Tak było i tym razem. Szukając odmiany, skusiłam się na dwie książki, których okładki ostatnio migały mi na Instagramie.
Pierwsza z nich to wpływ propagandy szerzonej przez pewną Anię (pozdrawiam Mrs.Klimas_reads), która - podejrzewam - sprzedałaby mi moje własne książki, ale skoro już tak się o niej nasłuchałam, postanowiłam właśnie bliżej się z nią zapoznać.
"Pan perfekcyjny" Jewel E. Ann to historia dwojga ludzi rozpisana na dwa głosy. Flint Hopkins jest inteligentnym, przystojnym, dobrze sytuowanym facetem (cóż za zaskoczenie!). Ma jednak mroczną tajemnicę (nie spodziewaliście się tego, co?). Mianowicie dziesięć lat temu prowadząc po pijaku samochód spowodował wypadek, w którym zginęła jego żona. Flint musiał pozbierać się po tej tragedii oraz poddać leczeniu, ponieważ na świecie pozostał jeszcze jego dwuletni syn. Hopkins postanawia zastąpić mu oboje rodziców, a kiedy odkrywa, że Harrison cierpi na zaburzenia ze spektrum autyzmu, przykłada się do ojcowskich obowiązków jeszcze bardziej, nie pozwalając sobie "wikłać się" w żadne poważniejsze związki.
Ellen Rodgers jest ponętną (szok!) muzykoterapeutką, której drogi krzyżują się z drogami Flinta w dniu, kiedy wynajmuje od niego lokal w budynku jego kancelarii. Niestety Flint szybko przekonuje się, na czym polega muzykoterapia i okazuje się, że praca Ellen poważnie koliduje z obowiązkami Flinta. Dlatego postanawia on skłonić najemczynię do znalezienia nowej lokalizacji dla swojej działalności. Ellen niespecjalnie ma na to ochotę, poza tym niezwykłą przyjemność sprawia jej flirtowanie z perfekcyjnym panem Hopkinsem, a on sam nie pozostaje obojętny na jej wdzięki. Finału można się domyślić, jednak po drodze oboje zmierzą się z kilkoma niespodziewanymi (yyy...) sytuacjami.
Jak już mówiłam, nie jestem znawcą gatunku, nie umiem więc powiedzieć, czy ta książka wyróżnia się na tle innych. Na pewno bazuje na utartym schemacie: on - bogaty, przystojny, mroczny, ona - piękna, o złotym sercu, często zraniona w przeszłości, chcą i nie chcą być razem, napotykają na trudności i muszą je przezwyciężyć i zmierzają do happy endu... Ale muszę przyznać, że ten schemat jest bardzo zgrabnie wypełniony. Wzajemne przyciąganie bohaterów jest namacalne i dobrze wyeksponowane, ale przeszkody, które muszą pokonać, by być razem, są dość wiarygodne. Flint obawia się związku, ponieważ ma poczucie winy z powodu spowodowania śmiertelnego wypadku. Żeby móc budować przyszłość, musi zmierzyć się z przeszłością. Do tego jest odpowiedzialny nie tylko za siebie, ale też za autystycznego syna, który radzi sobie całkiem nieźle, ale nie lubi żadnych zmian, a każdy związek niesie ze sobą ryzyko zburzenia uładzonego świata dziecka. Ellen zaś jest gotowa sobie z tym wszystkim poradzić, ale kiedy jej tata doznaje udaru, bez wahania zostawia perspektywy na nowe życie, by zaopiekować się człowiekiem, który ją wychował i który nie może być teraz sam. Także to nie zwykłe "on nie chce - ona chce, ona nie chce, gdy on chce", tylko rzeczywiste problemy, które mogą przytrafić się ludziom w realnym świecie. Do tego cała książka napisana jest lekko, ale autorce udaje się uniknąć zbytniego przesłodzenia. Myślę, że miłośnikom (miłośniczkom) gatunku książka może bardzo przypaść do gustu, a i ja przeczytałam ją z przyjemnością, bez przewracania oczami nad niedorzecznościami, jak zdarzało mi się w przypadku innych książek. Cieszę się, że Ania namówiła mnie na tę książkę, bo okazała się świetna na wieczorny relaks.
"Without Merit" Colleen Hoover to również romans, choć skierowany do nieco młodszych czytelników (czytelniczek). Autorki chyba przedstawiać nie muszę, bowiem jest znana i popularna, co obserwuję choćby na Instagramie.
Tym razem dostajemy historię siedemnastolatki, której przyszło dorastać w dość specyficznych okolicznościach przyrody. Wraz z całą rodziną mieszka w budynku, który kiedyś był kościołem (w środku nadal stoi figura Chrystusa), matka - Victoria - choruje na agorafobię i mieszka w piwnicy. Ojciec wraz z drugą żoną - również Victorią - mają czteroletniego syna Moby'ego (wg Merit jedynego normalnego członka rodziny). Jest jeszcze starszy brat Utah, nadmiernie schematyczny (pedantyczny) i bliźniacza siostra Merit - Honor, różna od niej jak dzień od nocy, notorycznie wikłająca się w związki z terminalnie chorymi chłopakami. Siostry - kiedyś sobie bliskie - teraz właściwie się unikają.
Ale to nie wszyscy mieszkańcy domu. Merit przypadkiem poznaje nowego chłopaka Honor, tym razem zdrowego, do którego czuje pociąg i którego w związku z tym próbuje unikać, ale nie jest to łatwe, gdyż chłopak okazuje się nowym lokatorem w ich siedliska. Jednak to jeszcze nie koniec, bo pewnego dnia do ich dziwnego grona dołącza przyrodni brat Victorii (aktualnej żony), o którego istnieniu nikt nie miał pojęcia.
W tej dziwnej gromadzie pełno jest tajemnic, których Merit nie ma już siły nosić w sobie. Do tego ciągle narasta w niej gniew, z którym nie umie sobie poradzić, a jednocześnie apatia i chęć wycofania się z życia. To wszystko, plus odkrycie kolejnych szokujących tajemnic, spycha dziewczynę na krawędź, aż decyduje się na bardzo drastyczny krok. Być może nieodwracalny...
Książka, o ile się orientuję, wpisuje się w typowy dla Hoover schemat historii miłosnych, które okazują się być ponad wszystko i leczyć zranione serca dziewczyny i chłopaka, wbrew okolicznościom, które ich połączyły, ale sama fabuła okazała się dość ciekawa. Nietypowa rodzina, tajemnice, poczucie wyobcowania we własnym domu, drastyczne rozwiązanie (na szczęście nieudana próba samobójcza) i stopniowe odkrywanie, że nic nie jest takie, jak się wydaje. I przede wszystkim, że rodzinę znów można spróbować posklejać, a depresja to coś, co może dotknąć także nastolatkę.
***
Dlaczego o tych dwóch książkach piszę w jednym poście? Po pierwsze dlatego, że nie mam wystarczających kompetencji, żeby oceniać je w osobnych wpisach, odnosząc się do gatunkowych konwencji. Po drugie dlatego, że obie pozytywnie mnie zaskoczyły. "Pan perfekcyjny" podejmuje temat mierzenia się z przeszłością i poczuciem winy, odpowiedzialnością za najbliższych, zaburzeń autystycznych i walki o powrót do sprawności po udarze. Przeciwności, jakim stawić czoła muszą bohaterowie, nie są przekombinowane, a dotyczą spraw, na które nie mają większego wpływu. "Without Merit" zaś podejmuje ważny temat depresji wśród nastolatków i tego, że warto w takiej sytuacji zwrócić się o pomoc. Do tego ciekawie został wprowadzony tam wątek wojny w Syrii i tragedii tych, którzy czekają na wieści od rodzin. Choć w obu książkach sprawy - zgodnie z oczekiwaniami - zostają "wyprostowane", nie można pominąć, że zgrabnie wprowadzają do lekkiej literatury niełatwe tematy. I muszę przyznać, że obie książki przeczytałam z przyjemnością.
Autor: Jewel E. Ann
Komentarze
Prześlij komentarz