Sto tysięcy ton cytrynowych landrynek, czyli "Bajka o tym, jak błędny rycerz nie uratował królewny, a smok przeszedł na wegetarianizm" Łukasza Olszackiego
|
W IV edycji Konkursu Literackiego im. Astrid Lindgren na współczesną książkę dla dzieci i młodzieży w kategorii wiekowej do lat 6 pierwszej nagrody nie przyznano, za to drugą otrzymał Łukasz Olszacki za
"Bajkę o tym, jak błędny rycerz nie uratował królewny, a smok przeszedł na wegetarianizm".
I moim skromnym zdaniem - otrzymał ją całkiem zasłużenie.
Historia, którą dostaje do rąk młody czytelnik, to zabawa z bajkową konwencją. Mamy typowych bohaterów bajkowych - smoka, królewnę, błędnego rycerza - i całą masę niebajkowych zwrotów akcji. O czym autor lojalnie uprzedza.
Doskonale wiem, że nie każdy lubi niespodzianki. Zwłaszcza kiedy są one niemiłe i jeżą się od nich włosy na głowie. Dlatego chciałbym uprzedzić wszystkich, którzy zaczynają czytać tę książkę: opisana w niej historia to nie przelewki!
Na początku, jak w typowej bajce, dowiadujemy się o tym, że smok porwał królewnę. Ale zaraz przestaje być "typowo". Bo okazuje się, że smok wysłał żądanie okupu do miejscowej gazety. Mało tego, nie wymaga dostarczenia owiec, a... stu tysięcy ton cytrynowych landrynek. I to rocznie!
I tak naprawdę to dopiero początek kłopotów. Bo rycerz, który powinien walczyć ze smokiem, bardzo szybko czmycha z książki (nie zdradzę Wam, dlaczego), a i kłopoty okazują się znacznie poważniejsze niż walka ze smokiem.
Cała historia jest rzeczywiście przezabawna. Autor z fantazją bawi się motywami znanymi wszystkim, ale w taki sposób, że nic nie jest takie, jak byśmy oczekiwali. Antagoniści muszą stać się sprzymierzeńcami w obliczu znacznie poważniejszego zagrożenia, a do czytelnika i do bohatera autor zwraca się dość bezpośrednio. Również sami bohaterowie chętnie wdają się z autorem w dyskusje. Całość, zgrabnie ujęta w rozdziały, jest rzeczywiście przezabawna i to zarówno dla dziecka, jak i dla rodzica.
Rycerz gwizdnął na swego rumaka. Na ten ustalony sygnał koń powinien natychmiast przybiec do Mścisława. Niestety, szkapa była wyjątkowo leniwa i zamiast ruszyć galopem, z wolna podniosła łeb, westchnęła i zaczęła człapać w stronę rycerza.
Tą zabawną historię dopełniają ilustracje przygotowane przez Jolę Richter-Magnuszewską, która wykonuje również ilustracje do "Świerszczyka". Jej prace są kolorowe, dynamiczne i idealnie oddają zabawny wydźwięk książki.
Jedyne, względem czego mam zastrzeżenia, to kategoria, do której przypisano książkę w konkursie - skoro "do lat 6" to niechcący mogą ją ominąć rodzice dzieci 7-, 8-letnich, a - moim zdaniem - to one najlepiej bawić się będą przy lekturze. Ponieważ część akcji opiera się na ginących lub przekręcanych literkach, to właśnie świetna pozycja dla dzieciaków uczących się pisać i poznających podstawy ortografii. Ta zabawa słowami naprawdę mnie ujęła! Oboje z Wojtkiem wysoko oceniamy tę pozycję. Brawo!
Komentarze
Prześlij komentarz