Guido Sgardoli, Siódmy element
Niejednokrotnie już nacięłam się na okładkowe obietnice, porównania do znanych pisarzy czy filmów często nijak miały się do rzeczywistości, ale od czasu do czasu, gdy widzę taką zachętę, mówię po prostu "sprawdzam". Tym razem kuszono mnie obietnicą książki młodzieżowej "dla fanów Stranger Things" i skuszono mnie skutecznie. Ciekawi, jak wyszło?
Siódmy element Guido Sgardolego to prawdziwy grubasek - niemal 700 stron lektury dla starszej młodzieży (ale i dla dorosłych). Akcja powieści dzieje się na wyspie Levermoir. Mamy tu zamkniętą wyspiarską społeczność i trzynastoletniego bohatera - Liama oraz jego przyjaciół. Liam całkiem niedawno stracił matkę, a jego ojciec pogrążył się w żalu i wiecznie przebywa poza domem. Chłopak snuje się po wyspie, unika szkoły, aż pewnego dnia zauważa, że z latarni zwisa ciało latarnika. Na wyspę przybywa policjant, który ma za zadanie sprawdzić, czy to faktyczne było samobójstwo. Tymczasem Liam odkrywa na miejscu dziwny kamień pokryty czymś w rodzaju run. Niedługo, a miejscu kolejnej tragedii, odnajdzie kolejny kamień, a to odkrycie wprowadzi go na bardzo niebezpieczną drogę.
Do świata zamieszkałego przez twardych ludzi morza wkroczy mrok. Odżywać będą dawne niesnaski i niezadowolenie, a surowe, choć przewidywalne życie stanie się dużo bardziej niebezpieczne. Niemal nikt nie wie, że odpowiada za to magia i pradawna klątwa, która ciąży nad wyspiarzami od stuleci. To Liam i jego przyjaciele pierwsi odkryją prawdę i podejmą wyzwanie, jakim jest przerwanie niebezpieczeństwa.
W tej powieści czuć rzeczywistą grozę - podobną do tej ze wspomnianego serialu. To fascynująca, ale też mroczna opowieść, w której pojawi się niejedna śmiertelna ofiara, a nastoletni bohaterowie mają już za sobą niejedno trudne przeżycie.
Historia zaczyna się od mocnego uderzenia i napięcie właściwie nie opada aż do końca. Jest za to przygoda, magia, klątwa, odwołania do dawnych celtyckich wierzeń, które stają się bardziej namacalne, niż szkolna rzeczywistość. Fantastyka i groza mieszają się tu ze sobą i towarzyszą czytelnikowi w fascynującej podróży.
Tę powieść czyta się z zapartym tchem, a napisana z rozmachem fabuła rozgrywająca się w małej, bardzo hermetycznej społeczności i na bardzo ograniczonym terenie ma szansę porwać niejednego czytelnika, i to niezależnie od tego, czy jest nastolatkiem, czy też dorosłym.
Autor świetnie połączył legendę o klątwie z obrazem społeczności trwającej z dziada pradziada w jednym miejscu i nieświadomie zawieszonej między przeszłością i teraźniejszością. To w tej społeczności, w regularnych odstępach czasu odradza się zło, które wpływa na wszystkich wokół, wpędzając mieszkańców w obłęd i doprowadzając do niejednej tragedii. Z tym wszystkim, niemal bez wsparcia dorosłych, musi zmierzyć się czworo młodych bohaterów. Bardzo różnych, bardzo różnie przez życie doświadczonych, a jednak gotowych wzajemnie się wspierać.
Dzięki czworgu nastolatkom powieść staje się też opowieścią o wspaniałej przyjaźni, mimo różnić, mimo niechęci rodziców, mimo problemów i wszelkich przeciwności losu. Ich determinacja i odwaga są inspirujące. Bohaterowie (dwóch chłopców i dwie dziewczyny) pochodzą z różnych rodzin, mają różne charaktery i temperamenty, ale te różnice okazują się ich atutem w trudnej drodze do odkrycia prawdy o niepokojących wydarzeniach na wyspie. Choć na plan pierwszy zdecydowanie wybija się Liam (także ze względu na pierwszoosobową narrację w dwóch z trzech części powieści), wyraźnie widać, że nie jest w stanie działać w pojedynkę i bez wsparcia przyjaciół na pewno by sobie nie poradził. Świetne jest też to, że dzieciaki, choć pochodzą z jednej wyspy, po części pochodzą z różnych środowisk, ale z drugiej strony są samodzielnymi, niezależnymi i po wyspiarsku twardymi młodymi ludźmi.
Atutem powieści jest bez wątpienia tajemnica, która okrywa budzące grozę wydarzenia na wyspie i którą kawałek po kawałku, element po elemencie, bohaterowie z determinacją odkrywają, choć niemal do końca nie potrafią zidentyfikować, gdzie odrodziło się najczystsze zło. Także dzięki temu my, młodzi i dorośli czytelnicy, możemy zafascynować się opowieścią i zaangażować w fabułę. A ta dostarczy nam niemało emocji.
Dzięki Siódmemu elementowi młody czytelnik ma szansę przeżyć pełną grozy porywającą przygodę w kontrolowanych warunkach. Może poczuć te emocje, to napięcie, jakie budzi tajemnica, niebezpieczeństwo i zagadka do rozwikłania, a jednocześnie groza jest nie tyle przerażająca, co fascynująca i... nieco hipnotyczna. Bo z tych emocji trudno zrezygnować i trudno od lektury się oderwać. Natomiast cała historia jest bardzo kompletna, choć pozornie tylko zamknięta, i pozostawia nas z poczuciem czytelniczej satysfakcji, pobudzając jednocześnie wyobraźnię, do kreślenia dalszych scenariuszy. To właśnie bardzo sobie cenię.
Myślę, że ta książka może okazać się bardzo trafionym gwiazdkowym prezentem dla niejednego nastoletniego czytelnika, zwłaszcza jeśli lubi połączenie magii i grozy ze szczyptą niepokojącej atmosfery małej wyspy. Mnie przykuła do swych kart na dobrą chwilę i czytałam ją z niekrytą przyjemnością. Jedyne, co mnie zastanowiło, to nagły przeskok z narracji pierwszoosobowej w części pierwszej, do trzecioosobowej w drugiej, z ostatecznym powrotem do pierwszoosobowej w ostatniej partii. Ale zachowanie spójności opowieści łagodzi ten dysonans i ostatecznie nie miał on wpływu na odbiór całości, a pozwolił spojrzeć na Liama z nieco mniej subiektywnej perspektywy.
Komentarze
Prześlij komentarz