Słowo "wihajster" było w moim rodzinnym domu w codziennym użyciu. Przez długi czas myślałam, że wihajster oznacza to samo co śrubokręt, bo zazwyczaj o to prosił dziadek, wołając do mnie "Podaj mi ten wihajster". Długie lata nawet nie zastanawiałam się nad genezą tego słowa - było takie "nasze", domowe i oswojone. Kojarzyło mi się z dziadkiem. Chyba dopiero jako dorosła osoba spotkałam kogoś, kto też używał słowa wihajster i wcale nie miał na myśli śrubokrętu. I wtedy po raz pierwszy poznałam etymologię słowa. Do dziś jednak mam do niego sentyment i właśnie dlatego wiedziałam, że książka Michała Rusinka musi znaleźć się w naszym domu. Pomijając już wszystkie inne logiczne argumenty - a tych za książką przemawia niemało - o sprawie przesądziło jedno słowo.
Książka Michała Rusinka jest skierowanym do młodego odbiorcy przewodnikiem po słowach zapożyczonych. Zaczyna się od ciekawego, ale niezbyt długiego wprowadzenia, po którym ruszamy w podróż po rozmaitych słowach wywodzących się z języków obcych, a które na stałe weszły do użytku. Słowa zgrupowane są w kilku działach: kuchnia, jedzenie, pokój, łazienka, szkoła, podwórko, miasto, wieś, sport, medycyna, warsztat, garderoba. Na końcu znajdziemy także zapożyczenia z języka polskiego (świetny pomysł, żeby pokazać, że i nasz język wpływa na inne!) oraz - mój ulubiony element - indeks wyrazów zapożyczonych.
Słowa, które pogrupował autor książki, to te powszechnie znane i stosowane. Czasem nawet my, dorośli, nie zdajemy sobie sprawy z ich obcego pochodzenia. Weźmy taką "patelnię" - jest w każdym niemal domu i niemal każdy używa tego słowa, ale pewnie niewielu poza językoznawcami zna jego etymologię. Albo "piłka", która pojawiła się w języku polskim już w XIV wieku i stała się częścią naszego języka. Muszę przyznać, że sama z szeroko otwartymi ze zdziwienia oczami przeglądałam tę niezwykłą książkę.
Jestem tą książką zachwycona. Moje polonistyczne serce czuje się dopieszczone i cieszę się jak dziecko za każdym razem, kiedy po nią sięgam. Doceniam też jej wartość dla młodego czytelnika, który o czymś takim jak zapożyczenia jeszcze nie słyszał. Po pierwsze - książkę można potraktować jako zbiór ciekawostek, które pozwolą dziecku odkryć kilka niesamowitych rzeczy. I nie chodzi tu wcale o zapamiętanie definicji czy etymologii słów, ale o odkrywanie, że to, co wydaje się nam dobrze znane, kryje w sobie jakąś tajemnicę. Po drugie - Wihajster doskonale buduje świadomość językową już u wczesnoszkolniaka. Skłania do zastanowienia się nad brzmieniem ojczystego języka, odkryciem historii kryjących się za znanymi słowami. Pokazuje, jak języki nawzajem na siebie wpływają, a potem jak słowa "wrastają w otoczenie", stając się składową nowego języka.
Lektura książki niesie ze sobą mnóstwo radości (któż nie doceni wartości nauki przez zabawę, poza szkolna ławą). Zgrupowane w działach słowa rozrzucone są po pięknie ilustrowanych przez Joannę Rusinek, które cieszą oko dynamiką i nasyceniem kolorów i zwyczajnie zachęcają do wertowania. Książka jest starannie wydana - w dużym formacie i twardej oprawie, przez co staje się ozdobą dziecięcej biblioteczki i jest zaproszeniem do wspólnego czytania - z dużą książką świetnie siedzi się obok siebie i czyta razem z dzieckiem. Można więc razem poznawać na nowo dobrze znane słowa i czerpać radość z lektury, wspólnych odkryć i rozmów o języku. I - co ważne - do tej książki chce się wracać. Kto wie, może właśnie wihajster będzie narzędziem, który pomoże w stworzeniu nowego językoznawcy? A jeśli nie... to przecież językowa świadomość i garść ciekawostek przyda się każdemu, prawda?
Michał Rusinek miał świetny pomysł na książkę dla dzieci, jakiej jeszcze nie było. Bardzo cieszę się też, że nie uczynił z niej czegoś na kształt ilustrowanego słownika. Zdecydowanie lepiej jest pogrupować słowa tematycznie niż alfabetycznie. Jedyny minus to indeks bez numerów stron. Oczywiście przy książce o takiej objętości nie jest wielkim kłopotem wyszukanie interesującego nas wyrazu, ale miło byłoby poczuć się jak czytelnik pracy naukowej :-) Poza tym nie mam zastrzeżeń i szczerze polecam.
Jeśli chodzi o Wojtka to w pierwszej chwili zastanawiał się, dlaczego ma książkę czytać, bo nie wiedział, czego się po niej spodziewać. Jednak kiedy już zerknął do wnętrza, przepadł z kretesem. A gdy po południu referował tacie co nieco o pochodzeniu słowa traktor, piłka czy sedes, wiedziałam, że lektura trafiła na podatny grunt. Myślę, że podobnie trafi i do młodszych niż Wojtek dzieciaków, tych w wieku wczesnoszkolnym, które przyciągnie szata graficzna, ale i treść będzie jasna i zrozumiała.
Autor: Michał Rusinek
Tytuł: Wihajster, czyli przewodnik po słowach pożyczonych
Ilustracje: Joanna Rusinek
Wydawca: Znak Emotikon
Świetna książeczka dla dzieci i dorosłych. Uwielbiam takie językowe smaczki. :)
OdpowiedzUsuńJa również uwielbiam !
Usuń