Robert Małecki, Zadra [recenzja przedpremierowa]

książka, okładka
Aura na dworze niemal jak w powieści


To wspaniałe uczucie móc śledzić pisarską karierę lubianego autora od jego debiutu. Patrzyć, jak umacnia się, rozwija, nabiera doświadczenia. Zawiązywać więź z bohaterami jego książek, utwierdzać w przekonaniu, że to autor ulubiony, że bohater jego książek to mój ulubiony bohater. Tak właśnie wygląda moja czytelnicza przygoda z Robertem Małeckim. Od debiutu, przez każdą kolejną powieść rośnie mój podziw i rośnie pragnienie czytania więcej i więcej (choć doskonale zdaję sobie sprawę, że dobra powieść potrzebuje czasu - jak ciasto drożdżowe, żeby wyrosnąć - i staram się nie pompować oczekiwań). I gdy tylko nadarza się okazja, wiem, że rzucę niemal wszystko, by dać się wciągnąć w kolejną historię, którą wymyśli Robert.

Zadra, najnowsza odsłona cyklu o komisarzu Bernardzie Grossie, swoją premierę mieć będzie 15 stycznia 2020 roku. Czekałam na nią bardzo niecierpliwie, tym bardziej że data premiery została przesunięta, ale jeśli ten czas był potrzebny autorowi, bo oddać nam powieść, z której jest zadowolony, to mogę się z tym pogodzić. Niezmiernie z to cieszę się, że dane mi było przeczytać ją wcześniej, zwłaszcza że aura za oknem była bardzo zbliżona do tej, w której rozgrywały się wydarzenia w książce, co jeszcze bardziej pozwoliło wczuć się w klimat powieści. Ale i bez współgrającej aury raczej nie będziecie mieć z tym problemu.

Akcja Zadry rozpoczyna się od kości leżącej "w wysokiej, pożółkłej trawie, tuż przy pniu sosny". A wszystko to w lesie w podchełmżyńskim Grodnie. Choć w tym lesie w 1945 roku wymordowano ponad siedemset Żydówek, te kości nie należą do żadnej z nich. Gross musi zacząć badać sprawę - nie tylko ustalić tożsamość mężczyzny, ale też zbadać okoliczności jego śmierci. 

Oczywiście to niejedyna sprawa, która będzie zaprzątała głowę komisarza. Jest jeszcze osobista prośba od szefowej, by przyjrzeć się sprawie przemocy w rodzinie Płockich, a do tego sprawa pary studentów, którzy zaginęli w 2002 roku. Gross będzie musiał zbadać, czy sprawa zaginięcia sprzed lat ma jakikolwiek związek ze śmiercią mężczyzny z lasu.

książka, okładka
Każdy element ma znaczenie


Robert Małecki udowodnił już we wcześniejszych powieściach, że świetnie odnajduje się w budowaniu kryminalnej intrygi, która do końca pozostaje zagadką (Nawet jeśli pojawiają się pewne przebłyski, to trudno nam samym odgadnąć ich umotywowanie). Jego bohaterowi zdarza się prowadzić kilka spraw, które mogę, lecz nie muszą się ze sobą wiązać, a przeszłość i teraźniejszość potrafią wydawać się sobie bliższe, niż można by przypuszczać. Nie sposób przeanalizować metod budowania historii bez posługiwania się spoilerami, musi wam zatem wystarczyć stwierdzenie, że jest równie dobrze, jak w poprzednich odsłonach cyklu o Grossie. Autor buduje napięcie, podsuwa fałszywe tropy (ale i prawdziwe), pozostawia czytelnika w niepewności co do intencji pojawiających się postaci. A kiedy wątki stopniowo zaczynają się splatać i Gross powoli odsiewa ziarno od plew, wszystko okazuje się bardzo logiczne i - co najważniejsze - wiarygodne (nawet jeśli fikcja literacka pozwala sobie na ciut więcej).

Nie ukrywam, że komisarz Bernard Gross jest jednym z moich ulubionych bohaterów literackich i uwielbiam podążać jego tropem. Ten wewnętrznie rozdarty, życiowo poobijany mężczyzna zachwyca mnie inteligencją, spokojem uwidaczniającym się podczas prowadzenia sprawy, rzetelnością i drobiazgowością, z jaką prowadzi śledztwo. Fascynuje mnie, jak jego modelarska pasja współgra ze sposobem wykonywania pracy i jak wspaniale autor komponuje tę pasję w fabule. W Zadrze robi to po raz kolejny, jednak wprowadza te elementy na tyle subtelnie, że odbieramy je jako coś naturalnego, a nie nużące powtarzanie tego samego.

Robert Małecki wypracował sobie pewien konstrukcyjny schemat budowy serii, który przypadł do gustu wielu czytelnikom, i konsekwentnie go stosuje, po mistrzowsku opierając na tym szkielecie tak ciekawą intrygę, że schemat jest właściwie niezauważalny. Tym schematem jest drobiazgowo prowadzone śledztwo ukazywane niemal dzień po dniu, drobiazgowe gromadzenie dowodów, podążanie za tropami, zespołowa praca grupy policjantów przeplatana z ich osobistym życiem, które też wpływa na pracę. Jednak to detale, które wspomniany szkielet wypełniają, czynią z książki lekturę pasjonującą i właściwie nieodkładalną (chyba nadużywam tego słowa przy powieściach Roberta ;) wybaczcie), za każdym bowiem razem mamy do czynienia z nowym śledztwem i nową, zaskakującą zagadką.

Siłą powieści autora jest nie tylko intryga kryminalna, ale też bohaterowie. I mam tu na myśli nie tylko Bernarda Grossa, który w sposób oczywisty wysuwa się na plan pierwszy, ale też postaci poboczne, z których każda obdarzona zostaje indywidualnym rysem i mniej lub bardziej rozbudowaną historią. Nie ma tu miejsca na "papierowych" bohaterów bez cech charakterystycznych, są za to postaci, które można polubić bądź nie, ale nie można im zarzucić, że są nijakie. 

Rozbudowane tło "obyczajowe" to kolejny stały element powieści Roberta Małeckiego. Z każdym kolejnym tomem rozwija się "prywatna" historia bohaterów. Poznajemy bliżej postacie drugo-, a nawet trzecioplanowe, ale przede wszystkim coraz lepiej poznajemy Bernarda Grossa. Choć Gross zdaje się żyć przede wszystkim pracą, jego prywatna historia również się rozwija (choć on sam wciąż ma poczucie trwania w zawieszeniu). Wiele dowiadujemy się o nim samym, obserwując zbieranie śladów, łączenie faktów, ale też moralne rozterki, wątpliwości, chwile słabości. Gross wiele przeżył i nadal nie umie się w życiu odnaleźć, choć w pracy jest opanowany i zdecydowany, zdecydowania brak mu w życiu prywatnym, a to czyni go tak bardzo ludzkim. 

W jednym z wywiadów (bardzo chciałabym podać źródło, ale nie pamiętam) Robert Małecki powiedział, że w literaturze interesuje go przede wszystkim opowieść o człowieku, do której przysłowiowy trup jest tylko dodatkiem, i to konsekwentnie oraz - moim zdaniem - udanie realizuje też w swoich książkach. Zadra - choć motorem napędzającym akcję jest śledztwo w sprawie znalezionego w lesie ciała - jest opowieścią o człowieku, o jego wadach, rozterkach, motywacjach i słabościach. To wszystko liczy się nie tylko w kontekście osobistej historii głównego bohatera, ale też wszystkich osób uwikłanych w kryminalną intrygę. Ich postępowanie nie jest całkowicie irracjonalne, jest umotywowane lękami, namiętnościami, słabościami... Zadra, pozostając w nurcie literatury rozrywkowej, pozwala nam spojrzeć na pojawiające się postaci także z psychologicznego punktu widzenia, przyjrzeć się ich czynom jako odzwierciedleniu cech charakteru i indywidualnych doświadczeń.

Autor świetnie posługuje się słowami, kreśli bardzo plastyczne obrazy, choć dobiera słowa oszczędnie i rozważnie. Nie ma tu miejsca na "nadprzymiotnikowość", za to jest kilka zgrabnych sformułowań, bardzo obrazowych wyrażeń, wprowadzających w klimat powieści, a nawet one-linerów. Bardzo podoba mi się zgrabna klamra, którą spinają powieść pierwsze i ostatnie zdanie. Osobiście uwielbiam tę chwilę, gdy zrozumiały staje się dla mnie sens tytułu, a w każdej z odsłon serii autor umiejętnie wplata ten tytuł w treść powieści. Nie inaczej jest tym razem, a pojawiające się w różnych kontekstach słowo "zadra" pokazuje też szeroki wachlarz interpretacji. To sprawia, że niecierpliwie będę wyglądać informacji o tytule kolejnych części.

Osobiście z zaintrygowaniem obserwuję, jak Robert Małecki konsekwentnie i z niezwykłym wyczuciem wkomponowuje w fabułę swoich powieści wątki z powieści, które jego samego w jakiś sposób zachwyciły czy zainteresowały. Pojawił się w serii o Grossie Nocny lot Antoine'a de Saint-Exupery'ego, Następne życie Atticusa Lisha, a teraz Jezioro Bianki Bellovej. Czekam na ten moment, kiedy Gross czytać będzie kolejną książkę i zawsze podziwiam, jak wiele wnosi ten pozornie niewiele znaczący wątek do samej powieści. Te wplatane w fabułę intertekstualne odniesienia pozwalają nam zobaczyć i doświadczyć więcej.

Charakterystyczne dla stylu autora są też odniesienia muzyczne. Preferencje muzyczne wiele mówiły o Marku Benerze, bohaterze poprzedniego cyklu Roberta Małeckiego. Tymczasem w Zadrze pojawia się wątek związany z jednym z utworów Marka Knopflera i choć jest on zaledwie detalem, wzbogaca fabułę do tego stopnia, że nie sposób niemal nie sięgnąć po nagranie. Piper to the end towarzyszył mi w trakcie lektury niemal do końca i jego wprowadzenie - podobnie jak odniesienia do Jeziora - stało się dla mnie wisienką na torcie do tej fantastycznej lektury.

książka, okładka, płyta
Podkład muzyczny idealny do lektury


W Zadrze odnalazłam to wszystko, co pokochałam w stylu autora i w poprzednich odsłonach serii - ciekawego bohatera, który jest świetny w pracy śledczego, ale całkowicie pogubiony życiowo, ciekawą intrygę kryminalną zwieńczoną zaskakującym finałem, drobiazgowo prowadzone, ukazane dzień po dniu śledztwo, ale opisane tak, że czytelnik nie odczuwa znużenia, daje się ponieść akcji, wodzić za nos, uwieść konsekwentnie budowanemu napięciu. Jest charakterystyczny dla tych powieści klimat - ciężki, nieco depresyjny, przytłaczający. Jest cała gama osobistych relacji oraz konkretna przestrzeń, w której poruszają się bohaterowie, czyli Chełmża, w której miejsca fikcyjne i realne są tak przedstawione, że można by wyruszyć na wycieczkę śladami bohaterów. 

Przy okazji recenzji Wady pisałam, że widać wyraźnie, że Robert Malecki ma pomysł na serię o Grosie. Teraz mogę powiedzieć, że pomysł ten z powodzeniem realizuje. Czytelnicy, którzy polubili Skazę i Wadę, będą zadowoleni również po lekturze Zadry. Autor po raz kolejny udowodnił, że do budowania napięcia nie potrzeba szaleńczych pościgów czy spektakularnych strzelanin, a dość bliskim rzeczywistości opisem mozolnego śledztwa można przykuć czytelnika do kart powieści równie dobrze, co hektolitrami krwi. Inteligentna, umiejętna gra podejmowana z czytelnikiem, który dostaje to, czego się spodziewa, a zarazem jest nadal zaskakiwany, to - moim zdaniem - recepta na sukces. Zdaje się, że właśnie na tę równowagę między spełnianiem oczekiwań a pewną dozą zaskoczenia zwracałam już uwagę, więc nie będę się powtarzać. Powiem tyle - powieść trzyma poziom poprzedniczek.

Jest coś takiego w powieściach Małeckiego z serii o Grossie, co przywodzi mi na myśl "Serię szetlandzką" Anne Cleeves czy "Trylogię Białego Miasta" Evy Garcii Saenz de Urturi - śledztwo osadzone w konkretnej przestrzeni, prowadzone pozornie niespiesznie, rozbudowana warstwa "obyczajowa" powieści, sposób budowania napięcia bez epatowania makabrycznymi opisami, choć w każdej z powieści nie brak dramaturgii, a zbrodnia pozostaje obecna i namacalna. Tego typu powieści części czytelników podobają się bardzo, innym brakuje w nich elementów bliższych powieściom sensacyjnym. Myślę jednak, że jeśli poprzednie odsłony cyklu o Grossie przypadły wam do gustu, i na tej się nie zawiedziecie. I bardzo prawdopodobne, że po zakończonej lekturze pozostaniecie - jak ja - z rozbudzonym apetytem na kolejne spotkanie z prozą Roberta Małeckiego.

A ta data - ku mej rozpaczy - pozostaje wielką niewiadomą.


książa, okładka
Premiera już 15 stycznia 2020 roku!


Autor: Robert Małecki

Tytuł: Zadra

Wydawca: Czwarta Strona

 

Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję Autorowi i Wydawcy.


Komentarze

  1. Ja jakoś nie do końca jestem przekonana do tej pozycji. Może kiedyś dam jej szansę ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty