Skorpion - prawdziwa historia pewnego mordercy

okładka, powieść
Prawdziwa, mrożąca krew w żyłach historia

Na przełomie lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych kobiety mieszkające na terenie Pomorza nie mogły czuć się bezpiecznie. To tam dochodziło do niewyjaśnionych zabójstw, makabrycznych historii odgrywających się czasem kilkanaście metrów od domu ofiary. Ich sprawca, nazwany Skorpionem, dopadał kobiety w często przypadkowo wybranych miejscach (milicja bez skutku próbowała znaleźć schemat działania sprawcy), traktował je ciężkim narzędziem, bezcześcił ciała i okradał. Choć informacje o tych zbrodniach nie były szeroko komentowane w prasie, wieści o niebezpieczeństwie rozchodziły się pocztą pantoflową.

Milicja przez wiele lat nie potrafiła zidentyfikować i pojmać zabójcy, co może nasuwać pytanie o przyczynę. Czy to nieudolność funkcjonariuszy, sytuacja w państwie, a może niezwykły spryt przestępcy pozwoliły mu tak długo unikać kary? 

Odpowiedzi na te pytania podjął się odnaleźć Krzysztof Wócik, reporter, dwukrotny laureat nagrody Grand Press za ujawnienie afer korupcyjnych na wydziale prawa Uniwersytetu Gdańskiego. Dziennikarz przejrzał wielotomowe akta sprawy z drobiazgowymi zeznaniami Pawła Tuchlina i rozmawiał z żyjącymi świadkami zbrodni. W ten sposób powstała książka "Skorpion".

"Skorpion" to pasjonująca lektura zarówno dla miłośników non fiction, dla fanów kryminałów, powieści psychologicznej, dla zafascynowanych historiami śledztw i kryminalistyki. Na ponad 300 stronach otrzymujemy mrożącą krew w żyłach wiwisekcję przypadku Pawła Tuchlina.



okładka


Tego dnia pękł jego nieskomplikowany świat. Trzasnął na sto tysięcy kawałków o ósmej rano, gdy zobaczył porzucone w polu ciało Ireny. Córka leżała na plecach. 
(...)
Zabójca ukrył ciało w niewielkim zapadlisku. Widać, że ciągnął je przez kilka metrów, bo ślady krwi świadczyły o tym, że zaatakował dziewczynę na polnej ścieżce.

Narracja w książce prowadzona jest dwutorowo. Z jednej strony otrzymujemy beletryzowane próby odtworzenia okoliczności zbrodni. To z nich możemy dowiedzieć się nieco więcej o poszczególnych ofiarach (choć z szacunku do nich autor zmienił ich nazwiska, pozostawiając imiona), kim były, czym się zajmowały, jak to się stało, że ich ścieżki przecięły się ze ścieżką psychopaty. Autor przedstawia nam ostatnie chwile napadniętych kobiet w sposób tak sugestywny, że nie sposób nie poczuć się jak naoczny świadek. Obrazowość opowieści odtwarza miejsce i okoliczności zbrodni, ale nie skupia się tylko na tym. Relacjonuje czytelnikowi to, co pamiętają świadkowie, ale nie skupia się jedynie na potwornościach. Drobiazgowe odtworzenie okoliczności zbrodni i zeznań świadków prowadzi do badania metod prowadzenia śledztwa przez funkcjonariuszy wymiaru sprawiedliwości. Wójcik ujawnia mało znane lub całkiem nieznane fakty dotyczące śledztwa. Pokazuje nieudolność milicji, ale też to, jaki wpływ na brak powiązania ze sobą niektórych przypadków miał brak centralnej bazy milicji i skupienie tzw. góry na sprawach "Solidarności". Bo to nie tylko spryt Tuchlina pozwalał mu tak długo pozostawać w ukryciu, ale też sytuacja polityczna w kraju i wpływ, jaki władza miała na stanowienie "priorytetów" pracy milicji. 

Książka jest fascynującym studium nad techniką prowadzenia dochodzenia w tamtym czasie. Ponadto ujawnia to, co ukrywał ówczesny wymiar sprawiedliwości - że Paweł Tuchlin był już w rękach milicji w 1980 roku i został wypuszczony na wolność, dzięki czemu na jego koncie znalazły się kolejne ofiary - łącznie przypisuje mu się 9 zabójstw i 11 przypadków usiłowania zabójstwa, a większość z niedoszłych ofiar do końca życia pozostała kalekami. Wójcik analizuje wszystkie zebrane w aktach fakty, dając czytelnikowi wgląd w tę dotąd dość tajemniczą historię.

Ale jest jeszcze drugi tor narracji - monologi prowadzone przez mordercę, stworzone na podstawie szczegółowych zeznań Tuchlina, który z niemal lubością opowiadał policji o swoich działaniach, oraz wizji lokalnych. To dzięki tym monologom czytelnik ma wgląd w psychikę zabójcy i to dodatkowy atut książki, która jest fascynująca z punktu widzenia zarówno kryminalistyki, jak i psychologii. Ponadto oddaje grozę sytuacji wynikającą z faktu, że Tuchlin nie działał planowo, wyruszał na swoje "wędrówki" bez wcześniejszego planu i ofiarę wybierał w sposób całkowicie losowy. 

Od rana czułem jakieś takie podenerwowanie. Na robocie się nie mogłem skupić, bo w kółko w głowie miałem jedną myśl. Musiałem wyjść na polowanie. Dziś miał być dzień wędrówki. W zetenteku nawet z nikim nie rozmawiałem, bo przez cały czas czułem napięcie. Kiedy miałem fajrant, zabrałem ze swojej szuflady narzędziowej młotek. Wsadziłem za pazuchę, tak żeby nie było go widać. Zimny był, skurwysyn. Jakby kawał lodu wsadziło się do gaci. Wbijał się chłodem we wnętrzności jak nóż.
Tak się nie da chodzić po mieście. Na szczęście po wypadku, gdy złamałem miednicę, miałem zapas bandaża.

Z pewnością warto po książkę sięgnąć, gdyż nie było dotąd tak drobiazgowego studium przypadku "Skorpiona". Czyta się tę ją jak dobry kryminał, ale też jak równie dobry reportaż stworzony przez dziennikarza śledczego, a także jak powieść psychologiczną, napisaną z dbałością o szczegóły. I choć autorowi nie udaje się odpowiedzieć na pytanie, jaką rolę w historii morderstw odegrała żona Tuchlina (czy przyjmując od męża podarki w postaci skradzionych ofiarom obrączek, zegarków itp., mogła nie podejrzewać, że pochodzą z kradzieży?), na wiele innych odpowiedział bardzo dokładnie. Z pewnością całość nie pozostawia czytelnika obojętnym.

Tytuł: Skorpion
Autor: Krzysztof Wójcik
Wydawca: Muza

Komentarze

Popularne posty