Agatha Rae, Psychopomp
Ta książka to chyba najbardziej niespodziewana lektura w tym roku. Nieznana mi autorka, niewiele mówiący tytuł... I czytanie bez oczekiwań, czego dawno nie doświadczyłam, a co okazało się zaskakująco przyjemnym doświadczeniem. Podróżą w nieznane, z której wraca się z całą gamą wrażeń. Pozytywnych.
Akcja powieści toczy się w latach 90. w Gdyni. Anita zwana Aśką podczas obozu letniego przed maturalną klasą doświadcza czegoś niecodziennego. Nocą ze snu wyrywa ją czyjaś obecność i dziwny chłód. Jeszcze tego nie wie, ale po raz pierwszy spotyka... duszę umierającego człowieka. Anita ma bowiem - czego dowie się później - zdolności psychopompa, czyli może kontaktować się właśnie z duszami umierających i pomóc im przejść na drugą stronę. Anita musi jednak poradzić sobie nie tylko z nowo odkrytymi zdolnościami, ale i z maturą, egzaminami na studia i całym "zwykłym" życiem. A codzienność i akceptacja nowej roli mogą być trudne do pogodzenia.
Tyle o fabule. Myślę, że najlepiej będzie, jeśli tę historię odkryjecie sami. A wierzcie mi, jest co odkrywać.
Ta powieść to piękna nostalgiczna podróż do Gdyni lat 90. I choć nie jestem gdynianką (ale moje rodzinne związki z Trójmiastem na pewno miały wpływ na odbiór historii), jest to dla mnie podróż fascynująca. Jesteśmy świadkami wchodzenia w dorosłość młodej dziewczyny w czasie sprzed telefonów komórkowych i mediów społecznościowych. Jej życie obraca się wokół szkoły, muzyki odtwarzanej z kaset na walkmanie (bardzo konkretnej, bo bohaterka jest miłośniczką rocka). Choć bohaterka rocznikowo musi być nieco ode mnie starsza, to jej doświadczenia i zainteresowania z czasu końca liceum i początku studiów są mi niesamowicie bliskie, co z pewnością wpłynęło na nastrój, w jakim czytałam tę książkę.
Osadzenie powieści w czasie jest bardzo namacalne. Autorka umiejętnie wplata w akcje elementy, które ściśle wiążą wydarzenia fikcyjne z charakterystycznymi dla danych lat wydarzeniami faktycznymi. Jest miejsce dla konkretnej muzyki z tamtego okresu, koncertów, które się rzeczywiście odbyły, jest mowa o tragicznym pożarze po koncercie Golden Life, rozrywki, jakim oddawali się młodzi w tamtym okresie... Ta sentymentalna podróż w przeszłość i okazała się dla mnie wzruszającą podróżą w moje własne wspomnienia i to pośrednie przywołanie osobistych doświadczeń ogromnie mnie zachwyca. Myślę, że podobne odczucia będzie miało wielu czytelników urodzonych na przełomie lat 70. i 80., których dzieciństwo i młodość przypadły właśnie na ten czas, w którym rozgrywa się akcja powieści.
Autorka ma duży narracyjny talent. W jej narracji jest miejsce zarówno na pełne nostalgii opisy związane z czasem i miejscem, jak i na obraz codziennego życia w marynarskiej rodzinie, a wszystko to podane w takiej formie, że czytelnik nie odczuwa znużenia. Agatha Rae tka swoją opowieść z dbałością o każdy detal, oddziałując na czytelnika plastycznością obrazu i przywołanymi emocjami. To prawdziwa czytelnicza uczta.
Ale sentymentalna podróż do - pośrednio także mojej - młodości i lat 90. to nie wszystko, co oferuje powieść. Nie mniej istotne są tu wątki utrzymane w estetyce realizmu magicznego, które wiążą się ze zdolnością bohaterki do widzenia dusz umierających i niesienia im pomocy. Wyobraźnia autorki niesamowicie mnie zaskoczyła i zafascynowała. Agatha Rae sięgnęła do opowieści o istotach, których zadaniem było odprowadzanie ludzkich dusz to świata umarłych i obarczyła bohaterkę brzemieniem takich zdolności. Anita odkrywa je w sobie nagle i nie do końca akceptuje, nie wiedząc, do czego mogą prowadzić. Intuicyjnie stara się robić to, co wydaje się jej zadaniem, choć nie jest to ani łatwe, ani nie zawsze bezpieczne, a przede wszystkim bardzo obciążające. Akceptacja nie przychodzi łatwo, podobnie jak zrozumienie.
Podziwiam autorkę za niezwykle oryginalny pomysł na fabułę, która tak mocno osadzona w czasie i miejscu, zabiera zarazem czytelnika w podróż poza dostępne ludzkim zmysłom doświadczenia. Wisienką na torcie są odwołania o muzycznych utworów, w których pojawia się postać psychopompa. I to jest po prostu doskonałe.
Nie da się ukryć, że w pewien sposób bohaterem książki stała się też sama Gdynia, uliczkami której wędruje bohaterka. Miasto stało się nie tylko wyraźnie nakreśloną sceną dla rozgrywających się wydarzeń, ale i elementem wpływającym na ich przebieg. W narracji odczuwalny jest sentyment, jak autorka ma do miasta, pojawia się jego historia i obraz z czasu przemiany ustrojowej, a wszystko to naturalnie wpasowane w fabułę, że zupełnie niewybijające z czytelniczego rytmu.
Bardzo podoba mi się zastosowanie pierwszoosobowej narracji, która pozwala nam spoglądać na świat oczami bohaterki, a tym samym jej doświadczenia stają się naszymi. Widzimy, jak nowo odkryte zdolności wpływają na nią samą, jak je odkrywa, oswaja, jak pod ich wpływem dojrzewa. Niejako wchodzimy w buty Anity, a cała historia staje się nam bliższa i bardziej namacalna.
Akcja książki nie pędzi, nie mamy tu ani tzw. one-linerów, ani jednych sensacyjnych wydarzeń goniących następne. To raczej pięknie konstruowana i snuta opowieść, w której jest miejsce na różne elementy, te bardziej statyczne i te dynamiczne. Pszchopomp na początku mnie zaintrygował, zachęcił do zagłębienia się w powieściowy świat, by ostatecznie pochłonąć bez reszty. Oddziałuje na czytelnika nie tylko dramaturgią wydarzeń, ale też bogatym kontekstem odwołującym się do wspomnień i emocji.
Psychopomp zachwycił mnie, zaintrygował, zaskoczył. Zaoferował historię, z jaką jeszcze się nie spotkałam, i przywołał wspomnienia, który wywołują uśmiech na twarzy. Książka okazała się zarówno literacką ucztą, jak i doskonałą rozrywką. Z ciekawością będę wyczekiwać kolejnej powieści autorki.
Komentarze
Prześlij komentarz