Ewa Winnicka, Był sobie chłopczyk

książka, reportaż, okładka


W marcu 2010 roku w stawie w Cieszynie znaleziono ciało chłopca. Tą sprawą dość długo żyła cała Polska. Nie dlatego, że śmierć dziecka w stawie była czymś nadzwyczajnym, niestety nie. Nadzwyczajne było to, że chłopiec pozostawał bezimienny - nie było go na żadnej liście zaginionych, nie było  rozpaczających rodziców, właściwie nie do końca można było określić nawet wiek chłopca. Ponieważ długo w sprawie nie następował przełom, zainteresowanie mediów powoli słabło, w końcu ich uwagę przyciągnęły inne dramatyczne zdarzenia. Tożsamość dziecka i jego rodziców udało się ustalić dopiero dwa lata później, a rozwikłanie zagadki okazało się równie dramatyczne, co samo odnalezienie ciała.

Do tej właśnie historii, zaledwie kilka lat po jej "rozwiązaniu" (cudzysłów celowy) wraca Ewa Winnicka - reporterka związana z "Polityką" i "Dużym Formatem", dwukrotnie uhonorowana nagrodą Grand Press, autorka "Londyńczyków" i "Angoli".

Punktem wyjścia reportażu jest moment, kiedy dwóch nastolatków z Cieszyna zauważa pływającą w rybnym stawie szmatę. Jednak dopiero następnego dnia postanawiają sprawdzić, co to jest i odkrywają ciało dziecka. Zawiadamiają dorosłych, a ci wzywają policję. Ewa Winnicka odtwarza właściwie dzień po dniu wydarzenia, które zapoczątkowało to makabryczne odkrycie. Udaje się jej nie epatować śmiercią, choć opowiada o śladach, które zauważyli na ciele policjanci i prezentuje czytelnikowi przebieg śledztwa. Sama zachowując reporterski dystans, przedstawia nam emocje, które towarzyszyły pracującym na miejscu policjantom oraz okolicznym mieszkańcom. Opowiada o zainteresowaniu mediów i frustracji wszystkich zainteresowanych ustaleniem tożsamości dziecka i przyczyn jego śmierci. Opowiada o tym, co odciągnęło uwagę mediów od sprawy, o działaniach, które ostatecznie naprowadziły służby na trop rodziców bezimiennego chłopca i przechodzi do odtworzenia życia dziecka, którego istnienie zostało tak nagle wymazane.

To bardzo dobry reportaż, którego autorka powściąga własne emocje i usuwa się w cień, by pozwolić dojść do głosu wszystkim osobom zaangażowanym w tę historię. Rzeczywiście wszystkim - pojawiają się bowiem na kartach książki zarówno policjanci, mieszkańcy Cieszyna poruszeni losem dziecka, jak i rodzice i rodzina zmarłego. Autorka wykonała tytaniczną pracę, gromadząc cały materiał i starając się naświetlić wydarzenia z każdej strony - dlatego drobiazgowo przedstawia całą rodzinną historię Szymona  z Będzina. Dzięki Ewie Winnickiej mamy pełny obraz i sami możemy spróbować odpowiedzieć sobie na pytanie: jak mogło do ego dojść i jak to możliwe, że przez dwa lata nikt nie zauważył, że był sobie chłopiec i... go nie ma. Ale to pytania, na które odpowiedź musi naleźć (o ile to w ogóle możliwe) czytelnik, bo autorka nie daje nam żadnych gotowych rozwiązań. Nie wskazuje również winnych - relację o przyczynach śmierci Szymona poznajemy zarówno w wersji matki, jak i ojca chłopca.

Ta książka może wzbudzić w czytelniku ogromne emocje - smutek, szok, przerażenie, przygnębienie. Ale nie wynikają one z literackich zabiegów autorki, która po prostu historię dziecka nam odtwarza i relacjonuje, a z  tragizmu samej sytuacji. To, jakie emocje w nas wzbudzi, zależy od tego, które jej elementy przemówią do nas najmocniej.

A najważniejszy w tej opowieści - jak wskazuje tytuł - jest chłopiec, chłopiec, który śmiał się i płakał, miał mamę, tatę, rodzeństwo, babcię i dziadka, a potem nagle zniknął i przez dwa lata nikt się nie zorientował. Oczywiście postarali się o to rodzice, ale ich działania nie były aż tak przemyślane i nadal zadziwia, jak długo śmierć dziecka udało im się zatajać. Istnienie Szymona zostało po prostu wymazane. A przecież był. Był. I dzięki Ewie Winnickiej oraz mieszkańcom Cieszyna, którzy zadbali o jego pogrzeb i nagrobek, nie będzie zapomniany.

Komentarze

Popularne posty